Wielogłosów z Uløyi filozoficzne frukta |
ANNA KOKOT-NOWAK
Są takie miejsca na geograficznej mapie świata, które mają umiejętność niezwykle intensywnego kolonizowania nadmiernymi oczekiwaniami ludzkiej wyobraźni, ale ostatecznie rozczarowują, pozostawiając uczucie niedosytu i zniechęcenia. Są takie miejsca na mapie świata, które operują niezwykle klarownymi obrazami – zanętami, uwodzącymi walorami przyrodniczo-krajobrazowymi czy kulturalnymi potencjalnych turystów i takie właśnie się finalnie okazują, oferując poczucie podróżniczego spełnienia. Są takie miejsca na geograficznej mapie świata, których zmysłowe westchnienia mamień - słyszalne są tylko przez określoną grupę odbiorców, potrafiących odkodować znaczenie dźwięków ich tęsknej, przyzywającej pieśni. Są takie miejsca na geograficznej mapie świata, w których naturę wpisany jest charakterystyczny dualizm: względem jednych turystów milczą (a to ich milczenie podszyte jest – nie wiedzieć czemu, jednak jakąś obojętnością), względem zaś innych podróżników – zamieniają się w mistrzowskich oratorów, posługujących się kwiecistą frazą konwersacji marketingu wabiącego. Takim właśnie miejscem na geograficznej mapie świata, dotkniętym owym dualizmem - jest wyspa Uløya, leżąca na najdalszym końcu Norwegii, tuż przy cieśninie Rotsund, będąca przedłużeniem niezwykle wysokich Alp Lyngeńskich. Domatorzy i miłośnicy zawsze ciepłego zapiecka, w wydaniu psychologicznym i fizycznym, nie są w stanie usłyszeć - śpiewanej przez wyspę, jakiejkolwiek melodii globtroterskiej pokusy. Zamrożona już przedwstępnie (i zapewne arktycznie) wyobraźnia - nie szkicuje pospiesznie na ekranach ich umysłów bladych nawet zarysów wysublimowanych krajobrazów, które mogłyby obudzić w nich jakiekolwiek zainteresowanie. Hipnotyzujące westchnienia czarującej Uløyi, poruszającej zalotnie biodrami fiordów, słyszą jednak z pewnością zapaleni wędkarze, preferujący łowienie drapieżnych ryb morskich metodą wertykalną średniego oraz ciężkiego spinningu, jak również i metodą trollingu, czyli ciągnięcia przynęty wędką tuż za łodzią, na żyłce lub mocnej lince. Już pewnie wyobrażają sobie, że pozują dumnie do zdjęć z utuczonymi, ważącymi po kilkadziesiąt kilogramów halibutami, wielkimi dorszami, czarniakami z oliwkowozielonymi grzbietami lub zębaczami z nieco karykaturalnie wystającymi zębami. Czy oprócz entuzjastów wędkarstwa są jeszcze inni odbiorcy wabiącego magnetyzmu wyspy? Okazuje się, że tak – to humaniści, chętnie eksplorujący nieoczywiste rejony swoistej Ultima Thule, czyli krainy wyznaczającej kres świata. Poszukiwacze ukrytych mechanizmów przyczynowo-skutkowych, tkwiących pod powierzchnią codziennych zdarzeń. Krótko mówiąc – wszyscy nominowani do Nagrody Identitas. W swoich książkach udowadniają, że są tropicielami wielowymiarowej tożsamości, chórzystami jakże polifonicznych środków artystycznego wyrazu: poezji, prozy, reportażu, eseju. Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się książka Fundacji Identitas, nosząca osobliwy tytuł: Bo oto minęła już zima. Głosy z wyspy Uløya. Tomik będący unikatowym zapisem ich utrwalonego na kartach jednej publikacji wielogłosu - różnogłosu. Zbiór monologów epoki „pomitycznej”, zapisanych i wygłoszonych na wyspie Uløya w końcu września 2023 roku. Spore wyzwanie intelektualne dla wielu czytelniczych umysłów, drzemiących najchętniej na kanapie filozoficznego rozleniwienia.
