ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Solilokwium oszukanego

Karol Samsel 

 

O oszukaniu przez nostalgię w trylogii poetyckiej Krzysztofa Szymoniaka: Wszędzie skąd wracałem (Bydgoszcz 2006), 29 prac Szymona Słupnika (Bydgoszcz 2007) oraz Światłoczułość (Bydgoszcz 2009).

 

            „Skoro wprawne ręce położnych przyjęły mnie na tym najpiękniejszym ze światów 20 czerwca 1953 roku w kępińskim szpitalu, w przewidzianym wcześniej terminie, siłą rzeczy miejscem mego poczęcia nie mogła być ukwiecona majowa łąka, kopa czerwcowego siana czy lipcowy łan dojrzewającego żyta”[1]. Już w jednym z pierwszych zdań autobiograficznych Epizodów Krzysztof Szymoniak odizolowuje los przychodzącego na świat bohatera książki od mitologii cudownych narodzin, kreowanych choćby na kartach średniowiecznych hagiografii lub antycznych teozofii. Nie tak, jak w wypadku Ateny rodzącej się z rozłupanej głowy swojego ojca, rodzący się w Epizodach mężczyzna przychodzi na świat w szpitalu w Kępnie. Oszukany przez mit i przez rzeczywistość tak silnie, że tylko rodzajem „przypadłości” można by nazwać rozpoczynaną właśnie przez niego biografię. O bycie jako historii oszustwa nie mówi się jednak głośno – rzec można co najwyżej półsłówko, wyszeptać lub przemilczeć niedopowiedzenie. Na względzie mieć „światłoczułość”, nie zaś oszukanego. Mówić kliszą prześwietleń, nie zważać na wewnętrzne mare tenebrum – kłamać: „Teraz jeszcze leżę w trawie wysokiej. Teraz trawa jeszcze pachnie wiatrem i wodą, jeszcze inkrustuje ją kilka ważek połyskujących w słońcu, jeszcze pyszni się ciepłem odbitym od rodzącej ziemi”[2].

 

Hamartia

            Hamartia jako rodzaj niezawinionego przewinienia konstytuuje nostalgię. Czyni z niej rodzaj moralnej rehabilitacji dla ofiary tragicznego nieporozumienia. Destruuje uczucia wstrętu i odrazy, towarzyszące osobie wskutek jej uczestnictwa w wydarzeniu „hamartycznym”. Nostalgia w tym kontekście jest przede wszystkim przezwyciężeniem hamartii, ma służyć jako dobroczynne oszustwo, neutralizujące piekło losu ludzkiego. Hamartos nie zostanie zbawiony, wszak dokonał – jak objaśnia w Poetyce Arystoteles – „błędnego rozpoznania” i kłamliwie ocenił własną ludzką kondycję. Jest dzieckiem fałszu, wyrzuconym poza obręb bytu, podległym tragicznej nicości. Nostalgia hamartosa stanowi zarówno pamiątkę samego upokorzenia, jak i beznadziejną próbę ratowania się przed byciem „wchłoniętym” przez próżnię stanu tragicznego. Jest oszustwem na skalę nowej teologii, rodzajem utajonej praktyki sensotwórczej. Ale hamartia nigdy nie przemija.

            W pierwszym z tomów trylogii Krzysztofa Szymoniaka, Wszędzie skąd wracałem, wydarzenia „hamartyczne”, choć dla podmiotu są nieuniknione, z łatwością poddają się sile uzdrawiającej transgresji. Transgresji w mit. Wciąż tak silny zdaje się prąd wyznaczony w kulturze przez lejtmotyw et in Arcadia ego, że i podmiot Szymoniaka skłonny jest w niego uwierzyć i przyjąć za swoją linię losu, za lek, za wyjście z hamartii podobnie możliwe do tego, które stało się udziałem Izraelitów w Egipcie. Stąd „od-rażający” i „od-rażony” głos Szymoniaka konstruuje w wielu wierszach z tego zbioru nowy nostalgiczny mit, mając nadzieję na zrzucenie z siebie maski wstrętu. Wiarą w Księgę Wyjścia przesiąknięty jest utwór ze strony 31., zatytułowany kolejną z liter alfabetu – T:

 

wszędzie dokąd wracałem

rozbijałem namioty

u podnóży gór szukałem źródeł

pitnej wody wśród kamiennych

rozpadlin […]

