ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Krzysztof Gąsiorowski

JĘZYKOZNAWSTWO NA POZIOMIE ELEMENTARNYM                                                                                                                                                                                         

Zaprawdę, powiadam Wam, tam
w dzieciństwie; a nawet w młodości, wśród
przymiotników i przysłówków nie ma jeszcze
rzeczy i ludzi.

Z widnokrągu rodziców, których zobaczymy
najpóźniej, wyłaniają się — rodzą się w bólach
rzeczowniki: laska ze srebrną gałką — czyli ciotka,
ołówek i okulary z nauczyciela, Tadzik to piłka,
Agatka — płacz z piegami...

Z czasem wszystko staje się coraz mniej
niewinne. Świat zaczyna poruszać się. Czasowniki.
Goni nas miejscowy osiłek. Adiunkt zezuje.

Krystyna stale się spóźnia. Pomińmy dyszącą,
podstarzałą, stale podpitą Wandę, z jej rozpalonym
do białości brzuchem i jej czasownik.

Bardzo, bardzo mozolnie lepimy
coś sensownego z tych części mowy. Toporny
Golem wciąż sprząta nasze podwórko, donosi
wodę i bywa, z braku kogoś lepszego — kochany...

Któregoś dnia cały ten wszechświat
nagle się zapada. Wracają do słownika,
który był na początku — nasze miłości,
małżeństwa, dyplomy, ordery, choroby,
lęki i urazy. I odzyskują porządek
alfabetyczny.
Idziesz potem zatłoczoną ulicą, rozglądasz się,
patrzysz na pomijających cię ludzi... I zagarniają cię
nieodparte abstrakcje : odraza, litość i współczucie.



EKSPEDYCJE MISTYCZNE...

Ekspedycje mistyczne: Orficy.
Odradzający się jak ogon salamandry
Dionizos. Słynna
wyprawa Orfeusza do Cieni — powrócił
z nikim, a przecież nie zamieniło go to
w słup soli; zginął później, rozszarpany
przez przyszłe wdowy po Minotaurze -
nie wybaczono...

Jesteśmy jak przewężenie klepsydry -
— labirynt zewnątrz i wewnątrz:

Odys wymieniający wiosło na łopatę
grabarza;
o zwycięstwie Tezeusza jeśli już coś wiemy,
to tylko dzięki Ariadnie, dzięki jej
rozwijającym się i zwijającym
jak u polipa włosom, o duszo moja...

Spiralne wędrówki po Bad — Do.
Empedokles spacerujący po Polach Elizejskich
w jednym sandale, wyśmiewany przez gówniarzy.
Zejście Chrystusa do Piekieł...

Pamiętna data; 8 kwietnia 1503 roku,
kiedy to Dante stanął u wrót z napisem,
który współczesny europejczyk zna
też z innej bramy, też otwartej, już ku niebu,
na ścieżkę z dymu...

W kilkadziesiąt lat później, gdzieś pod koniec
roku 1577, Jan de Vepa, zwany Janem od Krzyża,
wkracza w swe noce ciemne...Itd.

Czy rzeczywiście musimy
zaznać się w swojej zgrozie, tam u korzeni,
u Matek, w łonie których przebóstwia się
martwota materii, przestrzeni i czasu?
Połyka nas to, co niegdyś wypluło?

O co tu chodzi ? O złudzenia ludzkiego umysłu,
który dojrzał i umie już pomyśleć
straszne i okrutne pustynie świata bez siebie?

O ową tajemniczą, elementarną — ostatecznie
niepodzielną — cząsteczkę Bytu: śmierć;
śmierć , co nie łączy się z nikim i z niczym,
nawet w hekatombie ?
Śmierć osobna, a przynajmniej osobista ? Też
mi pocieszenie.

I to miałby być ten wierzchołek
góry lodowej, widocznej pod mikroskopem
elektronowym? Albo przez teleskopy -
tam, w tej ohydnej, nieskończonej, puchnącej ranie
czasoprzestrzeni?

A myśl miałaby ją przemierzać i
wypełniać.

Wielu z nas w to wierzy;
że wypełnia — od początku, teraz,
i na wieki wieków.



*  *  *

Co też wyrzuca na brzeg
morze wieczności ?

Zerwaną melodię, kawałek koloru;
czyjeś cienie, wspaniałe miejsca
na ruiny świątyń, piękne puchary
z grobowców, już puste i bez łez....;

oczyszczająca moc materii.

Z tego wszystkiego my
biedni ludzie wnosimy, że niegdyś
istniał złoty wiek ludzkości;
tak wnioskujemy z tych resztek
opłukanych z cierpienia i zgrozy.



