Poezja zawsze narażona jest na śmieszność, bo ze wszystkich sztuk reaguje najszybciej na otaczającą nas rzeczywistość – z Jurym Humianiukiem i Vitalem Voranauem rozmawia Maciej Jung Jury Humianiuk (ur. 1969) - poeta i prozaik białoruski. Absolwent polonistyki na Uniwersytecie Państwowym w Grodnie. Pracował jako literacki kierownik w Grodzieńskim Teatrze Lalkowym, był korespondentem likwidowanej gazety „Pahonia”. Stały autor białostockiego miesięcznika „Czasopis”. Współzałożyciel TWL (Towarzystwo Wolnych Literatów). Jeden z redaktorów literackiego czasopisma "Kałośsie". Członek Białoruskiego PEN Clubu i "Towarzystwa Wolnych Pisarzy”. Autor tomów poezji: „Woń ciała”, „Twarz Tutenchamona”, „Rytuał”, „Ulica tygrysich orchidei. Wiersze 1987-2003", i powieści „Apostołowie nirwany”. Obecnie mieszka w Grodnie. (Fotografia dolna)
Vital Voranau (ur. 1983 roku) w Mińsku, białoruski pisarz, wydawca i tłumacz. Współzałożyciel i przewodniczący „Białoruskiego Kulturalno-Naukowego Centrum" w Poznaniu i wydawnictwa „Bieły Krumkacz". Absolwent UAM w Poznaniu i student Uniwersytetu im. Masaryka w Brnie. Przetłumaczył na białoruski „Czekając na Godota" Samuela Becketta i "Kubusia Puchatka" Alana Milne'a. Stały autor literackiego almanachu „Biełarus” (New-York). Był w trójce nominowanych do nagrody literackiego czasopisma „Dziejasłou” (Mińsk) w kategorii „Za najlepszy debiut 2006 roku im. Anatola Sysa”. Czterokrotny laureat Ogólnopolskiego Konkursu Białoruskiej Poezji i Prozy. Razem z „Zeszytami Poetyckimi” przygotowuje antologię współczesnej poezji białoruskiej "Pocztówki z Atlantydy". Obecnie mieszka i studiuje w Czechach. (Fotografia górna, autor zdjęcia Przemysław Jasiński)
Maciej Jung: Zanim rozpoczniemy rozmowę o białoruskiej poezji i jej sytuacji po 1989 roku, czy mógłbyś powiedzieć, w jakim położeniu jest obecnie białoruska kultura? Jury Humianiuk: Kultura białoruska, ta niezależna i niepokorna wobec władzy, skazana jest obecnie na największą inwigilację. Znam przykład wybitnego malarza Alesia Surava, który za swoje karykaturalne prace (najpierw opublikował je w prasie, później w formie książkowej) był ścigany przez prawo, miał procesy i generalnie wielkie problemy ze strony prokuratury i KGB w Mińsku. W Grodnie, gdzie mieszkam, sam byłem świadkiem, gdy agenci KGB rekwirowali książki, które z politycznego punktu widzenia nie były akceptowalne, chodzi tutaj głównie o krytykę wobec prezydenta Łukaszenki.
Czy podobnie jest z teatrem?
Jury Humianiuk: Zajmując się teatrem mogę powiedzieć, że obecnie teatr białoruski znajduje się w ideowym kryzysie, co prawda są wybitne dzieła narodowe, natomiast reżyserzy poddawani są nieustannej cenzurze, jakakolwiek próba indywidualizmu i niezależności kończy się szykanami. Brakuje swobody działania. Znam przypadki zdejmowania spektakli klasyków w mińskim Teatrze Narodowym, „Tutejsi” („Tutejszyja”), na których wcześniej ludzie przychodzili z flagami i które przez to upodobniały się w polityczne manifestacje.
A co z poezją? Białoruska literatura współczesna potrafi równie silnie prowokować?
Vital Voranau: Autorzy różnie manifestują swoją niechęć do władzy. Powszechnie znany jest casus poety Adamowicza, który na znak protestu zaszył sobie usta, był aresztowany, po czym, na siedem lat, wyemigrował do Norwegii. W chwili obecnej Adamowicz, z jednej strony, dla wielu osób, jest postacią legendarną, z drugiej zapomniana. Po cyklu europejskich prezentacji, ku powszechnemu zdziwieniu, zapowiedział powrót do domu.