Kwerenda skalpelem oglądu
Jak wejść bez przeszkód pomiędzy tkankę wymagających tekstów książki, gęsto wyplataną ukrytymi znaczeniami? Najskuteczniejszym sposobem wydaje się skorzystanie z tradycyjnej pomocy nieomal każdego początkującego czytelnika wszelkich poważnych treści... Wiernego giermka, będącego kimś w rodzaju organoleptycznego Sancho Pansy. Jednym słowem - sugestywnej okładki, ze zdjęciem autorstwa Tomasza Kaźmierowskiego. Zabiera ona całą uwagę odbiorcy – lotem ekspresowym, wprost na stonowaną kolorystycznie wyspę Uløya. Jak możemy sprawdzić w opisowych informacjach internetowych – bezpośrednio w klimat kontynentalny. We wrześniu temperatura na norweskiej wyspie wynosi w ciągu dnia około 9 stopni Celsjusza, w nocy zaś spada mniej więcej do 6 stopni. A jakie towarzyszyć nam tam mogą wrażenia smakowe, węchowe? Organoleptyczny Sancho Pansa milczy... Owszem, można spróbować zainicjować takie badanie tej nowo wydanej, pachnącej jeszcze farbą drukarską książki, ale to wciąż nie powoli nam jej dogłębnie poznać. Trzeba się do niej dobrać inaczej. Najlepiej zdecydować się więc na intelektualny zabieg chirurgiczny. Jednak nie będzie to chirurgia przezskórna, ale „przeztekstowa”. Nikogo nie powinna zmylić niewielka objętość książki Bo oto minęła już zima. Głosy z wyspy Uløya, bo okazuje się, jak też często przekonujemy się przecież i w codziennej egzystencji, iż w tak małym, drobnym ciele - pomieścił się duch konceptów iście kolosalny. A skoro jego intelektualny gabaryt tak niepokojący, rodzić się więc może w umyśle czytelnika pełna obaw myśl, przybierająca kształt pytania: „Jak odkodować wielowątkowy i wielopłaszczyznowy przekaz publikacji?”. Liczący sobie około 50 stron zbiór tekstów skłania odbiorcę, szczególnie tego, który nie może wspomóc się uniwersytecką podbudową humanistycznego wykształcenia, do parokrotnego przeczytania całości książki. A sam ów proces odkodowywania filozoficznie zakamuflowanych znaczeń i poszczególnych pięter, bocznych balkonów, południowych tarasów, cienistych poddaszy oraz mrocznych piwnic tekstu - porównać można właśnie do intelektualnego zabiegu chirurgicznego. Zatem potrzebne będą nosze, zaufany anestezjolog, mocne znieczulenie i... Siostro, skalpel! Na początku należy poznać technikę wyobrażonego nacinania tkanki tekstów. Trzeba wiedzieć, w którym miejscu przyłożyć do naskórka zdań skalpel zainteresowanego chirurga - badacza, by przeciąć nie tylko skórę właściwą wszelkich znaczeń, ale również ową najgłębiej położoną tkankę podskórną. Tworzy ją przecież tkanka tłuszczowa wielogłosowych wersów i tkanka łączna - identitas. Z niczym nie należy się podczas tego zabiegu/lektury spieszyć, bo jak naucza łacińska maksyma: Nemo sapiens nisi patiens („Nie jest mądry, kto nie jest cierpliwy”). Siostro, wacik! Ów tomik tekstów nominatów do Nagrody Identitas 2023, to efekt wspomnianych już warsztatów Fundacji Identitas, przygotowanych w pobudzającej intelektualnie przestrzeni stalowochłodnych kolorytów wyspy Uløya. Prowadzonych pod kierunkiem Wojciecha Stanisławskiego pomiędzy 23 września a 1 października 2023 roku. Kapitułę tej edycji Nagrody tworzyli: Wojciech Stanisławski (przewodniczący jury Nagrody Identitas, krytyk literacki i historyk, redaktor wydawnictw Muzeum Historii Polski), Justyna Melonowska (filozof, eseistka oraz autorka wielu książek i publikacji naukowych), Krzysztof Niewiadomski (redaktor naczelny pisma „44 / Czterdzieści i cztery. Magazyn Apokaliptyczny”, współautor scenariusza wystawy stałej Muzeum Historii Polski i polonista), a także Tomasz Kaźmierowski (założyciel Fundacji Identitas, działacz kultury, autor m.in. Winnika. Kropli z podróży i licznych publikacji, jak również przedsiębiorca). W warsztatach wzięło udział sześciu autorów: Jan Baron – nominowany za książkę Psińco (indywidualna dykcja i sugestywność obrazów), Małgorzata Lebda za Mer de Glace (poezja oszczędna i uważna, w której traumy wszelkie (...) mogą przeradzać się w afirmację, a w cyklu znajdują swoje miejsce przesilenia), Agata Ludwikowska za Granit (wyostrzone pragnienia i emocje, zamierzona wieloznaczność, wzmocniona jeszcze brakiem interpunkcji), Jan Maciejewski za Milczenie katedry (jednocześnie pogłębiony i syntetyczny odautorski komentarz do współczesnych zjawisk, także społecznych i politycznych, acz postrzeganych przede wszystkim przez duchowy i kulturowy pryzmat), Andrzej Muszyński za Bez. Balladę o Joannie i Władku z jurajskiej doliny (szorstko pisana, choć jak się domyślamy, przy pomocy wrażliwej końcówki języka liryki - ballada o przeżywaniu bezpłodności, braku nadziei, depresji, dotykająca i problemu aborcji oraz in vitro) i Adrian Sinkowski za Atropinę (wiersze będące opowieściami oraz obserwacjami czasu teraźniejszego, zwykłej egzystencji). Nagrodę Identitas 2023 wręczono na wyspie Uløya 1 października 2023 roku Janowi Maciejewskiemu za wspomnianą książkę Milczenie katedry (wydawnictwo Teologia Polityczna), z kolei Andrzej Muszyński został laureatem Nagrody Specjalnej Identitas. Spośród nominowanych publikacji - po raz pierwszy w historii istnienia Nagrody, aż cztery były tomikami poetyckimi. Dwie pozostałe nominowane treści stanowiły kolejno - zbiór esejów oraz powieść. Warto także odnotować nazwiska twórców i tytuły książek trzech wyróżnionych: Adam Robiński (Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów), Jakub Nowak (To przez ten wiatr) i Karolina Kaczyńska-Piwko (Ciałość). Nim będziemy kontynuowali operację intelektualnego oglądu podwersowych nurtów książki Bo oto minęła już zima. Głosy z wyspy Uløya (na sali zabiegowej czytanego właśnie przez państwa tekstu), warto wcześniej przypomnieć sobie genezę tej tak prestiżowej „marki literackiej”, jaką stała się przez minione lata Nagroda Identitas. Siostro, przerwa! Krzesło!