Z Koryntu

 

W niewielkiej grupce Koryntian,

bacznie się rozglądając, słuchałem listu

Pawła, z Tarsu.

 

Jakże on zmienił się od czasów Szawła.

Co go tam, w drodze do Damaszku

napadło, u diabła. Oszalał.

 

Czego on się od nas domaga?

 

Znam takich nawróconych pijaków,

co od wieczora do rana, od rana do wieczora

zajmują się tylko trzeźwieniem. I innych namawiają

do tego.

 

Pisać jednak ten Paweł potrafi, przyznaję.

Nie spodziewałem się.


Słuchając listu, lęk odczuwam i drżenie. Ale

to chyba nie ma większego znaczenia. Zawsze

boimy się czegoś. Musimy.

 

Czy bowiem rzeczywiście można tak żyć,

jak on chce Nie liściem być, którym wiatr targa,

a drzewem. I korzenie mieć w gwiazdach.

 

I nikt

nie stanowi o tobie; nikt oprócz ciebie;.

nawet Cesarz i jego rzeźnicy. Odpowiadasz

jedynie przed Bogiem.

 

Piękne, nie realne. Ktoś

między nas się wtrąca: cienie

na Księżycu, plamy na Słońcu.

 

No i te dobre rady, przesyconego:

„dobre jest dla człowieka nie łączyć się

z kobietą”, głosi ten z Tarsu. Może i dobre.

Zależy dla kogo. Dla mnie, nie.

 

Odwracanie smoka ogonem. Z bieguna

północnego na południowy. Pomiędzy takie same

lody i mrozy.

 

To samo, jeśli nie gorzej. Wciąż

trzeba rezygnować, ze świata, albo z Boga?

Albo, albo? Nic więcej, nic mniej?

 

Ta słynna, i bezinteresowna Miłość boża?

Jest? Bardziej zachłanna, niż Śmierć.

O Śmierć nie trzeba się troszczyć. Sama

Przybędzie.

 

„I ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy,

ani cudzołożnicy, ani rozwiąźli, ani mężczyźni

żyjący ze sobą, ani złodzieje, ani chciwcy,

ani pijacy, ani zdziercy nie odziedziczą

Królestwa Bożego...” , ostrzega Paweł. z Tarsu.

 

No to kto? Pusto będzie w tym Niebie.

Samotnie. Wolę nędzną doczesność,

niż Wieczność, niż Nieśmiertelność.

 

Jakże szczęśliwe jesteście, o piękne córy Koryntu.



Kondukt

 

Oglądam właśnie majestatyczny, ekstatyczny,

wspaniały, podobno największy w całej

historii ludzkości — kondukt żałobny,

 

idący jak gdyby wstecz,

 

przy wtórze „Litanii do Wszystkich Świętych”,

która przeciera ścieżkę. Psalmy.

 

Właśnie przenoszą na marach ciało Papieża,

Jana Pawła II ku grobowi;

 

całe życie przedzierał się był do Boga, oby

mu się udało, niech spoczywa w spokoju.

 

Niebywałe. Nigdy czegoś takiego nie

widziałem. A przecież to także Nicość wobec

Drugiego Przyjścia,

 

na które czeka od wieków tylu żywych

i zmarłych.

 

Trumna w źrenicy placu, jak drzazga.

Łza tłumów. Z tylu oczu. Proporce.

 

Nie modlę się, a nie czuję się

Wykluczony



Koszyk z trzciny

 

Nieprzebrane rzesze, trzepoczących się ptaków na ulicach, na placach. Z dala

nie do rozpoznania.

 

Tu, bliżej czarne, białe skrzydła

zakonnic i księży. Dyplomaci. Fiolet.

Najbliżej — całe stada brodzących purpuratów;

jak flamingi.

 

A On odpływa w zaświat,

 

niby Nil jakiś, i koszyk z trzciny;

w głębiach wód migoce symbol

ryby.

 

8 kwietnia 2005


 
Copyright 2023 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin

Akceptuję

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Serwis wykorzystuje pliki cookies m.in. w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę.

Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i Regulaminie.

Twoja prywatność jest dla nas ważna

Właściciel serwisu gromadzi i przetwarza dane o użytkownikach (w tym dane osobowe) w celu realizacji usług za pośrednictwem serwisu. Dane są przetwarzane zgodnie z prawem i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przetwarzanie części danych może być powierzone innym partnerom.


Przetwarzanie danych

Polityka Prywatności

Zmień ustawienia ciasteczek

Bezpieczeństwo w Internecie