 

wszędzie też

po jakimś czasie zjawiali się

korsarze i rozbójnicy

musiałem oddawać im pieniądze

chleb i wino

musiałem być ostrożny[3]

 

            Rzeczywiście, obrazowanie podobne do tego zawartego w przywołanych fragmentach Epizodów. Nostalgiczny pejzaż symboliczny – krajobraz po dokonaniu oszustwa, któremu się wierzy – został zagospodarowany w obydwu przykładach przez podobne mityczne ujęcia „światoobrazu”: „kopę czerwcowego siana, ważki połyskujące w słońcu” (w Epizodach), a także „kamienne rozpadliny, korsarzy i rozbójników” (we ***[wszędzie dokąd dotarłem…]). Mit jednakże jako lek mający przegnać pierwotną odrazę do samego siebie, sam przekształca się w rodzaj hamartii drugiego rzędu, ujawnia bowiem zły, z natury swojej nieroztropny wybór hermeneutyczny. Oszustwo wyleczone samooszukiwaniem staje się formą hamartii zwielokrotnionej, hybrydalnej, niemożliwej do usunięcia. Stąd kolejne części trylogii Szymoniaka – 29 prac Szymona Słupnika oraz Światłoczułość – są raczej rodzajem poetyckiej lamentacji niż nostalgicznym traktatem o okaleczeniu tym, co „hamartyczne”. Rany już zaropiały, „kaleczone” stało się „kalectwem”, trwałym piętnem nie do wygładzenia – właśnie od momentu wprowadzenia do poezji Szymoniaka figury słupnika hamartia staje się integralnym doświadczeniem podmiotu mówiącego.

            Co szczególnie zdumiewające, równie zinterioryzowanym w 29 pracach Szymona Słupnika, co hańba, stanem podmiotu, jest stan nadziei. Nadziei zupełnie nie nostalgicznej u swoich podstaw. Jako nadzieja wywikłana z pesymizmu osoby naznaczonej, jest ona szczególnym rodzajem uwrażliwienia, a nawet idiosynkrazji – pamięci o tym, co światłoczułe, wydelikacone, subtelne. Przeniesiona w trzecią część trylogii, w Światłoczułości staje się jeszcze bardziej paradoksalna, a wręcz absurdalna z założeń. Nigdy jednak nie jest świadectwem komedianckiego nastawienia podmiotu. Zawsze stanowi dramatyczną refleksję nad hamartią, rozpoczyna się tym samym w każdym wypadku – od złożenia przez „Ja mówiące” bolesnej i wyczerpującej jego siły autokrytyki:

 

jeśli nic się nie zmieni mogę umrzeć zamurowany

w grocie medialnego cienia mogę też kolejnej nocy

 

zejść z tego słupa […] i sprawdzić jak pachnie

majowa trawa o szóstej rano[…]

 

istnieją przesłanki aby zostało mi odpuszczone

abym mógł raz jeszcze posmakować nadziei[4]

 

oraz:

 

boisz się nocy bo każda z nich może być nocą odkupienia

i ciszy albo nocą pełną świateł i jazgotu policyjnych radiowozów

w końcu zaś stygnącym błękitem nad dwuszeregiem polnej drogi[5]

 

            Zwłaszcza Światłoczułość wizualizuje w poezji Szymoniaka śmierć mitu, ostateczne przejście poza zasłonę znaczeń i symbolik, nicującą transgresję własnego przewinienia. Jeszcze raz – po Zenonie z Kition i Marku Aureliuszu – ujawnia się z całą mocą przekonanie o mocy apathei jako jedynego stanu egzystencjalnego, zdolnego przezwyciężyć hamartię. Wszak – nawet w „głupocie zranienia” – można osiągnąć harmonię bezruchu, zgodnie bowiem ze słowami kolędy Szymoniaka:

 

Cisza tu taka, że aż serce boli,

Za kilka godzin gwiazda z nieba spadnie.

Idę choć leżę, w mig choć powoli,

By – blednąc głupio – chociaż skwierczeć ładnie[6].

