XVI Maj nad Wilią |
JERZY FRYCKOWSKI Impreza organizowana przez Romualda Mieczkowskiego ma swój specyficzny klimat. Oczywiście pobyt w samym Wilnie tętniącym polskością wprowadza nas już w świat ducha, ale to, że poeci przyjeżdżają na własny koszt z całej Europy, stanowi o wspomnianej wyżej specyfice imprezy literackiej. W tym roku impreza odbyła się już po raz XVI. Przez cały czas towarzyszyła nam ekipa TVP, która przygotowywała nowy program poświęcony kresom. Zaczęlismy mszą w kościele Franciszkanów. Msza odbyła się w intencji pierwszej rocznicy pierwszej komunii świętej polskich dzieci zamieszkałych w Wilnie. Pięknie było słyszeć śpiewną wileńską mowę polską, gdy dzieci odczytywały intencje. Kościół robi niesamowite wrażenie. Ołtarz na stercie cegieł, konfesjonał to klęcznik i krzesło przedzielone deską. W takiej scenerii czytamy wiersze. Dołącza do nas ksiądz Marek Detlaff opiekun świątyni i także poeta. Ten kościół to najstarszy zabytek sakralny Wilna, jednak jako jeden z trzech będący nadal w ruinie. Ksiądz Detlaff odbudowuje go praktycznie z datków wiernych. Do tej pory udało się zrobić dach i osuszyć wnętrze. Tyle przez 10 lat. Tak więc przywrócenie świątyni do świetności może potrwać w tym tempie kolejne 50. Rząd polski woli w tej chwili nie drażnić Litwinów i dofinansowuje zupełnie inne „budowle” o czym w dalszej części. Jeszcze tego samego dnia (niedziela 24 maja) mieliśmy okazję słyszeć wiersze naszych poetów na Skwerze Liubartasa w dzielnicy Zwierzyniec. Imprezę przygotowało polskie środowisko literackie, a była ona poświecona tym poetom, którzy pracowali w Radiu Wilno. Usłyszeliśmy więc wiersze Miłosza, Bujnickiego i Gałczyńskiego. Na zakończenie zaproszono nas do przeczytania po jednym wierszu. Ciągle marzę o przetłumaczeniu mojego „Kurska” na język rosyjski, dlatego zdecydowałem się na przeczytanie właśnie tego utworu. Jak na razie, to jego najdalej na wschód wysunięta prezentacja. Pierwszy dzień wizyty zakończył wieczorny spacer ulicami Wilna. Następnego dnia w poniedziałek 25 maja nastąpiła oficjalna inauguracja maja. Oczywiście początek to wspólna fotografia wszystkich uczestników pod pomnikiem Mickiewicza umiejscowionym przy kościele św. Anny. Uwagę debiutantów majowej imprezy przykuwało 6 tablic ułożonych w pobliżu pomnika. To ocalałe z wojennej pożogi fragmenty pomnika Mickiewicza ,aki miał się pojawić tuz przed wojną. Płyty przedstawiają sceny z „Pana Tadeusza”. Na trzech sześcianach z takich właśnie płyt miał być umiejscowiony pomnik. Po zrobieniu wielu grupowych i indywidualnych zdjęć udaliśmy się do Muzeum im. Adama Mickiewicza. Tam zaproszeni goście prezentowali się swoimi utworami. Na początek, jak zwykle debiutanci. I tu po raz pierwszy dowiedziałem się, że Zianon Paźniak lider Białoruskiego Frontu Narodowego jest także poetą. Oprócz wiersza przeczytanego po białorusku poeta-opozycjonista przedstawił także bardzo ciekawą historię swojego rodu związanego z Wilnem. W muzeum między poetami zasiedli ambasador Polski na Litwie Janusz Skolimowski, konsul generalny RP Stanisław Kargul , a także senator RP Barbara Borys-Damięcka. Po prezentacji mieliśmy okazję obejrzeć przestawienie poetyckie Polskiego Studia Teatralnego. Spektakl przeniósł nas w kowieńskie czasy Mickiewicza. Ten dzień był wyjątkowo wyczerpujący, ponieważ po spacerze w kierunku Pałacu Paca, gdzie mieści się nasza ambasada, czekała nas konferencja naukowa – Miasta o trudnych losach, miejsca stracone i odzyskane. .W części 1 uczestniczyli: dr Rimantas Miknys, dyr. Instytutu Historii Litwy (Wilno); dr Zianon Pazniak, intelektualista, lider Białoruskiego Frontu Narodowego (Warszawa – Nowy Jork); Tomasz Łubieński, pisarz, redaktor naczelny „Nowych Książek” (Warszawa); Pranas Morkus, intelektualista, animator kultury (Wilno) i Romuald Mieczkowski – prowadzenie (Wilno).