Nagrody historyczna proweniencja
Utalentowani humaniści, czyli literaci odważnie eksplorujący w twórczości najdalsze nawet rubieże filozoficzno-społecznych perspektyw, już od dziesięciu lat mają możliwość dzielenia się książkowymi efektami tych przemyśleń z jury Fundacji Identitas. Należy dodać, że nagroda, jak wielokrotnie podkreślają jej pomysłodawcy, nie jest powiązana z żadną instytucją komercyjną, państwową, polityczną czy samorządową. Finansowana jest oddolnie, a prowadzona „en gros” przez wolontariuszy. Jak przeczytać można na internetowej stronie Fundacji Identitas, od lat wspomaga ona stypendiami oraz warsztatami twórców pochodzących z różnych środowisk, posługujących się różnorakimi środkami wyrazu, jak również o szerokim spektrum światopoglądowym. Nagrodę Identitas otrzymać więc mogą nie tylko autorzy dokonujący oglądu współczesnego świata w sposób „wywrotowo – nowatorski”, ale także ci, którzy próbują syntetyzować w tekstach różnorodne rodzaje literackich, klasycznych form wyrazu. Uznanie jury przynieść może nie tylko poezja, z wprawą przenicowana ważkimi kwestiami ontologicznymi, ale również esej, powieść czy książka historyczna. Od roku 2020 jedynym ograniczeniem dla zainteresowanych pisarzy czy poetów jest ściśle określony przez organizatora wiek uczestników. Zgłoszenia do Nagrody Identitas mogą przesyłać wyłącznie humaniści pomiędzy 25. a 41. rokiem życia. Wcześniej laureatami miały szansę zostać osoby w każdym wieku, również cieszące się od wielu już lat uznaniem, z niezwykle bogatym dorobkiem twórczym. W regulaminie Fundacja ustaliła oczywiście pewne kryteria wyboru najlepszych prac: jury bada poziom literacki dzieła, jego inwencję, nowatorstwo, odwagę i mistrzostwo w operowaniu słowem. Mogą zostać przyznane także jeszcze dwa wyróżnienia. Laureaci wspierani są nie tylko finansowo, ale również promocyjnie. Zdobywca Nagrody Identitas otrzymuje statuetkę, gratyfikację finansową oraz dodatkową promocję w mass mediach. Wszystkie nominowane książki są również przez sześć miesięcy promowane przez Fundację w wybranych środkach masowego przekazu. Trzeba i dopowiedzieć, że oprócz przyznawania Nagrody Identitas, Fundacja corocznie wspiera młodych pisarzy oraz naukowców, organizując różnego typu konkursy dla studentów, absolwentów, jak również doktorantów uczelni humanistycznych. Nominacja do Nagrody Identitas już sama w sobie jest wartościową nagrodą. Nominaci biorą udział w warsztatach przygotowywanych na wyspie Uløya, czyli 500 kilometrów za kręgiem polarnym, uczestnicząc w innowacyjnych debatach o tożsamości zbiorowej. Cenieni są szczególnie tacy dyskutanci, którzy – jak tłumaczy Fundacja, podejmują krytycznie kwestie trwania, zachowania, kontynuowania lub demontażu tożsamości zbiorowych we współczesnym świecie. Jednocześnie Fundacja przypomina, iż przecież nasze zbiorowe tożsamości rozwinęły się przede wszystkim dzięki oparciu na fundamencie kultury europejskiej, czyli tak zwanej cywilizacji Zachodu. Francuski filozof Rémi Brague uważa, że jest to tak zwana rzymska ekspansja mocy. Nie zaskakuje go i obserwacja, że współczesny osąd tej rzymskiej ekspansji bywa często negatywny. W swoich dociekaniach pozytywnie jednak ocenia aktualne, nieidealne społeczeństwo, projektowane przez współczesnych filozofów. Przepustką do świata identitas (z łac. tożsamość) jest pogłębione myślenie. Jury Nagrody Identitas stawia przed uczestnikami literackich zmagań wysoce problematyczne pytanie, zaczerpnięte z tekstów owego francuskiego myśliciela: Czy społeczeństwa, które kształtuje marsz postępu, są w stanie nieść życie do przodu w najbardziej podstawowym sensie? Czy chcą i czy powinny trwać? Oczywiście, liczy każdorazowo na wielość odmiennych odpowiedzi, bogactwo zarówno treści, jak i formy. Co więcej – jest wręcz pewne usłyszenia w zgłoszonych tekstach literackich tego niezwykłego wielogłosu. A skąd ta pewność? Wynika z faktu, iż współcześnie podejmowane są przecież rozmaite próby budowania zupełnie nowych tożsamości, stojących w wyraźnej opozycji do fundamentalnych elementów tożsamości zbiorowej. Pomysłodawcy Nagrody pragnęliby więc wpierać komplementarne i interesujące wypowiedzi o tych procesach i wyzwaniach. Zresztą co roku starają się badać pojęcie tożsamości zbiorowej z innego punktu widzenia. Stąd też poddają pod rozważania wyspiarskich dyskutantów wciąż nowe, tożsamościowe pytania filozoficzne. W roku 2024 pytanie dotyczy na przykład wpływu na najnowsze polskie narracje myślenia o bezpieczeństwie.