 

Onta ignomena

            Platońskie byty fenomenalne, dynamiczne, przychodzące i odchodzące, stanowią zaledwie kopię, imitację, odbicie struktury porządkującej kosmos, są wyrazem erygującej praktyki umysłu administrującego światem i jego obrazem, tzw. noesis noesos, ośrodkiem myśli wytwarzającej samą siebie. Im dalej jednakże od wzoru do odwzorowania, siła referencji noesis noesos nieuchronnie słabnie, wyradzając w końcu jedynie nieodniesione onta ignomena. Rzeczy tego świata, odcięte od przyczyny – nieodbijane w Stendhalowskim „zwierciadle przechadzającym się po gościńcu” – świadczą, jak widoczne jest to w trylogii poetyckiej Krzysztofa Szymoniaka, nie tylko o słabości ontologicznej ich samych, lecz także (co tu najważniejsze) o ograniczoności i skończoności umysłu „myślącego samego siebie”. Onta ignomena Szymoniaka demaskują władzę noesis noesos. Nie da się przecież ogarnąć myślą boską tak marnego śladu istnienia, który nawet wobec światła noetycznego pozostaje „przestrzenią zignorowaną”.

            Właśnie w miejscach „ignorancji” wobec struktury, uporządkowania, całości szczególnie daje o sobie znać oszustwo nostalgiczne. „Ignorancja” nieuświadomiona wytwarza mit nostalgii, świadoma – nostalgiczny pesymizm. Nostalgia nie może istnieć w uświadomionym przez podmiot onta ignomena, musi zostać wówczas radykalnie zdemaskowana. W wierszu spod litery „M” z Wszędzie skąd wracałem Ja mówiące – niczym zawiedziony Kohelet – wypowiada następujące słowa skargi:

 

dom zgnije od fundamentów

albo straci dach

wichry rozszarpią okiennice

 

[…] i przestaniesz czuwać

nad ludzkim porządkiem

świata[7]

 

            Bunt wobec nostalgicznego oszustwa uwydatnia się w przedmiocie przemijającym, jego wewnętrznej niestabilności, w tym, jak łatwo wytraca on swój ośrodek. Omawiane trzy tomy poezji Szymoniaka rozczarowanie oszustwem mitu przyjmują jedynie za wstęp do dalszego badania tego fenomenu. Anatomii oszukanego jako kluczowej figury w oszustwie podejmuje się Szymoniak już w drugiej części cyklu – m. in. w wierszu epilog zamykającym 29 prac Szymona Słupnika. Sama figury stylity – podobnie jak postać mężczyzny rodzącego się „pod czereśniami” – wydaje się w książce Szymoniaka klasyczną inkarnacją głupca adorującego onta ignomena,  inaczej mówiąc: zaślepionego, który czci dzieła ślepca. Konsekwencją oszustwa zawsze jest śmierć:

 

tamten dom powiesił się na starej czereśni

gdy porzuciliśmy go dla świateł i zgiełku

wielkiego miasta

 

urodziłem się w jego cieniu

pośród drwali i ogrodników[8]

 

            W świecie, w którym oszustwo staje się religią głupców, jedyną możliwością ocalenia swojej podmiotowości jest konfabulacja. Przeniesienie kłamstwa nostalgicznego w kłamstwo o własnym ciele, w zwątpienie o nim, o jego zwartości i koherencji. Wszak czy oszustwo, które staje się samooszukaniem, nie przeistacza się w swoją sublimację? Właśnie wskutek rozpoznania ontologii pozoru Szymoniak bogów nostalgii uznaje przede wszystkim za bóstwa kusicielskie. Oszukanemu, który prawdy poszukuje zbyt usilnie, grozi nie tylko śmierć, lecz także życie jako solipsyzm:

 

„uwierz

to nie wiatr tak huczy w kominach

to twoja głowa trzeszczy i pęka to

w twoim sercu drżą struny a żebra

wyją o świcie […]”[9]

 

            O ile zatem Symeon Stylita z drugiej części tryptyku Szymoniaka jest dla autora figurą rozpoznającego oszustwo (anagnorismos), o tyle nie jest on tym, który to oszustwo przekracza. „Ja” Szymoniaka okazuje się w 29 pracach Szymona Słupnika instancją izolowaną od reszty, ocalającą się zarówno przed nostalgiczną śmiercią, jak i przed solipsyzmem. Nie zbawia jednak siebie od Elliotowskiej „ziemi jałowej”. Dopiero Światłoczułość przynosi temu, który daje w tym tryptyku „świadectwo przejścia”, ostateczne wypełnienie. I choć materia, którą wypełniany jest hollow man Szymoniaka, nie jest ani materią pierwszą, ani też ostatnią, puste do tej pory „Ja” nabiera głębokości znaczeń. Choć onta ignomena pozostają sobą, podmiot liryczny powraca do spustoszonego domu, na ul. Grzybowo 3/6 – jako architekt, nie jako niszczony ani jako niszczyciel:

