„Gdy ulatują szare wróble godzin”, czyli poeta zapomniany – Jerzy Waleńczyk |
Jerzy Waleńczyk (1927-1994) – poeta całe życie związany z Łodzią (tu się urodził, tu pracował i zmarł) – debiutował w roku 1949 na łamach tygodnika „Wieś” (nr 5), a następnie publikował m.in. w „Kuźnicy”. Jego debiut książkowy przypadł na rok 1957. Był to zbiór wierszy Wino półsłodkie. W latach 1950-54 nie drukował prawie wcale[1]. To ważne daty w historii polskiej literatury, obowiązywała wtedy bowiem doktryna realizmu socjalistycznego, która zahamowała na kilka lat jej rozwój. Metrykalnie poeta przynależy do pokolenia (lub pseudopokolenia) ironicznie przezwanego „pryszczatymi”, najbardziej aktywnego właśnie w „socrealistycznych” czasach, debiutował zaś książką, gdy na scenę literacką wkraczało bliskie mu ideowo pokolenie „Współczesności”, przewartościowujące dotychczasowe doktrynalne kanony i wzorce i zrywające z nimi (znamienne, że debiutujący wówczas Zbigniew Herbert, ur. 1924, oraz Miron Białoszewski, ur. 1922, również nie należeli do tej generacji). Należy pamiętać o klimacie lat popaździernikowej odwilży, gdy rozliczano się z postaw w epoce stalinizmu, a do głosu zaczęli dochodzić młodzi. Był to czas kawiarnianych dyskusji z egzystencjalistyczną i awangardową modą w tle, czas jazzu i rock’n’rolla, czas względnej swobody obyczajowej. W literaturze i sztuce zaś odrzucono raz na zawsze schematyzm, dogmatyzm i tani optymizm na rzecz prywatności oraz indywidualizmu. Artyści zatem odzyskiwali powoli część nie tak dawno utraconej niezależności. W poezji okresu powojennego na dobre zagościł styl Różewiczowski, wyróżniający się „przede wszystkim rezygnacją z kunsztu wersyfikacyjnego i ozdobnych środków stylistycznych”[2], manifestujący „opozycyjność wobec tradycji, zwłaszcza wobec nadmiernego metaforyzowania wypowiedzi poetyckiej. Zgodnie z tym założeniem poeta sprowadza język wierszy do najprostszej leksyki, najczęściej rzeczownikowej. Budulcem wierszy stają się zwykłe, codzienne słowa, które wpływają na prozaizację stylu”[3]. Poeta unika patosu i wzniosłości, a ukazuje nieraz bardzo brutalne sceny[4]. W konsekwencji pojawił się w polskiej literaturze turpizm (poezja Stanisława Grochowiaka) oraz kontestacja rzeczywistości (proza Marka Nowakowskiego i Marka Hłaski). Twórcy chcieli w ten sposób pokazać drugą stronę rzeczywistości, ukrytą za pierwszomajową fasadą, wychodząc z założenia, że prawdziwsza od „stosownych” tematów literackich jest brzydota[5] („Wolę brzydotę/ Jest bliżej krwiobiegu” – pisał Grochowiak w wierszu Czyści[6]).
