Przecieranie szlaku |
Dawid Jung
Usta Vivien Leigh, debiut poetycki Pauliny Korzeniewskiej jest summą trzech dekalogów. Trzydzieści wierszy o wchodzeniu w kobiecość, kontemplowaniu znaków na ciele lub szukaniu trzeciej strony. Gender Korzeniewskiej, tożsamość języka i uwodzenie, naznaczanie płci stanowią główną motorykę tej poezji, są próbą wyjścia ze świata mitów, ugładzonych konwenansów. Podmiot liryczny tych wierszy mówi trzema osobnymi dykcjami, trzema okresami dorastania. W pierwszej części „Osiedla, powroty” poetka przedstawia świat z perspektywy dziecka – pierwsze oglądanie trupa, pierwsze przyjaźnie, pierwsze miłostki. Ironiczny kinderyzm Korzeniewskiej, jeśli przyjmuje śmierć („zdecydowanie poza zasięgiem”) odrzuca istnienie jej realnych skutków – przemijania, zapominania. Dla poetki historiozofia nie może mieć więc większego znaczenia, współczesność bowiem to czasy „ponurych olśnień estetycznych”, to czasy, w których budowlańcy oszukują na puszkę farby. Podmiot liryczny z pierwszej części stwarza swoją tożsamość z epizodów, z luźno przewiązanych wspomnień. Swoją filozofię, credo w postaci szukania bliskości, głębokiego człowieczeństwa ujawni dopiero w drugiej części. „Made in love” jest przewartościowaniem dotychczasowej postawy, wyjścia z alienacji i samotności. Paradoksalnie u Korzeniewskiej im silniejsza potrzeba ucieczki, tym mocniejsza świadomość wyobcowania. Stąd mężczyźni dzielący się swoimi traumami i życiowymi niepowodzeniami, aż w końcu przychodzi konsternacja, że „nie jest tak źle jeśli zaufa się / tylko szaleństwu”. Bohaterka Korzeniewskiej z „Made in love” oprócz ufaniu szaleństwu (którego granic nie przekracza) pragnie jeszcze ufać w „mowę niekompletnych e-maili”. Tych zbędnych złudzeń nie ma już autorka w ostatniej części książki. „Co chciałabym powiedzieć, ale nie będzie okazji” jest swoistym pamiętnikiem dojrzałej kobiecości, zapisem pozbywania się iluzji, niepotrzebnych nadziei. Bohaterka tych wierszy wierzy jeszcze mimo wszystko w sens ocalania, nawet jeśli po trzydziestce miałaby sobie wmawiać, że jest królową dziewic, że zacznie malować twarz i dłonie na biało wyglądając jak Elżbieta I. We współczesnym świecie poetyckiej mimikry, chwilowych mód na kontrowersyjne debiuty książka Pauliny Korzeniewskiej wpisuje się w nurt poezji konfesyjnej, w odważne opowiadanie historii swojego ciała na zasadach nieco odmiennych, bo poddanych próbie kulturowej trawestacji. Kobieta, której doświadczeniem są męskie wyznania w stylu: „Nadajesz się do wszystkiego / A kochać cię nijak nie można” musiała w sobie stworzyć bunt przeciwko bezsilności femme, przeciwko hipokryzji i letalności empatii, stąd może eksponowany erotyzm z celowo przeakcentowaną i popkulturową „romantycznością”. Nie ma brzydkich kobiet, są tylko kobiety, które nie wiedzą, że są piękne – słowa brytyjskiej aktorki Vivien Leigh (1913-1967) winny być mottem tego debiutu, bowiem książka ta jest właśnie historią kobiety, która to odkrywa.
Paulina Korzeniewska, Usta Vivien Leigh, Wydawnictwo Bramasole, Rzeszów 2011 |