Zofia Bałdyga - prezentacja |
* Mieszkamy o krok od zachodu. Jak w kinie, czymkolwiek jest zmiana. Niebo zmienia kolor: pobite, niepodbite z zieleni przechodzi w fiolet zalewa nas żółć. Samolot przecina ekran w ustalonym punkcie:
kobiety i dzieci twarzą w dół, mężczyźni wracają po latach. Niosą butelki z benzyną i podniesione głowy. Równo, ale bez wokalu. Mylą głód z pożądaniem, przezroczyści plują pestkami z ubiegłej wiosny.
Wyliczanka przed świtem się nie kończy. Choroby wystawione na korytarz. Dopóki pamiętasz dotyk, myjesz ręce. Gasisz serce w wodzie o rdzawym odcieniu. Tobie się przyśni chrzęst a mnie złoty ząb. Piasek wypełni wypukłości.
Jest ciepło i sucho i jasno. Z suchego nowego życia nie będzie. Mieszkamy o krok od zachodu, nie budzimy się. Zapominamy w dowolnej kolejności a po nocy przychodzi sen.
* Pokażę ci taniec, ale nie rytmiczny. W szpilkach na skarpetki żeby nie bolało. Tam ci opowiem skąd przyszłam, jaką jestem bajką.
Przyszłam z miejsca w zdarzeniu i wiesz, że nie ma tam liter. Siadamy wokół ognia:połamane zapałki w kieszeniach, zapalniczki w staniku wyłącznie pod kolor oczu, turkus i szmaragd a gdzie lazurowy i co z amarantem.
Pod dostatkiem materiału na długie spódnice, brak materiału na pokrycie dachu: niech nam łatwopalne nie zasłoni nieba. W razie niebezpieczeństwa, laleczko, zakopiesz mnie w ziemi. Małymi krokami dochodzisz do muru. Brudne palce wkładasz w oko smoka.
witrynka Bohater nie ma rysów i wychodzi pod nieobecność. Pamiętam, że te oczy świeciły w ciemności, uciekłam za siebie, bo co miałam robić, to nie jest kraj dla dziewcząt ta perfumowana ojczyzna płaskich stóp. Nie uwierzysz
skąd w tych stertach brudu ta świecąca blondynka co pojawia się znikąd wyskakuje na cudzym języku starym i przybyłym z daleka nieodpornym na tutejsze choroby czasu pokoju i dym tytoniowy o zapachu konwalii.
Bosa bohaterka chodzi po cudzym ogrodzie. Futro i gołe nogi. Taka była biała w tym futrze jak kożuch na mleku, nie uwierzysz. Nie uwierzysz, bo wiatr rozwiał wnętrza. Po drugiej stronie nieba zrobi się dziura. To tam się znajdziemy.
* Kobieta umiera o pełnych godzinach. Z okien widać dworzec już opisany w albumach rodzinnych i architektury.
Kobieta opowiada jak daleko odchodzili bliscy i kto patrzył pod nogi, nie pamiętam która wojna była twoja, zielona czy niebieska? I żuli balonówkę, balony pękały pod ciężarem niedaleko doleciały, padały pod jabłonki, słoneczko.
Kobieta krzyczy, bo przecież mężczyzna mówił tam uciekaj, a ty ciągle w tych ciemnych uliczkach sklep nocny fryzjer męski nie dla ciebie te małe kraje, te cudze ogródki gdzie drzewa orzechowe wypijają krew
Kobieta mówi przez sen. Śni jej się pamięć, ta rzeka którą widzi całą. I cukier śni się słodszy, aż do rana będzie go miała w ustach. Przez sen pamięta żeby umrzeć.
* Obce kraje witają nas ulewą i talerzem zimnych zakąsek. Idziemy aleją. Drzewa stoją szpalerem pełne zielonych kotów. Pokazujemy je sobie palcami pozbawionymi paznokci. Na niebie osiada kurz. Wąskie linie podziału, gest się liczy.
Połóż otwartą dłoń na stole. Daleko od ostrzy. Wróżę ci wielką przyszłość, szumi Cyganka w czerwieni i podziemna rzeka, co zanosi niebieskie listy z powrotem do morza. Na środku kleks
zakopany skarb. Obejmij dowództwo, Zofio i trzymaj mnie mocno. Przeprowadź przez pustynię czterdzieści cudzych córek rozsiewających niezapominajki. Trzymaj mnie mocno, wróć przed ciszą nocną
** Ł.
1. Za oknem znów zwycięża bagno, kładę się do łóżka wolna od kontekstu i pełna powietrza.
Historia powtarza za każdym razem inaczej: Tylko biel pamiętam i jak nie śpisz, a milsza jesteś śpiąca.
Śnię się sobie bez zębów i cała otwarta przeglądam się w tafli tafty nie idę na bal
2. Nie my troszczymy się o miłość, ale miłość o nas więc będziemy teraz chodzić osobni, głodni patrząc, jak co wieczór słońce wpada do rzeki i rytmicznie rozchodzi się obca korespondencja widokówka, reklamówka i zawiadomienie. Sterty nierównych dni podobnych apokryfom.
* Kolumny ludzi maszerują w stronę ciepła i wilgoci. Śpią w dzień ułożeni obok siebie jak słownik aniołów w tym aniołów upadłych albo jeszcze jeden alfabet do opisu jutra jeśli zapomnisz wczoraj, obudzić się trzeba, przemóc i przejęzyczyć.
