ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Zofia Bałdyga - prezentacja

*

Mieszkamy o krok od zachodu. Jak w kinie, czymkolwiek jest zmiana.

Niebo zmienia kolor: pobite, niepodbite z zieleni przechodzi w fiolet

zalewa nas żółć. Samolot przecina ekran w ustalonym punkcie:

 

kobiety i dzieci twarzą w dół, mężczyźni wracają po latach.

Niosą butelki z benzyną i podniesione głowy. Równo, ale bez wokalu.

Mylą głód z pożądaniem, przezroczyści plują pestkami z ubiegłej wiosny.

 

Wyliczanka przed świtem się nie kończy. Choroby wystawione na korytarz.

Dopóki pamiętasz dotyk, myjesz ręce. Gasisz serce w wodzie o rdzawym odcieniu.

Tobie się przyśni chrzęst a mnie złoty ząb. Piasek wypełni wypukłości.

 

Jest ciepło i sucho i jasno. Z suchego nowego życia nie będzie.

Mieszkamy o krok od zachodu, nie budzimy się.

Zapominamy w dowolnej kolejności a po nocy przychodzi sen.

 

*

Pokażę ci taniec, ale nie rytmiczny.

W szpilkach na skarpetki żeby nie bolało.

Tam ci opowiem skąd przyszłam, jaką jestem bajką.

 

Przyszłam z miejsca w zdarzeniu i wiesz, że nie ma tam liter.

Siadamy wokół ognia:połamane zapałki w kieszeniach,

zapalniczki w staniku wyłącznie pod kolor oczu, turkus i szmaragd

a gdzie lazurowy i co z amarantem.

 

Pod dostatkiem materiału na długie spódnice, brak materiału

na pokrycie dachu: niech nam łatwopalne nie zasłoni nieba.

W razie niebezpieczeństwa, laleczko, zakopiesz mnie w ziemi.

Małymi krokami dochodzisz do muru.

Brudne palce wkładasz w oko smoka.

 

witrynka

Bohater nie ma rysów i wychodzi pod nieobecność.

Pamiętam, że te oczy świeciły w ciemności, uciekłam

za siebie, bo co miałam robić, to nie jest kraj dla dziewcząt

ta perfumowana ojczyzna płaskich stóp. Nie uwierzysz

 

skąd w tych stertach brudu ta świecąca blondynka

co pojawia się znikąd wyskakuje na cudzym języku

starym i przybyłym z daleka nieodpornym na tutejsze

choroby czasu pokoju i dym tytoniowy o zapachu konwalii.

 

Bosa bohaterka chodzi po cudzym ogrodzie. Futro i gołe nogi.

Taka była biała w tym futrze jak kożuch na mleku, nie uwierzysz.

Nie uwierzysz, bo wiatr rozwiał wnętrza. Po drugiej stronie nieba

zrobi się dziura. To tam się znajdziemy.

 

*

Kobieta umiera o pełnych godzinach.

Z okien widać dworzec już opisany

w albumach rodzinnych i architektury.

 

Kobieta opowiada jak daleko odchodzili bliscy

i kto patrzył pod nogi, nie pamiętam

która wojna była twoja, zielona czy niebieska?

I żuli balonówkę, balony pękały pod ciężarem

niedaleko doleciały, padały pod jabłonki, słoneczko.

 

Kobieta krzyczy, bo przecież mężczyzna mówił

tam uciekaj, a ty ciągle w tych ciemnych uliczkach

sklep nocny fryzjer męski nie dla ciebie

te małe kraje, te cudze ogródki

gdzie drzewa orzechowe wypijają krew

 

Kobieta mówi przez sen. Śni jej się pamięć, ta rzeka

którą widzi całą. I cukier śni się słodszy, aż do rana

będzie go miała w ustach. Przez sen pamięta żeby umrzeć.

 

*

Obce kraje witają nas ulewą i talerzem zimnych zakąsek.

Idziemy aleją. Drzewa stoją szpalerem pełne zielonych kotów.

Pokazujemy je sobie palcami pozbawionymi paznokci.

Na niebie osiada kurz. Wąskie linie podziału, gest się liczy.

 

Połóż otwartą dłoń na stole. Daleko od ostrzy.