Nagrodzeni i nominowani uwagą
Nie obejdzie się bez wyliczanki, by przypomnieć, kto był w przeszłości laureatem Nagrody Identitas (od edycji 2022-2023 tylko dotyczącej literatury, wcześniej zaś również książek historycznych). W roku 2014 - Bogdan Podgórski (Józef Retinger. Prywatny polityk) oraz Jan Polkowski (Ślady krwi), w roku 2015 – Ryszard Kaczmarek (Polacy w armii kajzera), Marta Kwaśnicka (Krew z mlekiem) oraz Daniel Mikulski (Historia Murzynowa Kościelnego, czyli krótka rozprawa między Panem, Wójtem a Plebanem). Rok 2016 to kolejni nagrodzeni - Beata Halicka (Polski Dziki Zachód) oraz Jarosław Marek Rymkiewicz (Koniec lata w zdziczałym ogrodzie), a w roku 2017 - Krzysztof Koehler (Palus sarmatica). Rok 2018 zaowocował nagrodami dla dwóch osób - Wiesława Helaka (Nad Zbruczem), a także Dawida Junga (Glosy), redaktora naczelnego „Zeszytów Poetyckich”, a nadto między innymi poety, pisarza, krytyka literackiego i teatralnego, śpiewaka operowego, obecnego wiceprezesa Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Poznaniu. Laureatem edycji specjalnej 2019-2020 został Marcin Cielecki (tom esejów Miasto wewnętrzne). W roku 2021 laureatami Nagród Specjalnych Identitas zostali Andrzej Marzec (Antropocień – filozofia i estetyka po końcu świata) i Michał Przeperski (Nieznośny ciężar braterstwa: konflikty polsko-czeskie w XX wieku), a Nagrody Identitas - Zbigniew Rokita (Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku). Wśród laureatów Nagród Specjalnych Identitas za rok 2022 znaleźli się: Michał Gołębiowski (Bezkres poranka. O teologii poetyckiej i teologiach kontrkultury) oraz Łukasz Kozak (Upiora. Historia naturalna). Z kolei laureatem Nagrody Identitas 2022 został Tomasz Grzywaczewski (Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej). Nie porzucajmy wyliczanki, bo godzi się także i wymienić nazwiska tych, którzy na przestrzeni lat byli nominowani do tej szacownej Nagrody. Wśród nich: Kazimierz Krajewski, Grzegorz Motyka, Jerzy Rohoziński, Robert Spałek, Przemysław Dakowicz, Anna Janko, Jarosław Marek Rymkiewicz, Mariusz Urbanek, Jolanta Drużyńska, Natalia Jarska, Sławomir Kalbarczyk, Stanisław Waltoś, Elżbieta Cherezińska, Kazimierz Orłoś, Joanna Siedlecka, Wojciech Chmielewski, Agnieszka Kołakowska, Paweł Rojek, Marek Cichocki, Ewa Polak, Monika Śliwińska, Tomasz Herbich, Marcin Markowski, Marcelina Szumer-Brysz, Radek Rak, Paweł Rzewuski, Adam Leszkiewicz, Karolina Sulej, Ewa Sułek, Marta Madejska, Alicja Rosé i Tomasz Stefanek. Już nawet pobieżna analiza nazwisk tych nominowanych autorów pozwala stwierdzić, że w żadnej mierze nie są to przypadkowe osoby, ale utalentowani twórcy, o których wielu z nas niejeden raz słyszało. Których przede wszystkim czytało. Prezentowane przez wszystkich tych pisarzy koncepcje tożsamości zbiorowej są zdecydowanie rodzajem odmiennego wielogłosu światopoglądowego, autorów zaś łączy wieloletnia już praca w materii słowa (vide – biogramy artystów), podbudowana wysokim poziomem autorskiej samoświadomości. Niewątpliwy prestiż, wiążący się nie tylko z Nagrodą Identitas czy Nagrodami Specjalnymi Identitas, ale także i nominacjami do tych Nagród sprawia, iż wyróżnieni, czyli młodzi pisarze, poeci, filozofowie - odnoszą potem i dalsze sukcesy. Mocno akcentują swoją obecność na polu rodzimej literatury. Humaniści, pobłogosławieni niejako przez życzliwą uwagę Fundacji, mają szansę przyciągnąć nie tylko większe zainteresowanie krajowych, literackich ośrodków badawczych, ale także nowych wydawców i oczywiście kolejnych czytelników.
