Jakub Sajkowski |
Dorocie
Obiecał Pan wieczną wiosnę, obiecał przejście przez morze. Czerwone
odpryski na rękach: rozstąp się. Wróć, opadnij. Budować tu, na bagnie -
to bagno będzie jak skała. Ulepił nas na nowo, jesteśmy fundamentami pod jego Święte Miasto. Jak tyczki
porozstawiani. Ku niebu wije się wino, twardnieją pnącza i ziemia, w bruk śliski, w węże na bruku.
Rejs Moskwa – Odessa
Człowiek ma swoje korzenie. Potem się otrząsa.
Mariutka odkurza w poczekalni: piękny wiersz o jesieni i jeszcze jedną ikonę na temat przystawania. Nauczę Was niektórych kolorów. Niebieski to znaczy niebo, biały to znaczy Bóg.
Tak mówi starzec (mędrzec), który przysiadł się przed chwilą. Potem wymieniają spojrzenie, kilka dowcipów o Włodzimierzu Wysockim, o innych, którzy nie chcą wsiadać do samolotu.
A przecież przyjmują, niebo nad Irkuckiem i Jakuckiem, na drugim brzegu Leny. Jeszcze wyższy poziom, turbulencje - muzyka kołysze, kołysze, kołysze
Czujesz
ten związek z wysoką kulturą, kiedy gasną ekrany multipleksów i pojawiają się
naprawdę białe wiersze? Ostrzej, ostrzej, ostrzej: wciąż można dookreślać, mówić: lód rozgranicza, prosimy tędy. Gdzie zapisany błysk, współrzędne promienia z dnia pierwszego lutego.
Lustro, potem własna para butów i matówka na powierzchni. Z tej pozycji widać: nic nie urośnie bardziej.
Inwokacja
Rozbieram cię jakbym tkanka po tkance poznawał twoje ciało podczas zajęć z anatomii.
A ty taka bezradna. Coś hamuje słowa, obcas zaklinowany pomiędzy torami.
Przystankowa wiata - koszyk ściętego białka, rozkłady jazdy jak śliskie sople lodu (ostatni dzienny odjeżdża później niż pierwszy nocny).
Rozbieram się powoli. Nic oprócz drżenia rąk, nic oprócz iskier spod kół na przystanku.
Wiersz o chowaniu wróbli
Things should be buried, she said. They can’t be left anyhow for the people to see. Sheila Watson, Antigone
Tak jak ty przecinać będziesz powietrze, tak ty, robaczku, przemierzysz puste kości. Ale nie tutaj, dziewczynko, na boga, ludzie mówią, że ptaków nie wolno więzić nawet po śmierci. Gdy będziesz, dziewczynko, dotykać martwych rzeczy, mały szary ptak zarazi cię szaleństwem, będzie ćwierkał obsesyjnie do ucha jak Antygonie
o pogrzebie brata. Aż wyrosną ci skrzydła i nie będziesz umiała ani jeść, ani pić, a twoje ciało i tak będzie zbyt ciężkie, twoje ręce
kalekie. Będziesz chciała wzlecieć, zamiast tego podepczesz wszystkie robaczki, które chciałyby przemierzyć puste fletnie skrzydeł.
Małe rezurekcje JK
Niektórzy poeci zmywają naczynia jedynie po zmarłych. Być może to depresyjne przywiązanie do brudu, być może domaganie się pewności. W każdym razie
ta metoda naukowa nie jest zbyt bezpieczna. Ciche przemykanie po peryferyjnych zaułkach, psychoanaliza nie z dystansu, a na granicy szaleństwa, queer studies. W końcu wszystko jest queer. Nieczyste albo nietykalne.
Nitka, po której chciałem iść, kończy się zbyt szybko. Jak tamten wieczór, w którym poznałem chłopca, takiego ładnego chłopca, miał delikatne rysy twarzy, jak wszyscy chłopcy, którzy mnie rozumieją.
Ale w śladach po nim, w tym, że został tylko włos, mały włos, nawet nie całość a końcówka, w tym nie ma żadnej subtelności. Zniknął tak skutecznie, że nie wiadomo właściwie, czy jest mordercą czy ofiarą.
Wiersze pochodzą z tomu Ślizgawki (Wydawnictwo „Zeszyty Poetyckie”, Biblioteka debiutów tom III) |