1. Debiutant w oczach krytyków
Debiutanckie Wino półsłodkie krytyka przyjęła raczej przychylnie, choć zdarzały się głosy niechętne tego typu twórczości czy w ogóle – debiutantom z „pokolenia 56” (jak np. recenzje Marka Ruszczyca[7] czy Stanisława Stanucha[8], niezawierające przekonujących uzasadnień negatywnych, woluntarystycznych ocen). Wnikliwi recenzenci podkreślali związki poezji Waleńczyka z klasyczną „dykcją anglosaską” (Eliot, Auden). Łódzki krytyk, Henryk Pustkowski, postawił po latach nawet taką tezę: „Wiersze Waleńczyka były najciekawszą i najdojrzalszą chyba próbą przyswojenia liryce polskiej Eliotowej poezji. Próba ta była etapem koniecznym dla wytworzenia się tendencji neoklasycznej. I te zasługi Waleńczyka zostały przemilczane”[9]. Włodzimierz Krysiński z kolei wspominał: „Jerzy Waleńczyk był nim [Eliotem – dop. M. C.] zafascynowany. Jako poetą, teoretykiem, dramaturgiem, myślicielem, mistykiem”[10]. Równocześnie z Waleńczykiem debiutował nieco młodszy od niego, mieszkający wówczas również w Łodzi, Jarosław Marek Rymkiewicz (ur. 1935), który wydał tomik pod znamiennym tytułem Konwencje (1957). Łączyła tych dwóch poetów fascynacja nie tylko Eliotem, ale i Miłoszem (którego artykuł Wprowadzenie w Amerykanów opublikowała właśnie „Twórczość”[11]), wspólna była im też postawa klasycystyczna. Nic więc dziwnego, że ich debiuty niektórzy krytycy omówili łącznie. I tak Ryszard Matuszewski docenił u obu poetów to, że „potrafili oni uczynić ze swych wierszy ciekawy dokument nie tylko osobistych nastrojów, wrażliwości czy poszukiwań, ale w pewnym sensie dokument społeczny: umieli dać jakieś (...) uogólnienie, pokazać jakąś twarz współczesnego młodego pokolenia. A udało im się to w dużej mierze dlatego, że postanowili posłużyć się konwencjami... (...) Najczęściej występującą wśród nich określiłbym jako mieszaninę jakiegoś opisowego realizmu z klasycyzującą retoryką i – niekiedy – koturnową nieco symboliką postromantyczną...”[12]. Jerzy Kwiatkowski natomiast, wyżej oceniając dokonania Rymkiewicza, pisał: „Obydwaj debiutanci są (...) bardzo retoryczni i merytoryczni. Epokowi i pokoleniowi”[13]. Krytyk zarzucił im brak oryginalności („obydwaj poeci tym nie mogą się pocieszyć, że idą własnymi ścieżkami”[14]). Wyraził przy tym jednak nieco optymizmu: „Myślę, że z czasem obydwaj debiutanci zostaną pasowani na poetów naprawdę oryginalnych. (...) Tymczasem jednak są giermkami. Czyimi? Kto zna polską poezję, wie już od dawna”[15]. Pisząc o autorze Wina półsłodkiego, skrytykował jego „gadulstwo i skłonność do katechez”, a także to, że „jest on jeszcze różewiczoidą i myśleć się nie chce, co by to było, gdyby inny wzór nie przyszedł mu z pomocą i nie ocalił przed prozaicznym wodosłowiem i szlachetnymi, lecz histerycznymi sentymentalizmami”[16]. Ostre to słowa i chyba nie całkiem sprawiedliwe. Łaskawszy dla Waleńczyka był Matuszewski, choć i on wytknął u niego potknięcia i łatwizny „w naiwnych nieco pokoleniowych reportażykach (...), sporo patosu i niejasnej grandelokwencji, retorycznej teatralności...”