Jak się można domyślać, takiej wzmożonej koncentracji uwagi czytelników Fundacja Identitas z pewnością oczekuje także po opublikowaniu - w pierwszej połowie roku 2024, wspomnianego już tomiku Bo oto minęła już zima. Głosy z wyspy Uløya. Zbiór ów, jak zaznaczyłam wcześniej, jest efektem jednego z zeszłorocznych, arktycznych warsztatów, przygotowanych i przeprowadzonych na wyspie przez dr Justynę Melonowską. Badaczka jest doktorem filozofii, adiunktem w Instytucie Filozofii i Socjologii Akademii Pedagogiki Specjalnej oraz absolwentką Szkoły Nauk Społecznych w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Znana jest także jako autorka licznych książek i publikacji naukowych. Cenione są również jej teksty eseistyczne i felietony. Z każdym z uczestników warsztatów edycji 2023 prowadziła dodatkowo sesje indywidualne. I właśnie to ich bezpośrednim owocem są teksty, które pojawiły się na kartach przywoływanej tutaj publikacji. Trzeba także wyjaśnić, że zawarty w tytule tomiku fragment cytatu pochodzi z Pieśni nad Pieśniami (PnP 2,10-11): Miły mój odzywa się / i mówi do mnie: / „Powstań, przyjaciółko ma, / piękna ma, i pójdź! / Bo oto minęła już zima, / deszcz ustał i przeszedł”. Cóż, objaśnienie współcześnie jest konieczne, żyjemy bowiem już od jakiegoś czasu w epoce trwającej zdecydowanie „poza mitem”, coraz częściej brakuje nam wspólnego - spajającego nas, kodu cywilizacyjnego. Wielu z nas nie potrafi bezbłędnie odczytywać dotychczas zrozumiałych znaków zakodowanych przekazów. Cytowana biblijna fraza - Bo oto minęła już zima (...), wyraźnie woła nadzieją na wyjście z dotychczasowych, mrocznych stron jakże ulotnego fenomenu istnienia. Nastał czas pozimowych zmian, porzucenia ciężkiego, niewygodnego płaszcza dotychczasowego życia. Czas wiosennego kwitnienia nowych koncepcji, indywidualnych przemyśleń, które wkrótce nabrać mogą charakteru uniwersalnego. Czas dobry, intelektualnie płodny... Owszem, to naprawdę czas po micie. Jest jakaś dziwna perwersja w tym, że tytuł tomiku żegna się z „mitem - mitologią - zbożnością”, z dominacją całego, chrześcijańskiego dziedzictwa - właśnie przy pomocy biblijnego cytatu. Siostro, przygotować ampułki z wiosenną nadzieją! Raz jeszcze, ale tym razem uważniej, wczytajmy się w treści „Słowa wstępnego”, poprzedzającego literackie głosy z Uløyi. Nadsłuchujmy „filozoficzno – niekategorycznego” głosu Justyny Melonowskiej, w którym z założenia dominuje więcej pytań niż odpowiedzi. Uczona przywołuje Collingwoodowski termin re-enactment (z j. ang. odtworzenie, przywrócenie). Tłumaczy, iż (...) chodzi w nim o uchwycenie takiego stosunku do przeszłości, który się wyraża w woli podjęcia i uobecnienia dawnych sensów, postaw, etosów, całej (...) kulturotwórczej działalności intelektualnej i duchowej, której aktualnie żyjący są każdorazowo dziedzicami. Odziedziczyliśmy wiele po dawniej aktualnie żyjących (jak ich nazywa), którzy wtedy – pochłonięci przecież trudami własnej codzienności, jednocześnie zajmowali się i re-enactment. Obecnie obserwować możemy jednak – jak czytamy, dis-re-enactment. Źródła tego zjawiska upatrywać należy – jak wyjaśnia, w tak zwanej „galopującej sekularyzacji”, czyli obserwowanym na Zachodzie, już od dłuższego czasu, zaniku religijnego mitu, europejskiej mistique. A przecież to wskazany już łańcuch „mit – mitologia – zbożność” był tym, co od początku naszej cywilizacji - jeszcze do niedawna, spajało nas razem. Od początku, czyli – jej zdaniem, właściwie od Greków. Co czeka nas dalej, jak przebiegać będzie budowa cywilizacji „po micie”, bez dotychczasowego, religijnego szkieletu? Można postawić taką konstrukcję, czy też nie ma ona szans przetrwania? Astrologowie w gwiazdach nie znajdują odpowiedzi, magiczne zwierciadła nie wieszczą, zwidy czy mary nie wykrzykują profetycznych prognostyków... Trzeba koncypować... Zostają przy nas samotne, nieco nerwowo zadawane pytania. Przed nami czas szukania odpowiedzi, odkrycia współczesnej definicji identitas. W tych poszukiwaniach, międzyfilozoficznych penetracjach - uczestniczyli także humaniści z arktycznych warsztatów, prowadzeni podpowiedziami-pytaniami Justyny Melonowskiej. Jak objaśnia w przywoływanym wprowadzeniu do tomiku, oba terminy – identitas i re-enactment, powiązane są ze sobą w wyraźny, ścisły sposób. Oto taki był i cel jej warsztatów: uobecnianie. Postawiła przed literatami jeszcze i kolejny: znalezienie, dojście do dawnej metody pracy – czyli egzegezy, rozumianej jako objaśnienie