ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Jerzy Fryckowski

 Wiersze pochodzą z przygotowywanego tomu Jestem z Dębnicy.                          (Fotografia poety Ewa Kostecka-Połomska ©)                                                       

 

Motto:

Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,

Powiem ci : śmierć i miłość – obydwie zarówno.

Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.

Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

                                                                                             Jan Lechoń


MISTRZOWIE ZADAWANIA BÓLU

 

Już są przygotowani

razem wzięli prysznic

i mają na rękach krew balsamu

ona nie ugotowała normalnego obiadu

on w kapciach nie zasiadł z gazetą przed telewizorem

połykają siebie w pościeli jakby nigdy nie jedli

tak mocno wzajemnie zaciskają palce jakby stali przed plutonem egzekucyjnym

lub jechali rollercoasterem

jednego są pewni

śmierć ich tak nie zastanie

bo najpierw będzie sen i próba reanimacji

potem odejdą

odjadą autobusami

zostawiając pościel zmiętą i samotną

w swoich osobnych domach

uszyją laleczki voo doo

i będą kłuć w puste noce

szmaciane serduszka

póki tego nie przerwie kolejna awaria neostrady

 

 

SKOTAWA


Przyjedź do mnie chociaż raz

a pokażę ci strome brzegi Skotawy

to miejsce

gdzie załamał się lód pod moim psem

między drzewami na niebieskich pajęczynach

drga jeszcze mój krzyk

a Budrys odwraca łeb

i podaje łapę z przerębli


Tak to prawda

nie szeptałem tu czule

żadnych kobiecych imion

chociaż okolica nastraja do rozbieranych randek

wykrzykiwałem tylko imię psa

gdy wypływał na powierzchnię

a potem tuliłem do siebie

trzęsące się mokre futro

wybaczałem mu wszystkie nieposłuszeństwa

i tych siedem uduszonych kaczątek

których puszyste duszyczki poszły do nieba

jak mawiała moja córka


Przyjedź do mnie chociaż raz

a pokażę ci pętlę rzeki

którą zarzucam na łkające gardło

i daremnie próbuję jak Wojaczek

odrzucić stopami upodloną planetę


Za każdym razem wracam na ziemię

bo wystraszony pies przysiada na tylnych łapach

i liże moje dłonie



LIST DO AKTORA KRZYSZTOFA MAJCHRZAKA


Bezsenna noc pełna zapachu igliwia

Który ze szpar w podłodze wygania perfumy

I odbitą w pajęczych ślepiach nagość początkujących aktorek

trudną do interpretacji rolę wywołuje mogiła psa

Zakopanego tuż obok ujęcia wody

Właśnie ta świadomość zmienia się w noc

O powiekach powstrzymywanych zapałkami

bo rano musisz wykopać dół jeszcze raz


Ten kopczyk ziemi widać z każdego kąta domu

skąd ciągle dobiega skomlenie a sierść czepia się bamboszy

trzeba zwłoki psa przenieść dalej od ujęcia wody

ziarna mokrego piachu

które wydmuchujesz z przymkniętych rzęs

sprawiają że świat podwójnie zawisa u twoich powiek

i wsiąka w gruby sweter

Ta pospieszna ekshumacja doda psu człowieczeństwa

dozgonnemu przyjacielowi którego wilczą naturę

kupiłeś za dwa kilo żywieckiej w czasach reglamentacji

Dziewiętnaście wspólnych lat

żadna kobieta nie będzie tak długo wierna


Już tej mogiły nie przysłoni wysmukła butelka

co najwyżej po norwidowsku uwydatni

lęki i wspomnienia


Kiedy powieje chłodem po nogach

przypomnisz sobie burą sierść

i oddech zrównujący się z twoim

na wszystkich wspólnie zdobytych szczytach

tęskne brązowe spojrzenia na drzwi lodówki

jego ulubiony kuchenny mebel

głupią i bezinteresowną radość z każdego powrotu

nawet tego po kwadransie


Mężczyzna wyje po stracie kobiety

po śmierci psa

płacze



CZARNA POCZTOWA CZAPKA