 

„pamiętacie, to wszystko działo się naprawdę, Grzybowo 3/6,

było minęło, było zagasło, ale nie zdechło z przerażenia,

nie runęło w przepaść, w ciemną ohydę robactwa i smrodu,

nie utonęło w pijackim widzie rozedrganej śmierci […]”[10]

 

Kairos

            Kairos, czyli życzenie pomyślności lub przekleństwo zmarnowanej szansy. Bożek hazardu życia – czy do niego doprowadzają hamartia i onta ignomena? Na ile szczęśliwość lub nieszczęśliwość może być skutkiem hańby bądź nierozpoznania, w jaki sposób dostrzec należy linię zależności między jednym a drugim. Grecką reprezentacją Kairosa był łysy, uskrzydlony młodzieniec – na gołej czaszce jedynymi włosami chłopca była długa grzywka, za którą śmiertelnicy łapali, aby uczynić się szczęśliwymi lub wiecznie straconymi, jeśli schwycona przez moment garść włosów wymknęła się z zaciśniętej ręki.

            O fortunności we Wszędzie skąd wracałem właściwie nie ma mowy. Podmiot pogrążony w apathei, oszukany przez nostalgię, nie jest już niczym innym poza wysyconą substancją człowieka – wcześniejszą nadreakcję zastąpiła inercja. W tym „światoobrazie” kategoria fortunne: niefortunne zdaje się kategorią zgoła nieaplikowaną. Szymoniak kpi z „okazji”, jakie głupim ludziom stwarza ironiczny Kairos. Choć sam jest oszukany, świadomy jest przekłamania zawartego w pojęciu szczęśliwości:

 

„ciemne są noce i nie pomoże migotanie

gwiazd nie pomogą geniusze od teorii

światła i fizycy cząstek tak jest tak będzie

ciemne są noce i zimne są”[11]

 

            Ostentacyjna obojętność wobec pokus Kairosa jest również domeną drugiego tomu trylogii Szymoniaka. Zmienia się jednak samo nastawienie – przekształca się ono z apatycznego na ironiczne, ze statycznego na dynamiczne. To sam podmiot-słupnik zaczyna wodzić bożka hazardu na pokuszenie. Siłą sceptycznego „Ja” okazuje się bowiem stępienie, wytłumienie, wycofanie i eremityzm: teraz przed Kairosem, nie zaś przed Szymoniakiem postawione zostaje wyzwanie – złamać, oszukać, wpędzić w fatamorganę. Nieoczekiwanie Szymon Słupnik staje się Faustem, jego antagonista zaś Mefistofelesem. To Kairosowi w 29 pracach… się rozkazuje, począwszy od ironicznego nakazu z prologu, aby tak anonimową i odindywidualizowaną chwilę jak chwila przejścia, przejazdu, translokacji (transgresji?) „uczynić piękną”:

 

„ogląda zwykły kawałek papieru, bilet PKP

na przejazd z miasta X do miasta Y,

przez Jarocin i Poznań, km 211, klasa 2”[12]

 

            Faustyzm kreacji lirycznej Krzysztofa Szymoniaka godny jest ponownego podkreślenia. To bowiem najbardziej wyczerpująca odpowiedź bohatera tryptyku na to, czego doznał. Po pierwsze, mowa o hamartii, a więc o hańbie, kompromitacji, błędzie tragicznym i skazaniu na banicję. Po drugiego – o świecie wygnańców, do którego zhańbiony podmiot liryczny musiał wskutek doświadczenia hamartycznego dotrzeć. Świata o nieustabilizowanej strukturze, chaotycznym i ruchomym ukształtowaniu. Świata bez teologii, zagospodarowanego przez przedmioty ignorancji, nie zaś wiedzy – onta ignomena. W tym miejscu kusić może tylko bożek ignorancji – ani Lucyfer, ani Bóg do przedpiekla wszak nie zstępują. Mowa o „wyglansowanych aniołach” w istocie nie może być tu niczym więcej niż mową-trawą:

 

„Skoro tak, kładę się w cieniu rzeki i leżę.