literalnego sensu tekstu (gwoli ścisłości, wspomina także o alegorezie, która polega na poszukiwaniu i objaśnianiu sensu ukrytego). Nie są to nowe techniki odczytywania ukrytych znaczeń, zeskrobywania starej politury wnioskowania, bo przecież geneza obu metod pracy z tekstem sięga VI wieku przed Chrystusem. Fedrowanie w miąższu słów ma swoje rytuały, generuje pewne uzusy. Każda egzegeza wymaga, jak wyjaśnia uczona, (...) zachowania w jakimś zakresie sensu dosłownego. Jest to zatem studiowanie tekstu, a jednocześnie wnikanie w jego najgłębszą tkankę, cytowanie oraz komentowanie. Osiągnąwszy pewien poziom biegłości w sztuce, egzegeta zaczyna badanym tekstem oddychać, myśleć, po prostu całościowo żyć. Żyje (...) w tekście, pośród tekstu. Jak uznaje badaczka, taki przeżywany dogłębnie tekst staje się jednocześnie historyczny i – rzec można, „cielesny” (naprawdę doświadcza się tu „tkanki” tekstu). Ale jest przecież i mistyczny: (...) w mierze, w jakiej tekst odsłaniając się przed hermeneutą, zarazem odsłania hermeneucie to, co nie-mówiąc-mówi. Słowa kluczą, zacierają znaczenia, a gdy zostaną przez egzegetę właściwie rozczytane, zdają się leżeć u jego stóp w pokornym akcie chwilowej prostracji. Zaraz jednak powstają, znów umykając... Stosowana metoda pracy egzegetycznej pochodzi od Orygenesa, który zdaniem Justyny Melonowskiej, pozwalał tekstowi się prowadzić. Jednak uczestnicy warsztatowych spotkań zachowali narzędzia metodologiczne nie tylko Orygenesa i tak zwanej szkoły aleksandryjskiej, ale również szkoły z Antiochii, koncentrującej się na podejściu historycznym i hermeneutyce literalnej. Nominowani do Nagrody Identitas, prowadzeni wciąż sugestiami badaczki, czytali metodą „au pied de la lettre” – łapiąc tekst jakby za stopę litery, a więc znów za tkankę. Obie metody - szkoły aleksandryjskiej i szkoły z Antiochii, miały się w czasie ich pracy twórczo uzupełniać. Powinny dopełniać się i współbrzmieć, a nie tkwić w relacji dominacji i submisji (tekst dosłowny contra tekst alegoryczny). Przed humanistami z Uløyi stało zatem nie lada wyzwanie: podjąć się egzegezy, z inwencją korzystając z obu tych metod analizy. W trakcie pracy badawczej nad Pismem Świętym Justyna Melonowska zauważyła, iż kluczową rolę odgrywają „kobiety-matki”. A wśród nich jedna wyjątkowa: to Ewa, matka wszystkich żyjących. Jej zdaniem jest ona niczym pomost, prowadzący do zrozumienia. To niezwykła soczewka, przez którą należy czytać działający Logos. W wydanej pod koniec roku 2023 książce Pisma jakubowe, udało się uczonej wypracować indywidualną egzegezę postaci Ewy, jak również kolejnych zdarzeń pod słynnym drzewem poznania. Nominaci do Nagrody Identitas w trakcie warsztatów zostali przez nią zaznajomieni nie tylko z rzeczoną metodą, ale również pozostałymi starożytnymi liniami egzegezy. A potem czekała na nich niespodzianka: Justyna Melonowska, niczym reżyserka okazjonalnego teatru egzegezy Uløyi, rozdała role: Ewy (Jan Baron), Kaina (Jan Maciejewski), jej bezimiennej córki (w tej roli sama badaczka), Adama (Adrian Sinkowski), węża (Andrzej Muszyński), szatana z Księgi Hioba (Jan Maciejewski) oraz Boga – Elohim (Agata Ludwikowska). Postawiła też przed twórcami zadanie napisania - w inspirującym odosobnieniu, czasowym eremitorium, monologu własnej postaci. By nieco ułatwić im pracę, wcześniej - w czasie długich rozmów, wyposażyła ich w nowe, antiochtejskie spojrzenie. Dar to był jednak, czy może raczej kolejna trudność? Warsztatowicze poznali dawne egzegezy, ale... wyłącznie własnego wycinka mitu. Musieli poruszać się intelektualnymi korytarzami ciągłej niepewności. Korytarzami, których podłogi wciąż kruszyły się pod ich drżącymi stopami. Dokąd nimi zawędrowali? Gdy monologi zostały napisane, autorzy ponownie się spotkali, a wówczas z zaskoczeniem zauważyli, że dialog nawiązały stworzone przez nich teksty. Zrazu szeptały nieśmiało, ale szybko porzuciły wszelkie zahamowania i środki konwersacyjnej ostrożności. Dyskusja prowadzona monologami okazała się niebanalną, pełną wyrzutu, tęsknoty, zawodu, przede wszystkim zaś... pragnienia. Podsłuchajmy... W splatający się ze sobą gąszcz monologów jako pierwsza wciąga nas córka Ewy, prowadzona słowami Justyny Melonowskiej. Zwraca się niby do matki, ale wypowiadane przez nią zdania uderzają mocno przede wszystkim w nas, czytelników. W nas, czyli jej rodzeństwo. Tka matka Ewa (wieloimienna, bo to Mojra, Adrastea, Ananke), tka i ona – dumna dziewica bez imienia, tka (...) gobelin – ciężką i bezkresną zasłonę praw, za którymi skrywa się On – najzupełniej Inny, najzupełniej Święty. Ludzie będą „odkrywać prawa natury”, jak to ujmują, a w ten sposób unosić powoli i mozolnie ciężką materię (...) a w ten sposób zbliżać będą swe twarze ku Jego obliczu (...). Co powstaje z tego monotonnego tkania? Zaledwie (...) gładka, ściśle otulająca żyjącego tkanina, będąca w istocie supłem na suple. Nazywają ją losem. W taką kotarę wszechświata wplata córka Ewy (zwana wielką konspiratorką i pajęczycą mitu) - opowieść o wszystkim i wszystkich. Monolog kieruje wprost do matki, która raz jeden ukazała się jej jako kobieta, a nie matka wszystkich żyjących. Matki, która chciała - Być „jako Bóg” (...) posiąść Go (...). Uległa podszeptom węża (mówi o nim córka Ewy, że to mysta, wtajemniczeniec, ale i komediant, parodysta), była mu narzędziem... Ona urodziła, a wąż prokreował – (...) składając w glebie (...) [jej] ciała swe nasienie. Oto my, bezimienne dzieci Ewy, ofiary niefortunnego „przesłyszenia się” pramatki Ewy. Wydawało się jej, że wąż zasugerował, iż po skosztowaniu z drzewa poznania, staną się z Adamem sicut Deus – czyli „jako Bóg”. On jednak tak naprawdę tłumaczył, że staną się sicut dii, „jako bogowie”, czyli jako demony. Ot, taki fonetyczny drobiazg, który zmienił nam, kolejnym pokoleniom, wszystko. Wrzuceni w ocean bólu, próbujemy nie utopić się w jednej jego kropli, gdy tymczasem pramatka Ewa oraz jej bezimienna córka przędą logosy świata i losy ludzi (...). Przeklęty sicut, podmieniający znaczenia. Co znaczy? „Tak jak, zarówno … jak i…” - oto my, tak często sicut dii, tak często niestety, rzec można, non compos mentis. Jan Baron pozwolił w monologu przemawiać pramatce Ewie do swoich dzieci wszystkich czasów. Zrozpaczona zastawia się, czy rzeczywiście tylko przez nią przyszedł na świat grzech i śmierć. A może prawdą jest zdanie, które – jak głosi tradycja humanistyczna, śmierć rzekomo sama ongiś wypowiedziała: Et in Arkadia ego (Jestem również w Arkadii)? Była zatem i wcześniej? Była tam?! Egzegeza postępuje, głosy z wyspy Uløya monologują zawzięcie... Wąż w tekście Andrzeja Muszyńskiego przemawia do wszystkich, którzy zechcą go wysłuchać. Jawi się nam jako bezpośredni, „równy koleś”. Choć cudacznie łuskonośny, ale swojak. I on próbuje udowodnić, że zło istniało przed katastrofalnymi w skutki wydarzeniami w ogrodzie Edenu. Narzeka, iż Bóg zostawił go (...) samego ze złem. Samiuteńkiego. A on nie miał jak z nim walczyć. Nie było obok niego nikogo, z kim mógłby podzielić się swoim bólem. Uwiódł więc Ewę. Przez kolejne wieki nikt nigdy nie okazał mu współczucia, a przecież w tej historii to właściwie on może czuć się ofiarą. Adama (Adriana Sinkowskiego) do gorzkiego monologizowania nastraja widok swojej twarzy, odbitej w wodzie skąd wypływa Perat. To twarz mężczyzny, (...) na której kłócą się / cień i światło, strach z nadzieją (...). Chciałby, aby Ewa pragnęła go bardziej niż Boga. Jest wyraźnie zazdrosny, ale czuje i wstyd. Wie, iż przez zaniedbanie, pewien brak ostrożności, skosztował zakazanego owocu. Gdy zadaje Bogu pytanie: Co z nami będzie?, zastanawiamy się mimowolnie, czy chodzi mu o związek z Ewą, czy też może pyta - jako przedstawiciel wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek pojawili się i pojawią na Ziemi, o przyszłość całej ludzkości. Monolog Kaina przybrał postać listu, adresowanego do rodziców i rodzeństwa (nas wszystkich?). Opowiada w nim o budowie Miasta przyszłości: tworzą je jednak nie tyle znane czasom Kaina szałasy i namioty, ale ulice i szeregi budynków, setki, tysiące mieszkań, place i skwery. Działa nawet i „Zakład Oczyszczania”. Mieszkańcy tej futurologicznej metropolii (Czy aby na pewno jest futurologiczna? Wygląda nam coś za bardzo znajomo...) mają do wyboru dwa rodzaje światła: światło elektryczne albo... Światło – Boga? (Jeśli Światło jest z nami, to któż przeciwko?). Aglomeracja oferuje ludziom wszelkie udogodnienia, ale zaprojektowana jest przez Kaina w nowoczesnym stylu: nie ma tam miejsca dla religijnych ołtarzy, od wieków płynących zwierzęcą krwią zarżniętych podczas celebracji ofiar. W tym przeobrażającym się świecie po micie – nowym szkieletem (a może jednak nowym mitem, charakteryzującym się przebóstwieniem dotąd wciąż uciskanej i eksploatowanej fauny?), byłaby nie religia, ale radykalnie egzekwowana przez poszczególne kraje ochrona zwierząt... A ołtarze? Jeśli już muszą gdzieś istnieć, to najlepiej: w