[17]. Krytyk zauważył „jednak fakt, że Waleńczyk jest poetą wrażliwym na wielką problematykę historyczną, umiejącym wydobyć zarówno klimat niespokojnej chwili dziejowej, jak nakreślić obyczajową sytuację pokolenia, oddać koloryt środowiska (...), ukazać współczesny pejzaż rodzinnego miasta (...), zarysować jątrzące konflikty życia osobistego czy rodzinnego... Umie odnaleźć do tych spraw klucz uczuciowy, kontrapunkt ironii, dystansu i emocjonalnego zaangażowania. W jego sceptycyzmie i goryczy jest – niezależnie od występującej niekiedy młodzieńczej pozy – jakaś prawdziwa, bolesna nuta”[18]. Apelując do poety „o dążenie do większej samodzielności w przetwarzaniu konwencji”, dostrzegł jednocześnie „fakt, że jest to konwencja, w której realny świat zostaje zauważony, (...), w której wyobraźnia służy formułowaniu myśli”[19]. Barbara Biernacka uznała debiut Waleńczyka za ciekawy, przynoszący „przede wszystkim duży ładunek intelektualny”[20]. Podkreśliła u poety również „umiejętność spojrzenia analitycznego na rzeczy” oraz zasugerowania różnych stanów emocjonalnych, a także wprowadzenie do swoich wierszy elementu bardzo osobistego, „bezpośrednich zwierzeń, autoanalizy i ujawniania jakby własnych kompleksów”[21]. Autorka recenzji zwróciła uwagę na uniwersalność przesłania tej poezji oraz na jej trudności formalne („Wolny wiersz, zbudowany z prozaizmów, na których tle uwypuklają się tym bardziej rzadkie metafory”[22]), związane z Różewiczowską metodą budowy. Kolejny krytyk, Włodzimierz Krysiński, określił główne tendencje tej poezji jako „terror codzienności”, a za cechę „wyróżniającą Waleńczyka w stosunku do innych młodych poetów polskich” uznał „jego związki ze współczesną poezją anglo-amerykańską”, która to „tendencja pozwala mu (...) na zachowanie własnej twarzy (...) – polskiej”[23]. Dalej krytyk zauważył, że „Waleńczyk jest poetą bez złudzeń”, rozczarowanym do świata; poetą, który drwi i ironizuje; poetą osamotnionym i wyobcowanym[24]. Jego poezja jest – zdaniem Krysińskiego – pesymistyczna, „czasem nieśmiało buntująca się, czasem drwiąca”, ale i żartująca oraz filozofująca. W słabszych wierszach, które również znalazły się w tomie, widać natomiast „dalekie podźwięki Czechowicza skrzyżowanego z Przybosiem”[25]. Według Krysińskiego, mimo że „Wino półsłodkie jest tomem nierównym”, Waleńczyk to twórca „o znacznym poczuciu warsztatu i konwencji poetyckich – o dużej skali możliwości. Obok wierszy wolnych prezentuje wiersz stroficzny, obok refleksji wyrażonej w smutnej tonacji znajduje się miejsce i dla tonacji persyflażowej”[26]. „Waleńczyk jest poetą piszącym swoją biografię”[27]. To „debiut poety (...) niebojącego się stanąć z własnymi obsesjami i bólem przed Czytelnikiem”[28]. Według Piotra Kuncewicza centralną problematyką wierszy Waleńczyka jest „portret młodego pokolenia, kolejna ‘spowiedź dziecięcia wieku’”[29]. „Waleńczyk (...) pokazuje siebie i swoje środowisko z całą właściwą mu problematyką, gdzie najpocześniejsze miejsce zajmują sprawy sypialni”[30]. „Bohater jest (...) z reguły zmęczony i zawiedziony. (...) Podobnie kształtuje się los całego środowiska, żyjącego jakimś pozornym życiem, skąd mit ‘straconego pokolenia’ i stylizacje: cyniczna, łobuzerska, kombinatorska”[31].
2.Wino półsłodkie jako spowiedź dziecięcia wieku
Już sam tytuł pierwszego tomu Jerzego Waleńczyka określa krąg jego poetyckich penetracji. Wino półsłodkie to coś taniego, zwyczajnego, pospolitego, towarzyszącego niewyszukanym spotkaniom towarzyskim. I taki jest też świat tej poezji, unikającej raczej patosu i wielkich słów. Pojawiają się więc w tych wierszach obrazki z prywatek, w czasie których „Przy płaskim radio-adapterze”[32](Karuzela, s. 12) „Piliśmy tanie wino/ (...)