2 Poruszano niełatwą obecnie współpracę z Litwą, ale podkreślano wspólną historię i nieuchronność kulturowego współżycia nie tylko naszych najliczniejszych na tej ziemi nacji. Prelegenci wyraźnie podkreślali, że to ludzie kultury wytyczają szlaki politykom, z których ci ostatni niestety nie chcą skorzystać, stąd ciągłe konflikty i niezadowolenie obu stron. W części 2 Birute Jonuskaite, pisarka, wiceprezes Związku Pisarzy Litwy; dr Andrius Konickis, eseista, redaktor naczelny „Naujoji Romuva”, przedstawiciele rosyjskich, białoruskich, żydowskich, tatarskich i karaimskich środowisk kulturalnych Wilna mówili o sytuacji literatów z pozostałych mniejszości narodowych, jakie zamieszkują Litwę. Tę częśc prowadził dr Józef Szostakowski (Wilno). Czynne było stoisko z książkami uczestników XVI MSP „Maj nad Wilią” i Wydawnictwa „Znad Wilii”. W drugiej części najciekawiej mówił Adas Jokubauskas (Jakubowski) Tatar, który zrobił doktorat na UAM w Poznaniu. To od niego dowiedziałem się o intelektualnych dążeniach Tatarów litewskich. Cała nacja ma obecnie tylko ośmiu doktorów, z czego trzech wykształconych w Polsce, a warto tu przypomnieć, że na przykład w armii carskiej służyło 30 generałów tatarskich. W takiej sytuacji trudno nawet o zachowanie języka tatarskiego. Konferencja zakończyła się bankietem. Mogliśmy poznać dostępne sale pałacu, w którym dopiero się „mebluje” nasza ambasada. Lokalizacja jednak jest zdecydowanie lepsza niż poprzednio. Trzeci dzień Maja nad Wilią rozpoczęliśmy w Związku Literatów Litwy. Idąc do tej pięknej siedziby mieliśmy okazję poznać byłego prezydenta Litwy Rolandasa Paksasa. (odwołanego zresztą za pomocą impeachmentu). U nas raczej trudno spotkać byłego prezydenta w kawiarni około dziesiątej rano. Litewski związek Literatów urzeka swoją siedzibą. Prezes ma przepiękny gabinet z niesamowitym kominkiem. To po prostu trzeba zobaczyć. Tam można zrozumieć, dlaczego ktoś chce zostać prezesem literatów. Birute pokazała nam wspaniałe czasopisma promujące miejscowych literatów, pisma specjalnie dla młodych. Przykro mi to pisać, ale w tej kwestii możemy się od Litwinów wiele nauczyć. Jeszcze bardziej smutne jest to, że litewscy poeci czekają na kontakt z różnymi naszymi środowiskami, a niestety ciągle na wspólne plenery przyjeżdża ta sama ekipa z tymi samymi „muzami” i jak twierdzą miejscowi literaci, jest po prostu nudno. A przecież polska poezja to nie tylko prezes Wawrzkiewicz i Litwini dobrze o tym wiedzą. Udaje się jednak pokonywać warszawski monopol i w litewskich czasopismach widać mniej znane polskie nazwiska. Trzeci dzień imprezy, to dzień najpiękniejszy. A powodów było kilka. Pierwszy to krótka wizyta w Belmoncie zwanym kiedyś Francuskim Młynem. Kilka kilometrów za Wilnem. I to też trzeba zobaczyć, opisywanie piękna tego miejsca przekracza moje zdolności. Polecam przy najbliższym pobycie w Wilnie. To połączenie raju z gospodarstwem agroturystycznym. Tak chyba najlepiej można to określić. W dalszej części naszej eskapady Niemenczyn.Tu wiersze prezentowane przez młodzież, ale także przez burmistrza miasta. To nie tylko wspaniały sportowiec (nadal wygrywa biegi narciasrskie), ale także okazjonalny poeta. Finał dnia to majówka nad Wilią w miejscowości Baran. W zasadzie jest to gospodarstwo agroturystyczne. Miejscowe potrawy, akompaniament okolicznego zespołu ludowego i dyskusje o poezji, próby nawiązywania kontaktów, wywiady dla TVP. Do hotelu wróciliśmy zmęczeni, ale to nie przeszkodziło jeszcze nocnym rozmowom w hotelowym barze.