lesie, w ciemności, poza Miastem. Precz sprzed oczu, precz! Niech raczej (...) krew ofiar woła na puszczy (...) ulice mają być od niej wolne. Konkluduje Kain jakże elokwentnie: Po to jest miasto: miast ciemnoty, miast niepewności. Może... „Miast Boga?” – pytamy, znając już przecież odpowiedź. No dobrze, ale w zasadzie jest jeszcze jedna sprawa... Co stało się z Ablem? Kain uspokaja: Ech, no przecież żyje, żyje! Tylko się gdzieś zagubił. Jeśli to już jest czas „po micie”, to dlaczego mielibyśmy podejrzewać go o kłamstwo? Szatan Jana Maciejewskiego monologizuje z Bogiem – Elohim. Opowiada mu o spotkaniu z Hiobem, który powoli (...) zapomina o Stwórcy. Oto ten, który - Pieści swój ból jak najdroższy skarb (...). Ten, który rzekomo tak bardzo (...) zapamiętał się w swoim gniewie i żalu, że go polubił, rozkochał się w nim. Poczułby się okradziony, gdyby Bóg nagle odebrał mu rozpacz, jego wierną towarzyszę nieszczęścia. Kusi go szatan, jak to on ma w zwyczaju, oczywiście nad wyraz umiejętnie, cynicznie cytując drugą Pieśni nad Pieśniami: (...) powstań przyjacielu mój, piękny mój. I chodź. Dusza Hioba jednak wciąż nie jest w jego władaniu, bo przy mężczyźnie stoi wiernie żona. A gdyby tak... Bóg ją zabił? Co na propozycję morderstwa odpowiada w swoim monologu Bóg Agaty Ludwikowskiej? Ku światłu... Człowiek sam jest wolny wybrać drogę (...). Pamiętając niestety o tym, czego jest w stanie dopuścić się człowiek, możemy zastanawiać się, czy aby Bóg nie powiedział tego z ironią? Czy człowiek dobrowolnie wybiera światło/Światło? Justyna Melonowska przekonuje, iż pragnienie jest (...) kluczem do mitycznego Upadku i kluczem do nas samych (...). Nas samych, zdaniem niektórych – upadłych. Podczas warsztatowych spotkań okazało się, że mit biblijny nie do każdego przemówił w równym stopniu. Niektórzy poddawali się jego narracji, a inni - odrzucali go z wyraźną awersją, pragnąc raczej nad nim zapanować. To właśnie ów wyraz pragnienia. Wychowankowie mitu i jednocześnie jego wygnańcy, oto my współcześni... Takimi widzi nas badaczka Justyna Melonowska, takimi w końcu powinniśmy zobaczyć się i my sami. Jesteśmy jakże odmienni od siebie, czasami wręcz kontrastowi, często pogrążeni w głębokiej samotności, nawet gdy tkwimy w niby wspólnotowej, internetowej bańce mediów społecznościowych. Nazywać się winniśmy jej zdaniem – „hermeneutami identitas”.
Blizna intelektualnego rekonesansu
Jakie głosy popłyną ku nam z wyspy Uløya w kolejnych latach? Justyna Melonowska w ostatnich zdaniach wstępu do tomiku podpowiada, że będą to głosy badające Helladę: Mit? Tragedia? Satyra? (...) drugi klucz do naszego świata znajduje się w rękach Greków. Jest to zresztą klucz, czy może raczej... wiosło? Kto pragnie poznać odpowiedź na to pytanie, ruszyć musi pokrętłem odbiornika intelektualnej ciekawości, by ustawić głośność w pozycji max. Szum, trzaski, zakłócenia... Może spomiędzy nich ciekawskie ucho przypadkiem wyłowi także kolejne, nowe głosy z wyspy Uløya? Komu wciąż brakuje filozoficznego przygotowania, budującego erudycyjne kompetencje odczytu wymagających treści, powinien próbować nadsłuchiwać tak długo, jak starczy mu cierpliwości. Słuchać i wytrwale klecić swoją prywatną, intelektualną „bazę kumactwa”. Goniąc uciekające wielokierunkowo żywioły teorii i blade cienie ich znaczeń, trzeba próbować pojąć pozornie niepojmowalne. Zmieni nas sama wędrówka ku wiedzy. Bo w końcu przecież, jak pisał Antoine de Saint-Exupéry: Liczy się jedynie droga. To ona trwa, a nie cel, który jest złudzeniem wędrownika (...). Zatem teraz... Siostro, szyjemy! Skalpel odłożony, zakrwawiony kitel zdjęty... Co pozostanie w czytelniku po zakończonym sukcesem intelektualnym zabiegu chirurgicznego odkodowywania wielowątkowego i wielopłaszczyznowego przekazu książki? Prywatna, wymykająca się okresowo spod kontroli (może i dla niektórych współczesnych także nielegalna) hodowla narowistych pytań. I jeszcze pewien ślad fizyczny, szrama - przypominajka. Owszem, tak właśnie może być. Po prawidłowo przeprowadzonym nacięciu tkanek tekstu, niewielka blizna zostanie nie na operowanych treściach, ale na naszym myśleniu. Być może miejsce to już nigdy się nie zagoi? Sączyć się z niego będą filozoficzne, niepokojące przemyśliwania, które przypominać nam będą głosy Uløyi. Przeczytane, a może... kuglarsko przesłyszane? To już tylko od nas zależy.
Anna Kokot-Nowak
Bo oto minęła już zima. Głosy z wyspy Uløya, tom Fundacji Identitas, Pewne Wydawnictwo, Kielce 2024. |