Beata Patrycja Klary |
Zaczyna się dzień, w którym coś powinno się stać. Barometr w górnych rejestrach, a moje trzydzieści cztery jest inne niż twoje trzydzieści pięć, choć lata są sercem każdego kadłuba. Nie żyje Czesław, nie żyje Zbychu, Rysiek i nie żyje wielu, wielu innych. Szalonego Fredka nikt z nas dawno nie widział. Pewnie nie żyje. Jesteśmy materią, dlatego lepiej jest malować latem, gdy płaszczyzny są rozgrzane i farby też, a umierać zimą. Kto kocha kobiety, Bóg jest w nim, więc na YouTube podglądam Bellucci. W moim scenariuszu spaceruje zaróżowiona w promieniach niewidzialnego jeszcze słońca. Pramatka i kochanka przyszłości. Nie wiem co wypada lub czego nie wypada pisać, ale im wolniej rozstawia nogi, tym szybciej oddycham. Wysysam jej miękkość jak pasożyt skorupę ślimaka.
Kończy się dzień, w którym coś powinno się stać. Dzwoni telefon: ojciec nie żyje.
XIII
Abonent czasowo niedostępny. A jednak łudziłam się, że może odbierzesz, że tylko chwilowo jesteś poza zasięgiem. Umarli chodzą w nas, a czasem dla oszczędności, noszą nasze buty. Więc czemu nie telefony. Rozumiałeś je lepiej niż moje wiersze, ale Jesienina dostałam [właśnie od ciebie. Czytam go idąc na cmentarz. Jeszcze nie ma ławki, więc trochę postoję.
Planują w okolicy wybudować spalarnię ludzi. Na miejscu czaszek będą więc tylko prochy z drobno zmiażdżonymi w młynku zębami, których nie rusza ogień. Odźwierni nie będą zamykali bram przed spóźnionymi żałobnikami. Dziś po dwudziestej pierwszej nie można dostać się do zmarłych. Ponoć chodzi o jaskrawoczerwone bugenwile tak rzadkie w tej okolicy. Pies rozpieszczany ciasteczkami, po których ma robaki, wciąż na ciebie czeka.
XV
Było mi obojętne jakie dadzą kwiaty, ale teraz widzę, że białe gladiole lepsze są od lilii. Blisko im do symboliki biedronki w pobliżu kobiecego krocza. Niby nic, a jednak córka przerosła ojca. A teraz wszystko przerasta córkę. Żeby nie myśleć, kupuję dywany, bransoletkę i kredki dla dziecka. To się nazywa survival skills, bo w rzeczach jest jakaś otucha. Przeżywają nas.
XIX
Mam tyle lat ile Weil kiedy umarła (aktualne na rok dwa tysiące dziesiąty) i taka jestem do niej podobna jak nikt do nikogo nie jest podobny. Mówią, że to za wcześnie, że powinny minąć lata bym mogła o tobie pisać. Szczerze, gówno mnie to obchodzi, bo nikt z nich nie znał ciebie i nikt nie zapomina. Od wczoraj choćby staram się przypomnieć jakim gestem nakładałeś okulary. Już tego nie widzę. Spakowany, wyprowadzony z przestrzeni, ubywasz w szczegółach. Opuszczenie, w jakim zostawia nas Bóg, jest jego sposobem pieszczoty. Nie chcę być tak pieszczona.
Wiersze pochodzą z książki „Zabawa w chowanego”, która niebawem ukaże się nakładem „Zeszytów Poetyckich” (seria: Biblioteka Współczesnej Poezji Polskiej pod redakcją Dawida Junga, posłowie: Marcin Orliński, blurb: Krzysztof Szymoniak) |