/ Jedliśmy tanie ciastka/ I były tanie słowa” (Zboczeniec, s. 7), oraz z wieczorów spędzanych w modnych w tym czasie kawiarniach, „Gdy ulatują szare wróble godzin” (wiersz Kawiarnia, s. 14). Pojawiają się w tych miejscach dziewczyny, bywa wódka, flirty, a czasem i plotki, czyli panuje zwykła atmosfera prowincjonalnego miasta. Bohater liryczny zdaje się być pogodzony ze swoim losem (ogarnia go jakieś poczucie niemożności, określone jako „bezwład lenistwa” lub „próżnia kalectwa”), choć potrafi czasem wyładować złość na Bogu ducha winnych przedmiotach: „Kopnąłem stół ze śniadaniem,/ (...)/ Wytłukłem wszystkie talerze” (Zboczeniec, s. 8), gdy kompleksy czy zahamowania nie pozwoliły mu zdobyć dziewczyny. Zresztą kobieta to ważny motyw tej poezji, jak choćby postać Izy z wierszaSpotkanie (s. 11), która nie daje się zaprosić na noc po spektaklu teatralnym, czy bohaterki wierszy Portret młodej kobiety (s. 16) oraz Liść (s. 19-20). Sportretowane kobiety są, podobnie jak przytoczone realia, bardzo zwyczajne, ale i naznaczone napięciami („Zaniedbana, z jednym siwym włosem u skroni, (...)/ W związku szlachetnym i przeklętym”), borykające się z codziennymi obowiązkami i trudnościami „W kraju, gdzie zawsze czegoś brak”(Portret młodej kobiety, s. 16). Rzeczywistość przedstawiona w tych wierszach, np. korytarz zatłoczonej kuchni i samotny pokoik, pozaciekany plamami sufit, „szafa ze złamaną nogą/ Podparta klockiem drzewa” albo tramwaj, który „długo nie nadjeżdża”, tworzy obraz niezamożnego miejskiego bytowania, bez nadziei na zmianę. Podmiot zaś, „trzydziestoletni z kompleksami” (Kawiarnia, s. 15), „pięć lat po ślubie, a więc prawie sam” (Spotkanie, s. 11), żyje jakby na karuzeli („Żyjesz dla świata, dziewcząt, książek./ (...)/ Nim w karuzeli śmierć zaskrzeczy”, Karuzela, s. 12). Kształt małego, codziennego szczęścia w minimalistycznym wydaniu wyraża natomiast nawiązanie do Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego: „Niepewnie, krótko żyjesz na tym świecie/ I co dzień koniec zaczynasz od nowa” (Kawiarnia, s. 15). Te wiersze to również przejmująca melancholijna pieśń pożegnania młodości („został tylko sen trzydziestoletniego,/ Ogromny szept pożądania/ W godzinie zmierzchu”, z wiersza Październik, s. 17). To także pokoleniowe rozliczenie się z minionym okresem, z komunizmem w stalinowskim wydaniu, po którym zostały ruiny doktryny, żwir obietnic i „Gwałtowna pamięć strachu” (Do młodzieńca, s. 44); to jednocześnie pożegnanie starych norm – barwnych strojów sumień oraz dowartościowanie indywidualizmu („Dobrze jest gardzić normą, którą grupa stwarza”, z wiersza Normy, s. 81). Skutecznym orężem bezbronnego poety w potyczkach z nieprzyjaznym światem staje się ironia, kpina bądź wyszukany żart, jak np. w wierszu Trąbka, czyli wdzięczne pole do deliberacji (s. 38-39). Gdy podmiot zdaje sobie sprawę, że niektóre rzeczy (jak np. przeczytanie Homera po grecku w wieku trzynastu lat) są dla niego nieosiągalne, postanawia kupić zwykłą samochodową trąbkę: „Wejdę do ‘Egzotycznej’,/ Zatrąbię trzy razy/ I powiem spokojnie:// Proszę pół czarnej”. Jednak gdy mowa o prawdziwych wartościach, poeta porzuca kpiarski ton i potrafi powiedzieć wprost: „Mój przyjaciel powiada:/ Miłość to bzdura”, „Więc tyle lat chodziłem z bzdurą w sercu,/ Bzdurze niosłem cukierki i kwiatki,/ (...)