Jury Humianiuk: Niestety, inwigilacji władzy podlega Białoruski Związek Pisarzy, w którym są wyłącznie literaci lojalni. Trzeba pamiętać, że cenzurze podlegają na Białorusi wszystkie państwowe wydawnictwa i czasopisma, tylko w podziemnym nurcie poezja ma szansę na niezależność. Osobiście jestem zdania, że dobra poezja, ta z kanonu prowokacyjnego, zaczepnego intelektualnie, również musi podlegać tym samym prawom, co zwykła poezja „niezaangażowana”, czyli natchnieniu. Sam piszę tylko wtedy, gdy ono przychodzi, nie można poddawać się konwencji i jakimś krótkotrwałym zapotrzebowaniom. Poeta musi być świadomy, dla kogo i czego tworzy, temu wszystkiemu musi towarzyszyć jakaś ideologia, filozofia, bez tego nie ma sztuki, a co za tym idzie, wszelkie próby ironicznego, prowokacyjnego przekazu obracają się po latach przeciwko artyście, przeciwko twórcy. Na to trzeba uważać. Poezja zawsze narażona jest na śmieszność, bo ze wszystkich sztuk reaguje najszybciej na otaczającą nas rzeczywistość. Ma to swoją wielowiekową tradycję i lepiej, żeby pod tym względem nic się nie zmieniało.
M.J. Czy istnieje spór generacyjny we współczesnej poezji białoruskiej?
Jury Humianiuk: Spory pokoleniowe istniały od zawsze, można powiedzieć, że są podstawą każdej literatury. Pamiętam swoje początki, gdy razem z Alesiem Arkuszem założyliśmy nieformalne towarzystwo „TWL” (Towarzystwo Wolnych Literatów) skupiające młodych poetów. Wtedy rzeczywiście był to bunt przeciwko starszej generacji, pokoleniu, które nie chce żadnych zmian. Na tym pokoleniu do tej pory ciąży klątwa socjalizmu i nie wiem, co należałoby zrobić, aby tę klątwę zdjąć. Dla nas, młodych, dostrzegalne zmiany zaczęły następować na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. W Polsce ta rewolucja zaczęła się dużo wcześniej, bo już w 1956, więc inaczej potoczył się rozwój kultury. Naturalnie, dzisiaj jest o wiele łatwiej młodym poetom, wystarczy własny komputer, na którym można bezproblemowo zrobić skład, drukarka i gotowe. W czasach mojej młodości było to o wiele trudniejsze. Tak jak to widzę teraz, obecnie nie ma gorących dyskusji pokoleniowych, są one w zasadzie niepotrzebne prasie literackiej, jeśli się już toczą, to w zupełnie nowym medium, jakim jest internet, do którego szczególnie ludzie młodzi mają większe zaufanie. Młodzi poeci często wydają swoje wiersze w formie audio-książek lub cd z autorskim czytaniem własnej poezji. „Audio-poeci” cieszą się dużym zainteresowaniem, mają swoją publiczność. Muszę powiedzieć, że młode pokolenie jest bardzo aktywne, część swoich spotkań poetyckich robi jako happeningi rozwożąc na przykład własnymi samochodami wydane poza legalnym obrotem wydawnictwa dystrybuując je nawet w małych ośrodkach. Takie poetyckie, spontaniczne spotkania mogą jednorazowo zgromadzić nawet sto i więcej osób. To młodsze pokolenie poetów na pewno ma większą ilość odbiorców niż nasze, gdy byliśmy w ich wieku.
Vital Voranau: Jako, że jestem młodszy o generację, mogę powiedzieć, że mojemu pokoleniu, w moim postrzeganiu, przyświeca stara, dobrze znana, maksyma: pisarz spełnia się tylko wtedy, jeśli uda mu się zniszczyć swoich poprzedników. Oczywiście nie dosłownie, ale w sensie ideologicznym. Pracując w Poznaniu, tworząc serie emigracyjnych poetów cieszę się, że nie muszę w tej „walce” uczestniczyć osobiście, że nie muszę staczać bojów o swoje miejsce pod słońcem. To naprawdę wielkie szczęście, że nie muszę być po tamtej stronie, gdy otwieram stronę internetową i czytam o eseistce w Mińsku, która na jednej z publicznych prezentacji dosłownie mówiąc, przepraszam za retorykę, daje w mordę jednemu poecie. To naprawdę wielkie szczęście, że nie muszę dusić się w tamtym sosie.
M.J. Rozumiem, że młodym białoruskim poetom zależy na autonomii, czy wobec tego Polska w jakimś stopniu pomaga białoruskiej literaturze?
Vital Voranau: Oczywiście, chociażby w Poznaniu działa Białoruskie Centrum Kulturalno-Naukowe, któremu przewodniczę, czy wspomniane niezależne wydawnictwo „Bieły Krumkacz”, w którym mogą publikować autorzy nie mający wielkich szans na prasę w moim kraju. Myślę, że to z czasem da swój plon.
Wywiad przeprowadzono 25.11.2008 w Poznaniu
|