Leżę nawet gdy biegnę, gdy uciekam

przed wzrokiem dozorców, gdy

rozjeżdża mnie śmiech lokomotyw, gdy

przybywają po moje kości

wyglansowane anioły”[13].

***

 

Hańba, nierealność, tkwienie poza linią fortuny losu. Trylogia poetycka Krzysztofa Szymoniaka jest walką przeciwko nostalgicznemu oszustwu. Z tej właśnie walki zdaje on relację i po jej odbyciu formułuje dramatyczny wniosek: jesteśmy cywilizacją oszustwa, ci, którzy zabijają mit nostalgii, zostają wydziedziczeni z własnego utożsamienia. Właśnie ich najbardziej tłum nienawidzi. Stąd nieustanne powroty, wędrowania, odejścia z oszustwa w oszustwo nawet tych, którzy kłamstwu się sprzeniewierzyli. Dzieje ludzkości są dziejami samooszukiwań – w rzeczywistość to nie homo faber, ale homo fallax jest w planie ludzkim ideałem stratega. Stąd też Szymoniak do tej cechy – jako cechy swoiście ludzkiej – będzie powracał nie tylko w poezji, lecz także w mitologicznych obrazach dzieciństwa z Epizodów. Wszyscy jesteśmy oszustami, co oznacza, że wszyscy jesteśmy „prześwietleni” – nasz model życia, projektu, powołania zawsze był, jest i będzie modelem snu, oniryczną i egzystencjalną fantazją:„I będę kluczył, tropił, wracał i uciekał. Może nawet zasnę w trawie wysokiej, może zasnę snem podwójnym, schodząc na dno pamięci. […] Jeśli będzie to akurat upalne, letnie przedpołudnie, czas wakacyjnych odkryć i urojeń, to ujrzę dwunasto-, trzynastoletniego chłopca, który w zakamarkach starej części miasta, pod murem rzeźni, […] tłucze solidnym kijem wielkie, wypasione szczury[…].  I będzie to rok 1965 lub 1966”[14].

 

Przedruk z numeru 004 (19) 2010 Kwartalnika "LiteRacje" (tytuł numeru: "Oszukani")

Zdjęcie Krzysztofa Szymoniaka: Anna Farman



[1]              K. Szymoniak, Epizody, Gniezno 2010, p. 18.

[2]              Ibidem, p. 235.

[3]              K. Szymoniak, T ***(wszędzie dokąd dotarłem…) [w:] Wszędzie skąd wracałem, Bydgoszcz 2006, p. 31.

[4]              Idem, 18 (walka z aniołem) [w:] 29 prac Szymona Słupnika, Bydgoszcz 2007, p. 31.

[5]              Idem, światłoczułość [w:] Światłoczułość, Bydgoszcz 2009, p. 15.

[6]              Idem, kolęda [w:] ibidem, p. 44.

[7]              Idem, M ***(dom zgnije od fundamentów…) [w:] Wszędzie skąd wracałem, Bydgoszcz 2006, p. 21.

[8]              Idem, epilog [w:] 29 prac Szymona Słupnika, Bydgoszcz 2007, p. 46.

[9]              Idem, kuszenie [w:] ibidem, p. 28.

[10]             Idem, ul. Grzybowo 3/6 [w:] Światłoczułość, Bydgoszcz 2009, p. 49.

[11]             Idem, N *** (ciemne są noce i zimne są…) [w:] Wszędzie skąd wracałem, Bydgoszcz 2006, p. 23.

[12]             Idem, prolog [w:] 29 prac Szymona Słupnika, Bydgoszcz 2007, p. 11.

[13]             Idem, pożegnanie [w:] Światłoczułość, Bydgoszcz 2009, p. 46.

[14]             Idem, Epizody, Gniezno 2010, p. 240 (część V: Prześwietlenie, przekraczanie).

 
Copyright 2023 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin

Akceptuję

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Serwis wykorzystuje pliki cookies m.in. w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę.

Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i Regulaminie.

Twoja prywatność jest dla nas ważna

Właściciel serwisu gromadzi i przetwarza dane o użytkownikach (w tym dane osobowe) w celu realizacji usług za pośrednictwem serwisu. Dane są przetwarzane zgodnie z prawem i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przetwarzanie części danych może być powierzone innym partnerom.


Przetwarzanie danych

Polityka Prywatności

Zmień ustawienia ciasteczek

Bezpieczeństwo w Internecie