Szczerość jest często antykomercyjna – rozmowa z Jakubem Sajkowskim |
Jakub Sajkowski: Przyznam że niewiele zastanawiałem się nad jakąkolwiek "zofią" przy tworzeniu książki, najbliższa mi się wydaje moja siostra o imieniu Zofia, ale ona w książce ostatecznie nie została opisana (śmiech) ale mówiąc poważnie, dla mnie osobiście bawienie się odniesieniami historycznymi aż tak trudne nie było, w zasadzie te wiersze z "datami" są tekstami jednymi z najwcześniejszych do książeczki, bo mogłem pewne sprawy opisać z dystansu, dopiero później powstały teksty bardziej osobiste, które powstać musiały, żebym miał poczucie że historia zawarta w tej książeczce jest "moja". Ale faktem jest, że w zasadzie nazywając to nie historią, a historiozofią masz dużo racji - jakby zebrać te teksty bawiące się historią i te teksty bawiące się rzeczywistością tu i teraz, to jakiejś fundamentalnej różnicy nie ma - nadal ten sam absurd i wojenki, jeśli nie młody chłopaczek terroryzujący własną rodzinę w rewolucji rosyjskiej, to - przy zachowaniu odpowiednich proporcji, banda kiboli na ustawce albo "studenciaki z polski", które zamiast zainteresować się światem drą się pod krzyżem w imię "zachowania tożsamości patriotycznej" czy jakoś tak. Nazwijmy to faszyzmem, chrystianizacją, cokolwiek - wszystko w zasadzie już było, i nadal jest, bo człowiek się nie zmienia. Ja się z tym absolutnie zgadzam, choć nigdy nie myślałem o tym jako o "historiozofii", ani w ogóle jako o czymś odkrywczym - po prostu jestem typem osoby, którą w jakimś tam stopniu irytuje tzw. wielka polityka. Nie zawsze ma to przełożenie na moje teksty poetyckie, ale się zdarza że owszem (śmiech).
D.J.: Prawda, „ten sam absurd i wojenki” (resume z ostatniego tygodnia – rewolucje w Tunezji, Egipcie czy Sudanie). Jednakże, jeśli już bierzemy udział w tym, co potocznie nazywamy rzeczywistością (z różnym skutkiem mając na nią jakikolwiek wpływ) to czy właśnie nie na poetach „ciąży” (ładna staropolszczyzna) większa odpowiedzialność czy może jesteśmy już jako zjawisko (piszący i czytający wiersze) "anachronizmem", którego nawet nie opłaca się komercjalizować?
J.S.: Ja jednak jestem zdania, że jeśli się mówi, to tak, żeby to było szczerze, a szczerość jest często antykomercyjna. W tym sensie odpowiedzialność, owszem, jest, ale raczej taka, żeby słowa nie rzucać na wiatr, ale to, co się chce przekazać, zrobić możliwie precyzyjnie, skoro już wiersze są nośnikiem tak skondensowanym. Co do dalszej odpowiedzialności... mimo wszystko wolę sobie nie zakładać pisania "żeby coś zmienić", bo to może mieć elementy takiego sztucznego "pisania na zamówienie", piszę raczej o tym, co mnie osobiście interesuje - nawet jeśli w tle dzieją się tam jakieś, mniej lub ważne wydarzenia, to i tak na pierwszym miejscu stawiam sobie człowieka, z jego emocjami, wnętrzem, bądź nieco egoistycznie, z moimi własnymi emocjami. Jest to niejako nieodłączne ze sposobem pisania, tzn że robi się to intymnie, i - później - z odbiorem, bo jednak najczęściej czyta się też intymnie, dla siebie bądź w wąskim gronie zainteresowanych, na ten przykład, wieczorem autorskim. Czy to wada poezji? Oczywiście, jest wiele tekstów którym można zarzucić przesadną hermetyczność, a to, że niektóre teksty nie potrafią mówić, to czasem wina braku umiejętności mówiącego. Natomiast trudno sobie wyobrazić że tom dotykający np. wojny w Sudanie będzie się sprzedawał lepiej niż film o wojnie w Sudanie, jakby na starcie poezja ze swoją kondensacją, jednowymiarowością papieru ma znacznie trudniej. Ale zaraz anachronizm? Taka antologia wierszy o Tybecie, wydana niedawno przez Red, też nie ma szans obalenia ustroju, ale przynajmniej tych paru "świrów" co kupią Reda zainteresuje się, zgłębi temat, wyciągnie jakieś wnioski, etc. Też jest to jakieś osiągnięcie, choć może na bardziej niszową skalę. Natomiast nie sądzę że niszowy charakter czytelnictwa tudzież pisania robi z niej rzecz anachroniczną. Myślenie, (auto)refleksja i czytanie ze zrozumieniem zasadniczo chyba jeszcze nie jest anachronizmem, choć być może moje wnioski są naiwne.
D.J.: Niestety, innego zdania jest 62% Polaków, którzy nie posiadają przez cały rok kontaktu z żadną książką i poziom czytelnictwa w Polsce jest najniższy od początku historii badań, tak przynajmniej twierdzi Katarzyna Wolff, która swoje wyniki ogłosiła w ubiegłym roku podczas sesji jubileuszowej z okazji 55-lecia istnienia Instytutu Książki i Czytelnictwa Biblioteki Narodowej. W demokracji przegrywamy. Zatem tradycyjny model pojmowania kultury stał się anachronizmem i jesteśmy w mniejszości.