Wróżę ci wielką przyszłość, szumi Cyganka w czerwieni

i podziemna rzeka, co zanosi niebieskie listy

z powrotem do morza. Na środku kleks

 

zakopany skarb. Obejmij dowództwo, Zofio

i trzymaj mnie mocno. Przeprowadź przez pustynię

czterdzieści cudzych córek rozsiewających niezapominajki.

Trzymaj mnie mocno, wróć przed ciszą nocną

 

**

Ł.

 

1.

Za oknem znów zwycięża bagno, kładę się do łóżka

wolna od kontekstu i pełna powietrza.

 

Historia powtarza za każdym razem inaczej:

Tylko biel pamiętam i jak nie śpisz, a milsza jesteś śpiąca.

 

Śnię się sobie bez zębów i cała otwarta

przeglądam się w tafli tafty

nie idę na bal

 

2.

Nie my troszczymy się o miłość, ale miłość o nas

więc będziemy teraz chodzić osobni, głodni

patrząc, jak co wieczór słońce wpada do rzeki

i rytmicznie rozchodzi się obca korespondencja

widokówka, reklamówka i zawiadomienie. Sterty

nierównych dni podobnych apokryfom.

 

*

Kolumny ludzi maszerują w stronę ciepła i wilgoci.

Śpią w dzień ułożeni obok siebie jak słownik aniołów

w tym aniołów upadłych albo jeszcze jeden alfabet do opisu jutra

jeśli zapomnisz wczoraj, obudzić się trzeba, przemóc i przejęzyczyć.

 

Kolumny ludzi maszerują, a wystarczyłoby pochylić się i skinąć

kierowca był przystojny, w bagażniku siekiera i dzieła zebrane

spis treści wydarto, bo chodziło o ciężar, a przecież lekko mu na sercu.

Podskoczyć i rzucać do lepszego celu, w źrenicę.

 

Dziewczynko, zgubione oczko zastąp:

kawałkiem gumy albo szklaną kulką

dla lepszego efektu pociągnij plakatówką

a jeśli oczko pójdzie zamaluj lakierem.

Potem wszyj klin między nogi i milcz.

wiersz współpasażerom

 

Nie mieszkam, więc nie odchodzę.

Podróżuję nocą, otwierając oczy

układam się z cieniami, odnajduję rano

w zaciekach na ściankach szklanki, wodzie i herbacie.

 

Mieszają się płyny, a ja osiadam na dnie.

Papiery w porządku. Ugniecenia, nacięcia

przełamania, aż w końcu pozostaniesz.

 

Pozwolimy ci pozostać

jeśli powtórzysz nazwę tego miejsca

same spółgłoski, żaden szloch i spazm

 

Po domalowaniu brwi i ust

umowna się kładę

na umówione miejsce.

 

Koszyce-Użhorod, marzec 2010

 

*

Z lotu ptaka nie widać granic

więc jest tak odświętnie w tych kanciastych domach

wypełnionych gliną na stuletnią miarę, bielone kości

i bielone ściany, nieustanne święto na skraju:

składać, rozsypywać, rozsypywać, składać

sprawdzać każdy szczegół, wkładać palec w gardło

resztki wejdą w majtki, w głąb przesuwać front:

tak trwa kolejka, belka po belce

na wilgotny piach, nad stojącą wodę.

Po którejkolwiek stronie, a wszystkie oswojone:

zagięcia, skreślenia, nadpalone brzegi.

Nie ma w przyrodzie bieli.

 

Z lotu ptaka nie widać granic

słychać je tylko w szeleście obcych zdań

mięso pakują w folię, mięsa nie wolno mieć przy sobie.

Z lotu ptaka nie widać nic, idź w las i szukaj różnic

królewno z drewna, zbierz i rozłóż

ułóż sobie życie, po którejkolwiek stronie

a wszystkie oswojone.

 

Wszystkie kamienie są obłe i gładkie

pod gładką skórę wchodzą drzazgi.

Komu szumi bezpański las?

To tylko taka gra. Rozejrzyj się i przejdź.

Bierz co chcesz, ale odciśnij ślady

czytelniku, czytelnie.