Stawałem w niej przed lustrem

domalowywałem sobie wąsy

czarny plastikowy pasek

zapinałem pod brodą

i krokiem marszowym

udawałem się na służbę


Dosiadałem

czerwonego konia na biegunach

w prawej ręce dzierżyłem

wystruganą przez ojca szablę

odzyskiwałem dla nas

Lwów i Wilno

a przy okazji gruszę sąsiada


Moje imperatorskie zapędy

ograniczało przedwojenne biurko

a z drugiej strony zlew

gdzie matka jak Venus z Milo


Od łokci wzwyż



NIGDY NIE BYŁEŚ MOIM IDOLEM


Kiedy ojcowie moich kolegów z klasy zdobywali złote bramki

w rozgrywkach piątej ligi a potem niesieni na ramionach do najbliższej knajpy

pozdrawiali jak w pochodzie pierwszomajowym najładniejsze dziewczyny w okolicy

ja szedłem na końcu jako syn naczelnika poczty


I co z tego że listy nawet niepriorytetowe docierały w dwa dni

że w paczkach suchy chleb i kiełbasa dla żołnierza

plus bułgarski koniak dla dowódcy który może dać urlop

były szybsze od naszych najnowocześniejszych rakiet

kiedy nie widziałem Ciebie na stadionie z innymi facetami

biegającymi w gaciach za piłką jak to mówiła mama


Koledzy mieli wejściówki i byli poklepywani

przez porządkowych stojących przy furtkach

a ja szukałem nowych dziur w ogrodzeniu

lub wspinałem się na okoliczne drzewa

i marzyłem że ten hack trick Madałkiewicza przeciwko Sulęciniance

jest Twoim dziełem


Potem wracałem do domu pustego jak stadion w poniedziałek

Ty gdzieś tam robiłeś bilans

chroniąc ostatnią koszulę niebieskimi zarękawkami

a ja czyściłem Twój jedyny dyplom

za drugie miejsce w rzucie granatem

konkurencji wybitnie nieolimpijskiej



POWRÓT OD FRYZJERA


To tylko 5 złotych

abym nie był podobny do Johna Lennona

Tato

dlaczego mi to zrobiłeś ?

mielibyśmy jeden bochenek chleba więcej

mniej moich łez

i głupich uśmiechów kolegów z podwórka


Trzymasz mnie za rękę

a ja się tego wstydzę

bo jestem już zakochany


Moja Yoko Ono ma jedenaście lat

i chodzi uczesana w koński ogon


Całowaliśmy się już w szafie

bo jeszcze nie umiemy

zamykać przy tym oczu


Tato

jak długo odrastają włosy?



GŁUCHY TELEFON


Siódmy rok już czekam na telefon lub świąteczną kartkę

listonosz omija mój dom jak w dniach wielkiej zarazy

gdy alkohol do miasta przemycało się w wydrążonych książkach


Czasem mylimy się razem z psem on szczeka a ja biegnę do okna

a potem mamy do siebie nieuzasadnione pretensje o starcze przywidzenia


Nie dzwonisz nie zadzwonisz powoli do mnie dociera

przecież byłem na pogrzebie ale ciągle łapię się na tym

że nie wiem która rocznica się zbliża jakbym do siedmiu zliczyć nie umiał


Nocami biję pokłony wynalazcom fotografii

za plecami moich dzieci dokarmiam pamięć

z książek i płyt kompaktowych

buduję barykadę przed Alzheimerem i Parkinsonem


Syn tańczy na studniówce a ja mam wątpliwości czy dorosłem

Tato...

 
Copyright 2023 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin

Akceptuję

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Serwis wykorzystuje pliki cookies m.in. w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę.

Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i Regulaminie.

Twoja prywatność jest dla nas ważna

Właściciel serwisu gromadzi i przetwarza dane o użytkownikach (w tym dane osobowe) w celu realizacji usług za pośrednictwem serwisu. Dane są przetwarzane zgodnie z prawem i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przetwarzanie części danych może być powierzone innym partnerom.


Przetwarzanie danych

Polityka Prywatności

Zmień ustawienia ciasteczek

Bezpieczeństwo w Internecie