// Więc te jasne loczki/ Nad ‘Świerszczykiem’,/ Te roztańczone oczęta/ To bzdura, bzdura” (wiersz Mój przyjaciel, s. 9). Jako że druga połowa lat 50. XX wieku to również czas odzyskiwania zbiorowej, narodowej świadomości, nieobca jest autorowi Wina półsłodkiego tematyka patriotyczna (wiersze Na powrót Polaków z ZSRR, s. 46-47, Polacy 1957, s. 51-52, w których rozważa się m.in. powikłane losy historii); pacyfistyczna („Zwińmy żagle wojen, przetopmy armaty”, wiersz Atol Enivetok, s. 45); religijna („Kim jest ten, co się rodzi w taką porę złą?”, wiersz Wigilia, s. 50); refleksja w godzinę zmarłych (Zaduszki, s. 48-49), a w niektórych z tych wierszy przewija się też ton pokoleniowy (jak choćby w wierszu Do młodzieńca, s. 44, gdzie napisano:„Siałeś ziarno nadziei, zebrałeś upiora”). Tę grupę utworów cechuje ton nieco patetyczny, poeta odstępuje w nich od ironicznego czy kpiarskiego konceptu. Warto zwrócić uwagę na pory roku występujące w tej poezji. Dominują tu raczej miesiące jesienne (październik, listopad) i zimowe, choć obecna jest też wiosna i lato. Dobór takiego, a nie innego okresu wiąże się z klimatem poszczególnych wierszy, najczęściej minorowym, melancholijnym. Gdy mowa na przykład o przemijaniu (także miłości), napisano: „toczy się jesień nad nami” (wiersz Liść, s. 20); gdy świat poetycki tworzą: cisza opuszczonych pastwisk, mokre pola i „łąka podmiejska pod kolejowym nasypem”, poeta pyta retorycznie: „Więc to jest czas, bym żegnał młodość?” (wiersz Październik, s. 17). W wielu z tych wierszy przywołano obrazy miasta – Łodzi, a także przedmieść i terenów podmiejskich. W wierszu Mój przyjaciel (s. 10) „Piotrkowska kipi jak/ Kufel piwa w barze ‘Rekord’”, w kolejnych zaś utworach pojawiają się dalsze fragmenty miejskiej topografii: brama fabryki Scheiblera (Wiersz do listopada, s. 21), puste podwórka, aleje, maszyny, transmisyjne pasy, kłódki, zamki, okna, arteria miasta (Stróż nocny, s. 72), „deszczem wyzłocony” asfalt (Mój przyjaciel, s. 10). Co charakterystyczne, przewijają się tu również nazwy łódzkich barów i restauracji, np. „Rekord”, „Staromiejska” czy „Egzotyczna”, albo ich elementy (blaszany bufet). „Oto moje przedmieście” – napisał poeta w nasyconym szczegółami wierszu Dzień na przedmieściu (s. 32), w którym w tonie wspomnień z dzieciństwa przywołał: wronę, głosy kogutów, ogródki działkowe, staruszkę wieszającą pościel, hukanie magla, widzewską stację, pociągi, serdeczne, niepojęte ściany, kanapę dzieciństwa, gorący popielnik, sąsiada, szarego kota, sczerniały garnek na płocie, krzaki agrestu, bez, żywopłot, płoty drucianych siatek, poranną rosę, rdzę, strych, schnące liście tytoniu na belkach, pajęczyny. Elementy te składają się na arkadyjski świat szczęśliwego dzieciństwa, pozbawiony większych trosk i rozterek wieku dojrzałego. Przedmieście przeciwstawiono tu miastu, które okazuje się nieprzyjazne i obce. Wspomnienia jednak nie zawsze muszą być przyjemne. W kilku wierszach naszkicowano portrety ojca, który uciekł („Płakał i obiecywał matce/ Nową, lepszą dolę,/ Kiedy wróci z wojska”, Wiersz do listopada, s. 22), a gdy powrócił po dwudziestu latach, jak gdyby nic się nie stało, synowi pozostało stwierdzenie: „Nic nas dzisiaj nie łączy. Nic”, „Ty, który zapomniałeś, zapomnij i teraz”, „Wracaj. Wracaj tam, skąd przychodzisz, na zawsze” (Powrót ojca, s. 25). Co ciekawe, w wydanym osiemnaście lat później Wyborze wierszy utwór ten zmodyfikowano i nadano mu nowy tytuł Powrót syna. W wierszu tym sytuacja psychologiczna została odwrócona w stosunku do pierwowzoru – w tym przypadku obowiązuje już perspektywa ojca („Wiele nas dzisiaj łączy. Wiele”[33]).