Rawa Ruska, kwiecień 2010

 

 

Tu cię mam, tu cię zabiję Nieważne, że znałaś hasło

i oddałaś hołdy, chowając się pod bohaterów.

Samotne spacery po cmentarzach, to za mało. No sex, no guns.

Jedzenie zostawiane na grobach, srebrne sztućce kładzione pod krzyżami.

Wieczorami trzymaj się pionów, księżniczko z wysokiego zamku

gdzie odnotowano zniknięcia. Pod latarniami nie ma widoków

a ty się nie boisz prawdy, tam ją masz, gdzie inne łechtaczkę.

Krwawi?.Na deser słonina w czekoladzie. I nic się zrobi kiedy się to powie.

Nieważne co przychodzi po burzy bierzemy to za ciszę.

 

Lwów-Praga, wrzesień 2009.

 

*

Marcie Marciniak


Szum i szept na targu owocowym. To tylko drama
dla początkujących: w teatrze gwizdać nie wolno.
Wyłącz fonię, zatop zęby w wizji. Oddaję w naturze:
błękitne kwiaty sypane pod nogi i bańki mydlane
z kroplą śliny w środku. Reszta składu leci w kosmos.
Fałszywe papiery: w miejscu doręczenia chcę oczy
bardziej niebieskie. Oddam w gotówce: góra obcych monet
sprzedana: bilet do pierwszego rzędu widoczne niedostatki
i znów cię ktoś opluje w finałowej kwestii. Reszta leci w kosmos
w półotwarte usta, których nie oddasz na piśmie.
Dla początkujących: obrysuj kształt grubą linią
o spierzchniętej fakturze: kropki, kreski, koniecznie dużo czerni.

 

*

Granice terytorium. W rogach kąty proste

mapa na ścianie wisi głową w dół.

I tak nie zrozumiemy tej legendy

tej mapy na tej ścianie, to tam, gdzie mieszkamy

położeni pod wiatr na rozkładanej kanapie

ochlapywani przez morze

z drażniącą solą w oku.


 

Tam mieszkamy postawieni pod murem

z dłońmi związanymi z tyłu, tak mocno

że różowy ślad zarosnąć może tylko cudzym ciałem

co ma jaśniejszy odcień, jak ślubna kiecka na targu staroci

Wykończeni, odcinamy się. Prosty gest, w kilku egzemplarzach.

 

*

A.B.

O kobiecie, która jest mostem, powoli przechodzonym

znoszonym niedbale, przerzuconym przez czyjeś ramię.

Wyszedłbym za nią, ale nie mogę, bo palę.


 

Ujęcia z dołu: oparta o poręcz zamknij oczy

bo zmieniają kolor kiedy echo

szorstko przywołuje cytat.

Zieleń się z zielenią gryzie na cztery strony opisu


 

i nawet nie musisz nazywać. Stoisz, palisz

widzisz tylko ten fragment, który się nie zdarzył

lub nie dość intensywnie. Ktoś go z wierzchu obliże

dwa razy splunie krwią.

*

Więc jednak przestajemy rosnąć. Zaczynamy puchnąć

a nadmiar nie boli. Pachnie zepsuciem.

Z domu na drzewie do trumny odłożyć, położyć się.

Wypełnić ją sobą, swoim lękiem przed zawianą przestrzenią

- niech będzie niesmaczny lek.

 

Więc jednak zejdzie opuchlizna, powietrze

przepuścisz w wyłamanych drzwiach.

Niech będzie zieleń i wilgoć. Głowa

opadnie ci na cudze ramię i otworzysz usta

i nie zdążysz powiedzieć: zjedzcie mnie

podajcie na białym, przecież kiedy byłam mała

listy i liście jadłam garściami.

 
Copyright 2023 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin

Akceptuję

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Serwis wykorzystuje pliki cookies m.in. w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę.

Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i Regulaminie.

Twoja prywatność jest dla nas ważna

Właściciel serwisu gromadzi i przetwarza dane o użytkownikach (w tym dane osobowe) w celu realizacji usług za pośrednictwem serwisu. Dane są przetwarzane zgodnie z prawem i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przetwarzanie części danych może być powierzone innym partnerom.


Przetwarzanie danych

Polityka Prywatności

Zmień ustawienia ciasteczek

Bezpieczeństwo w Internecie