3
Czwarty dzień imprezy zaczął się od zwiedzania Muzeum Narodowego, które mieści się tuż przy polskiej galerii „Znad Wilii”. Po obiedzie długi spacer na Rossę. Prowadzi miejscowy poeta Wojciech Piotrowicz,, który jest wspaniałym przewodnikiem. Oczywiście tradycyjnie zaczynamy od grobu z sercem Piłsudskiego. Potem aleja artystów, Syrokomla, Wiwulski, Karpiński, Ciurlonis. Oczywiście nie może zabraknąć fotografii ze słynnym aniołem, potem Lelewel. Blisko siebie ojciec i ojczym Słowackiego. Z cmentarza spieszymy na środę literacką w Celi Konrada. Oczywiście to już nie są te spotkania w oryginalnej celi, jakie odbywały się w latach międzywojennych lub dziewięćdziesiątych zeszłego wieku. .Czytamy na schodach cerkwi unickiej im. św. Trójcy. Wieczorem pożegnalny bankiet w polskiej galerii. To jednak nie koniec atrakcji. Jako że autobusy z Wilna do Gdańska jeżdżą tylko co drugi dzień, niektórzy musieli przedłużyć swój pobyt aż do piątku. Dzięki temu mogliśmy wziąć udział w imprezie, którą nazwano „Otwarciem Celi Konrada”. Miejscowi polscy działacze nazwali to „Otwarciem chlewika” i ze łzami w oczach opowiadali o zawłaszczaniu polskich pamiątek przez Litwinów. Sprawa wygląda tak. Naszym władzom nie udało się przekonać ormiańskiego właściciela hotelu, by ocalił celę. Budynki klasztoru zostały zamienione na hotel. Na jednym z korytarzy ocalała uszkodzona oryginalna tablica informująca ,że tu umarł Gustaw, a narodził się Konrad. Tylko nieliczni mieli okazję tego dnia obejrzeć to miejsce i dotknąć tablicy „na szczęście”. Nasze władze doprowadziły po negocjacjach z Litwinami i właścicielami hotelu do otwarcia „symbolicznej” celi Konrada. W małym budynku umieszczono kopię tablicy, z monitora dobiegają strofy „Pan Tadeusza” recytowane przez litewskiego aktora (napisy tłumaczą na język polski). Za drzwiami, przez małą szybkę możemy obserwować więzienną „celę Konrada” wykonaną ponoć na podstawie rysunku Tomasza Zana, który był więziony z Mickiewiczem, a rysunek celi przekazał w grypsie. I to jest ta kontrowersja. Symboliczna cela w „Chlewiku”, gdy kilkanaście metrów obok jest prawdziwe miejsce więzienia naszego wieszcza. Henryk Sosnowski przewodniczący rady redakcyjnej kwartalnika naukowego „W kręgu kultury” publicznie nazwał to skurwysyństwem. Oficjalnie jednak było cacy. Z naszej strony ambasador, konsul generalny, wiceminister kultury i profesor Pieniążek dyrektor Muzeum Literatury w Warszawie. Ze strony litewskiej wiceminister kultury. Wśród oficjeli także właściciele hotelu. Jedyni bez krawatów, w bezgustownych spodniach i marynarkach okazali swój stosunek do sprawy tak bardzo gorącej dla Polaków z Wilna. Trochę żałosne. Moja obecność była tam przypadkowa (przedłużony pobyt). Henryk Sosnowski przyszedł zaprotestować i wyjaśnić zebranym, o co tak naprawdę chodzi. Polskie środowisko literackie Wilna zbojkotowało tę uroczystość. Było sporo młodzieży, myślałem, że to jakieś miejscowe polskie gimnazjum przybyło przyprowadzone przez swoich nauczycieli. Okazało się, że oczywiście było to gimnazjum, ale z Krakowa. Była to więc uroczystość tylko dla tych, którzy przecinali wstęgę i bez wyrzutów sumienia wrócili do Polski. I taki to był tegoroczny Maj nad Wilią „wzbogacony” o dodatkowy punkt dla tych, którzy zostali. Oczywiście w indywidualnych spacerach nie zabrakło Ostrej Bramy, katedry, obrazu przedstawiającego widzenie św. Faustyny, Pałacu Prezydenckiego, uniwersytetu im. Batorego. Wilno nie jest już polskie, ale też nie jest do końca litewskie. Litewski, polski, angielski, rosyjski, niemiecki, jidisz ciągle daje się słyszeć na ulicach. I niechaj tak zostanie.
4
Mieczkowski uczy Wilna poetów, których los rozrzucił po całym świecie. Oferuje coraz lepsze warunki pobytu, a poeci przybywają i nikt nie myśli o honorariach. Dobrze jest raz do roku nawdychać się Wilna i przez resztę dni tęsknić za miastem, które śmiało można było przed wojną nazwać centrum polskiej kultury. Kiedyś usłyszałem, że Wilno będzie piękniejsze od Krakowa. I ja w to wierzę.
JERZY FRYCKOWSKI |