J.S.: Kojarzę te statystyki, aczkolwiek pytanie, kto jest bardziej winny. Czy na pewno poezja? Oczywiście, istnieją poeci hermetyczni z wyboru, istnieją też grafomani którzy udają niezrozumiałych i cierpiących, ale też i jest mnóstwo poetów mówiących prostym językiem o tzw prostych sprawach, są względnie klarowni Świetlicki czy Grzebalski, są w najnowszej poezji odniesienia do popkultury.... poezja weszła do internetu, w którym zresztą nadal dzieje się gro życia literackiego, są slamy poetyckie próbujące połączyć show i poezję; sądzę że jakby wprowadzić do klasy pełnej gimnazjalistów np. Piotra Macierzyńskiego, który przeczyta "chciałbym ci powiedzieć że osrał mnie gołąb", to może nie będzie głębokiej krytycznoliterackiej analizy, ale gawiedź i tak będzie zachwycona; oczywiście nadal jest to nisza, wąska nisza, ale każdy kompromis musi mieć swoje granice, i unikać popadania w absurd - vide felietonik Krzysztofa Vargi, nt. zdaje się zdejmowania programów o książkach z anteny TVP, który zakończył ironiczną uwagą o stworzeniu programu o literaturze na wzór "Idola", z oceną jury (typu Doda, Wojewódzki, etc) i głosowaniem sms-owym na ulubionego autora. A może kompromisem ma być to, w co pobawił się Jarosław Maria Rymkiewicz, który chcąc porwać prawicowe tłumy wierszem dla pewnego kandydata na prezydenta, niechcący wywołał lawinę śmiechu nad rymami częstochowskimi (oraz refleksją nad upadkiem literackim laureata Nike, bądź co bądź)? Z drugiej strony, równie często jak narzekanie na hermetyczność słyszę krytykę, że poezja bawi się popkulturą, używa języka potocznego, etc, jakby to właśnie narzekający mieli jakieś kompletnie archaiczne wyobrażenie o poezji. Czyli i tak źle, i tak niedobrze.
D.J.: Dobrze, zostawmy na moment „wielką politykę”, wróćmy do źródeł, do Twoich źródeł. Wychowałem się w domu, w którym...
J.S.: Wychowałem się w domu, w którym nigdy nie wydarzyło się nic szokującego. Rodzice żyli - i nadal żyją - w zgodzie ze sobą, od lat niemal trzydziestu. Nie mają przeszłości kryminalnej, nie widziałem nawet by kiedykolwiek byli pijani. Nigdy nie brakowało mi uwagi z ich strony, z rodzeństwem też mam bardzo dobre kontakty. Jednocześnie rodzina, gdzie mnóstwo się czytało i czyta, czyli, jak to się mówi, inteligencka lub wręcz akademicka. Oboje rodziców ma tytuły doktora, brat się doktoryzuje, siostra zapewne będzie się doktoryzować, dziadek po linii ojca ma tytuł profesora zwyczajnego (z literatury zresztą, tyle że barokowej). Nie wiem czy to jest idealny życiorys tzw. młodego poety, ale nie da się więc ukryć, że ze swoich przodków jestem zadowolony, choć żadne to osiągnięcie, bo przecież ich sobie nie wybierałem.
D.J.: Zapytałem o dom szukając źródeł Twojej fascynacji kulturą rosyjską, do której często odnosisz się w debiucie. Darek Dziurzyński w kontekście omawiania twórczości finalistów Nagrody im. Andrzeja Krzyckiego stwierdził nawet: Obok „kolejnych barbarzyńców” i „kolejnych amazonek” pojawiają się również poeci usiłujący nawiązać do dykcji wysokiej, do estetyzmu rosyjskich klasycystów, którzy – jak Sajkowski – marzą o „naprawdę białych wierszach”, kiedy już „gasną ekrany multipleksów”. Klasycyzm pozostaje jednak dostojną utopią, niemożliwą do zrealizowania w czasach popkultury. Skąd u Ciebie inspiracja rosyjską literaturą, która jak sam podkreślasz uwielbia symbolikę koloru (np. żółć Dostojewskiego czy czerwień w literackim opisie rewolucji), kiedy zaczęły się jej początki?
J.S.: Zanim przejdziemy do rusycystyki, nie mogę się nie odnieść do tego, co pisał Darek Dziurzyński. Nie wiem czy w ogóle ja chcę "zrealizować" do końca jakiś projekt nawiązujący do dykcji wysokiej. Manifestu neoklasycystycznego w łapce nie mam, ja po prostu jestem nieco naiwnym chłopcem z dobrego domu i staram się być w tym autentyczny. Ten mój podmiot liryczny może więc sobie tęsknić do jakiejś utopii, może się nie zgadzać na jakieś mulitipleksy, czy ustawki kibolskie, i doskonale zdaję sobie sprawę, że zapewne takie myślenie może być jedynie wymysłem młodzieńczych marzeń - zresztą ten tekst który cytuje Darek Dziurzyński jest tekstem w dużej mierze autoironicznym - ale ja w pewnym sensie lubię właśnie takiego peela, niech sobie będzie tym naiwnym chłopcem z dobrego domu, a cynizm sobie zostawi na emeryturę (śmiech). Z takim charakterem jednak - i moim, i mojego peela - te teksty, przynajmniej na razie, na barbarzyństwo nie mają szans, wystarczy żeby w tej swojej naiwności były autentyczne. A barbarzyństwo zostawię innym.
D.J.: Na koniec pytanie, które zadaję wszystkim swoim rozmówcom: jeśli jutro miałby umrzeć Jakub Sajkowski - jakim jednym zdaniem chciałby być zapamiętany?
J.S.: Nie wiem kiedy w ogóle nadejdzie moment, że cokolwiek ogarnę jednym zdaniem, tym bardziej samego siebie; szczerze mówiąc, mam nadzieję że nie nastąpi nigdy, choć być może jest to pobożne życzenie.
Fragment z przygotowywanej książki „Animus manendi. Rozmowy z poetami” |