Liczniki Mokre szyby to tylko skrawki dalekich odgłosów Deszczu. Zaświaty czają się bowiem za ostatnią wąską alejką, Ostatnią ciemną kuchnią, ostatnim bezdechem. Co wieczór Wypatruję szatana w garniturze od Armaniego.
Skurwysyn chodzi po moim podwórku i burzy spokój W kwiatkach na parapecie. Zdarzają się także gorsze momenty, Gdy prawie docieram do końca alejki: liczniki oddechów Wypełnia rdza, a zło i dobro rozmywa się w plamach. Lecz
Nie prosiłem o rdzę, ani liczniki, nie miałem zamiaru Pchać się do nieba. Za dużo tu pytań (bije? Nie bije?), Żeby jeszcze marzyć o niebieskich parcelach. Ostatecznie
I tak pogrążymy się w niewiedzy, więc nikt nie zaręczy, Że śmierć ma metaliczny smak wnętrzności.
* * *
bo z nimi jest tak: gromadzą się w wielkich skupiskach, a królestwa zakładają w miastach. Nieustannie dzielą się myślami. Ciągle wodzą wzrokiem. Rejestrują. Słuchają.
Jesteś więc pod stałym nadzorem. Nie pomogą kamienie rzucane w szyby. * * *
dla E**, na pamiątkę 30.10.2007 r.
Tamtego wieczoru najpierw mój strach, że zamkną nam cmentarz, potem świecenie latarką po tablicy nagrobnej i twoje słowa, że "ta pani zmarła w roku mojego urodzenia." Następnie coś o jej mężu, o ich bliźniaczych mogiłach, że to właśnie tutaj zostaliśmy parą. I te dwa lata. Kiedy to minęło, do cholery?
Potem już tylko twój profil zanurzony w krzyżach. * * *
Jeszcze przed chwilą stał w sąsiednim pokoju rozłupując orzechy. Teraz znów miarowo oddycha
i aż chce się go zbudzić, pytać: "więc jak to było z tymi Kresami, z tymi łunami, dziadku, z tymi dziećmi przybijanymi do drzew?"
Ale jednak krzyk zegara, sen. |