3. Kształt artystyczny Wina półsłodkiego
Jak już wcześniej powiedziano, Jerzy Waleńczyk nawiązywał często do twórczości poetów anglosaskich, a zwłaszcza Eliota (np. Kwiecień), Audena (Karuzela), ale także Miltona (Czyściec utracony). Poeta sięgał również do tradycji rodzimej, jak choćby w wierszu Polacy 1957 do Wyzwolenia Wyspiańskiego („Jest scena. Jesteśmy w środku reflektorów”, „dajmy program narodowego teatru”, „Na scenę zmartwychwstali weszli”). Bliska mu więc była postawa neoklasyczna przez nawiązywanie do szeroko rozumianej tradycji, ale i łączenie jej z tendencjami nowatorskimi (jak choćby z modelem wiersza Różewicza); przez zobiektywizowanie i zintelektualizowanie poezji; przez zastosowanie stylizacji, pastiszu, parafrazy, imitacji; wreszcie przez przeświadczenie o jedności i ciągłości kultury[34]. W estetyce neoklasycznej liczyła się bowiem jasność, zwięzłość, równowaga, harmonia, a w etyce – wartości dobra, piękna i prawdy. Eliotowi zawdzięczał poeta obrazowość i klarowność wypowiedzi osiągnięte prostymi środkami stylistycznymi, wprowadzenie mowy potocznej jako tworzywa (miało to miejsce również u Tuwima, polskich futurystów, Różewicza), a także motywów urbanistycznych oraz postaci współczesnego bohatera – pozbawionego heroizmu i zagubionego w tłumie, fascynację brzydotą, kapryśną i gorzką nutkę satyryczną oraz postawę ironicznej rezygnacji, przeświadczenie o kryzysie dwudziestowiecznej cywilizacji (to także echo katastrofizmu w wydaniu „żagarystów”), a przy tym zachowanie perspektywy uniwersalnej[35]. Wiersz Waleńczyka najczęściej jest wolny, ale trafiają się w zbiorze Wino półsłodkie utwory regularne, rymowane (czasem o wyszukanych rymach, jak np. w wierszu Zaduszki: wszystkie – iskier, przeczuć – wieczór), o układzie 9- (Karuzela), 11- (Kawiarnia) czy 13-zgłoskowym (Atol Enivetok, Zaduszki). Poeta dosyć często stosuje różne figury retoryczne, mające zwiększyć sugestywność oddziaływania wypowiedzi poetyckiej. Najczęściej należą do nich pytania retoryczne zadawane samemu sobie (Październik), powtórzenia i apostrofy (Wiersz do listopada). Waleńczyk czasem operuje też ostrymi kolorami, np. „fiolet zasłony”, „karmin warg” (wiersz Spotkanie), podkreślającymi nacechowanie zmysłowe i emocjonalne tworzonego obrazu, bądź – na co zwrócił uwagę Kuncewicz – „wielokrotnie powtarza epitet ‘spękany’”[36], co zdaje się uwydatniać niedoskonałość opisywanej rzeczywistości. Metaforyka jest tu dosyć oszczędna, choć trafiają się ciekawe przenośnie, jak np. „Motyle się kąpią/ W wannach kwiatów”, „Ogrody spocone wiśniami” (Południe) czy „Z garnka wykipiał na blachę dzień/ I zasyczał” (Przemiany), oraz dosyć odległe semantycznie porównania: „Pola milczące i zamarznięte/ Jak zakonnica w przedziale/ Z męskim zegarkiem na brzuchu”, „Życie nędznie ubrane/ Jak gromada dzieciaków/ Na stacji Barłogi” (Podróż bez złudzeń). To mogą być dalekie echa surrealizmu, a jeszcze bardziej – dokonań polskiej awangardy dwudziestolecia międzywojennego. Wśród przenośni dosyć częste są tu metafory dopełniaczowe, np. sześcian postanowień i rezygnacji (Portret młodej kobiety), „morza papierowych flotylli” (Październik), „szare wróble godzin” (Kawiarnia), stal spóźnionej rozwagi (Liść). Jednak obok udanych, celnych zdarzają się niekiedy brzmiące sztucznie (jak choćby wymienione wyżej, za bardzo abstrakcyjne: „sześcian postanowień i rezygnacji”, „stal spóźnionej rozwagi”).