Kolumny ludzi maszerują, a wystarczyłoby pochylić się i skinąć kierowca był przystojny, w bagażniku siekiera i dzieła zebrane spis treści wydarto, bo chodziło o ciężar, a przecież lekko mu na sercu. Podskoczyć i rzucać do lepszego celu, w źrenicę.
Dziewczynko, zgubione oczko zastąp: kawałkiem gumy albo szklaną kulką dla lepszego efektu pociągnij plakatówką a jeśli oczko pójdzie zamaluj lakierem. Potem wszyj klin między nogi i milcz. wiersz współpasażerom
Nie mieszkam, więc nie odchodzę. Podróżuję nocą, otwierając oczy układam się z cieniami, odnajduję rano w zaciekach na ściankach szklanki, wodzie i herbacie.
Mieszają się płyny, a ja osiadam na dnie. Papiery w porządku. Ugniecenia, nacięcia przełamania, aż w końcu pozostaniesz.
Pozwolimy ci pozostać jeśli powtórzysz nazwę tego miejsca same spółgłoski, żaden szloch i spazm
Po domalowaniu brwi i ust umowna się kładę na umówione miejsce.
Koszyce-Użhorod, marzec 2010
* Z lotu ptaka nie widać granic więc jest tak odświętnie w tych kanciastych domach wypełnionych gliną na stuletnią miarę, bielone kości i bielone ściany, nieustanne święto na skraju: składać, rozsypywać, rozsypywać, składać sprawdzać każdy szczegół, wkładać palec w gardło resztki wejdą w majtki, w głąb przesuwać front: tak trwa kolejka, belka po belce na wilgotny piach, nad stojącą wodę. Po którejkolwiek stronie, a wszystkie oswojone: zagięcia, skreślenia, nadpalone brzegi. Nie ma w przyrodzie bieli.
Z lotu ptaka nie widać granic słychać je tylko w szeleście obcych zdań mięso pakują w folię, mięsa nie wolno mieć przy sobie. Z lotu ptaka nie widać nic, idź w las i szukaj różnic królewno z drewna, zbierz i rozłóż ułóż sobie życie, po którejkolwiek stronie a wszystkie oswojone.
Wszystkie kamienie są obłe i gładkie pod gładką skórę wchodzą drzazgi. Komu szumi bezpański las? To tylko taka gra. Rozejrzyj się i przejdź. Bierz co chcesz, ale odciśnij ślady czytelniku, czytelnie. Rawa Ruska, kwiecień 2010
Tu cię mam, tu cię zabiję Nieważne, że znałaś hasło i oddałaś hołdy, chowając się pod bohaterów. Samotne spacery po cmentarzach, to za mało. No sex, no guns. Jedzenie zostawiane na grobach, srebrne sztućce kładzione pod krzyżami. Wieczorami trzymaj się pionów, księżniczko z wysokiego zamku gdzie odnotowano zniknięcia. Pod latarniami nie ma widoków a ty się nie boisz prawdy, tam ją masz, gdzie inne łechtaczkę. Krwawi?.Na deser słonina w czekoladzie. I nic się zrobi kiedy się to powie. Nieważne co przychodzi po burzy bierzemy to za ciszę.
Lwów-Praga, wrzesień 2009.
* Marcie Marciniak
* Granice terytorium. W rogach kąty proste mapa na ścianie wisi głową w dół. I tak nie zrozumiemy tej legendy tej mapy na tej ścianie, to tam, gdzie mieszkamy położeni pod wiatr na rozkładanej kanapie ochlapywani przez morze z drażniącą solą w oku.
Tam mieszkamy postawieni pod murem z dłońmi związanymi z tyłu, tak mocno że różowy ślad zarosnąć może tylko cudzym ciałem co ma jaśniejszy odcień, jak ślubna kiecka na targu staroci Wykończeni, odcinamy się. Prosty gest, w kilku egzemplarzach.
* A.B. O kobiecie, która jest mostem, powoli przechodzonym znoszonym niedbale, przerzuconym przez czyjeś ramię. Wyszedłbym za nią, ale nie mogę, bo palę.
Ujęcia z dołu: oparta o poręcz zamknij oczy bo zmieniają kolor kiedy echo szorstko przywołuje cytat. Zieleń się z zielenią gryzie na cztery strony opisu
i nawet nie musisz nazywać. Stoisz, palisz widzisz tylko ten fragment, który się nie zdarzył lub nie dość intensywnie. Ktoś go z wierzchu obliże dwa razy splunie krwią. * Więc jednak przestajemy rosnąć. Zaczynamy puchnąć a nadmiar nie boli. Pachnie zepsuciem. Z domu na drzewie do trumny odłożyć, położyć się. Wypełnić ją sobą, swoim lękiem przed zawianą przestrzenią - niech będzie niesmaczny lek.
Więc jednak zejdzie opuchlizna, powietrze przepuścisz w wyłamanych drzwiach. Niech będzie zieleń i wilgoć. Głowa opadnie ci na cudze ramię i otworzysz usta i nie zdążysz powiedzieć: zjedzcie mnie podajcie na białym, przecież kiedy byłam mała listy i liście jadłam garściami. |