4. Zakończenie
Jerzy Waleńczyk wyda jeszcze w swoim życiu dziewięć kolejnych zbiorów wierszy oraz cztery zbiory opowiadań. Wprawdzie jego poezja będzie stale ewoluowała, to jednak obszar zainteresowań tematycznych i problemowych oraz środków artystycznych zakreślony w debiucie określi na zawsze jego miejsce w polskiej literaturze[37]. Miejsce, co prawda, zapomnianego poety, ale w swoim czasie coś w środowisku znaczącego, mającego światu coś szczególnego, niebanalnego do zakomunikowania. I dlatego warto przypominać jego poezję, choćby po to, by lepiej rozumieć to, co przynosi dzień dzisiejszy. [1] Por. Młodzi poeci łódzcy. Jerzy Waleńczyk, „Dziennik Łódzki”, 1957, nr 286, s. 5. [oraz] Słownik współczesnych pisarzy polskich, ser. 2, oprac. zesp. pod red. J. Czachowskiej, t. 3, Warszawa 1980, s. 11. [2] Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Styl_Różewiczowski. [3] Tamże. [4] Por. tamże. [5] Por. M. Głowiński, T. Kostkiewiczowa, A. Okopień-Sławińska, J. Sławiński, Podręczny słownik terminów literackich, wyd. 12 zmienione, red. J. Sławiński, Warszawa 1999, s. 325 [hasło: turpizm]. [6] Stanisław Grochowiak, Poezje, wyd. 2, wyb. i wstęp J. Maciejewski, Warszawa 1988, s. 59. [7] M. Ruszczyc, Martwe i ograne struny, „Współczesność”, 1958, nr 4, s. 7. [8] S. Stanuch, Prośba o koziołki, „Zebra”, 1958, nr 2, s. 17. [9] H. Pustkowski, Trzy tezy o poezji Jerzego Waleńczyka, [w:] Rzecz poetycka. Środowisko, wyb. i oprac. A. Biskupski, J. Jarmołowski, M. Kucner, Łódź 1975, s. 183-184. [oraz] Tegoż, Peregrynacje Jerzego Waleńczyka, [w:] tenże, Przestrzenie poezji. Szkice krytycznoliterackie, Łódź 1986, s. 144. [10] W. Krysiński, Jerzy Waleńczyk. Opisanie wspomnień, „Tygiel Kultury”, 2001, nr 1-3, s. 27. [11] Por. tamże. [12] R. Matuszewski, Dwaj młodzi poeci łódzcy, „Nowa Kultura”, 1958, nr 26, s. 2. [13] J. Kwiatkowski, Dwaj giermkowie, „Przegląd Kulturalny”, 1958, nr 35, s. 5. [14] Tamże. [15] Tamże. [16] Tamże. [17] R. Matuszewski, dz. cyt. [18] Tamże. [19] Tamże. [20] [B. Biernacka] B. B., „Wino półsłodkie”, „Nowe Książki”, 1958, nr 7, s. 409. [21] Tamże. [22] Tamże. [23] W. Krysiński, O „Winie półsłodkim” Jerzego Waleńczyka, „Odgłosy”, 1958, nr 17, s. 7. [24] Tamże. [25] Tamże. [26] Tamże. [27] Tamże. [28] Tamże. [29] P. Kuncewicz, Ty, którego nie, „Współczesność”, 1959, nr 11, s. 4. [oraz] Tegoż, Czy niewidzialne koło? (O poezji Jerzego Waleńczyka), [w:] tenże, Cień ręki. Szkice o poezji, Łódź 1977, s. 192. [30] Tamże. [31] Tamże. [32] Wszystkie cytaty w tym rozdziale za: J. Waleńczyk, Wino półsłodkie, Warszawa 1957; w nawiasie podaję tytuł utworu oraz stronę, na której w wymienionej edycji znajduje się przytaczany fragment. [33] J. Waleńczyk, Wybór wierszy, wyb. J. Jarmołowski, Łódź 1975, s. 8. [34] Zob. Literatura polska XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny, t. 1, Warszawa 2000, s. 453-454 [hasło: neoklasycyzm]. [35] Por. W. Borowy, Poezja T. S. Eliota, [w:] T. S. Eliot, Poezje wybrane, Warszawa 1960, s. 5-41. [oraz] J. Tomkowski, Dzieje literatury powszechnej, Warszawa 2008, s. 365-369. [36] P. Kuncewicz, dz. cyt. [37] W tym samym duchu Kuncewicz przywołuje słowa Hebbla: „Pierwszy rzut, zwłaszcza w liryce, nie stawia grubych granic, ale zatacza niewidzialne koła, poza które już wyjść nie można” [P. Kuncewicz, dz. cyt., s. 195]. |