Andriej Kotin - prezentacja |
Andriej Kotin - poeta i bard, pochodzi z Moskwy, w Polsce zaś mieszka od ponad 10 lat. Obecnie kończy doktorat z Filologii Germańskiej na Uniwersytecie Zielonogórskim. Publikował wiersze w antologiach niemieckich i polskiej prasie literackiej. Prócz poezji i prozy, pisze również piosenki i gra koncerty.
Apel
Niech mówią na nas: marzyciele, Idealiści, dzieci baśni, – Lecz tam, gdzie myśmy dolecieli, Żółtawy księżyc świeci jaśniej, Niż pulchny płomień waszych pieśni, Niż puder waszych słońc lustrzanych, Przekazujący posmak pleśni Północnym randkom zakochanych. Pośrodku bezlitosnej zimy, Bezpłodnych słów i modnych pojęć Nam wyciągają cherubiny Natchnienia skrzącą się rękojeść. Spadając ze skalistej góry Bez żadnej szansy na ratunek, Pijemy łzy samotnej chmury, Wołając: „Co za boski trunek!” Nas nudzą długie korytarze, Prezydent wsi, szarlatan z Wiednia, Kursy, dyskursy, komentarze I inne popularne brednie. I kiedy wiek, który nadchodzi, Zaowocuje krwawym żniwem, Będziemy wciąż bezkarnie młodzi I zapatrzeni w Niemożliwym.
Życie
W tym pokoju, pełnym bezdomnych cieni, Jest mi smutno z kilku powodów: po pierwsze Czuję coraz większy niedosyt przestrzeni, Hamujący proces pisania wierszy.
Drugi powód – bezsenność: nie umiem zasnąć, Kiedy nie wiem do końca, gdzie sen, gdzie jawa. Tu niełatwo zabłysnąć, lecz łatwo zgasnąć (Zwłaszcza, jeśli błyszczałeś zbyt jaskrawo).
Trzeci powód – brak pewnej pięknej pani, Która zdaje się być tak nagannie blisko. Czwarty powód – ściany z graffiti na nich. No i wreszcie podłoga – nieznośnie śliska.
Motyle w motelu
Motyle w motelu fruwają po ścianach, Plotkując o ludziach: bezradnych, niechcianych, Nietkniętych spełnieniem, zamkniętych w depresji Od seksu do seksu, od sesji do sesji, Bezdomnych, ambitnych, szalonych, normalnych, Nie dość że wierzących, to jeszcze moralnych, Nie dość że stworzonych, to jeszcze tworzących, Nie dość że śmiertelnych, to jeszcze wierzących. Motyle w motelu nie patrzą na wino, Sałatki i tomy Tomasza z Akwinu, I krążą motyle, i tańczą motyle, A my nie słyszymy ich pieśni – i tyle.
Dar
Są takie dni, gdy Matka Głupich milczy I drażni cię uśmieszkiem rodem z łez, A wokół tylko noc i skowyt wilczy, Upiorny i nachalny, niczym jazz.
Na stajni wszystkie konie są ze stali, Panterę od kołyski dzieli krok, A ci, co mieli zdołać, nie zdołali, I ciepłe światło wchłonął żądny mrok.
Sieroty śpią pod skrzydłem cherubina, Nie czując spadających kropli krwi, Sonaty i sonety brzmią jak kpina, A każda msza to klucz od cudzych drzwi.
Są takie dni, o których święci rzekli: „Mądrości ludzkiej pryśnie próżny czar”. Tak więc pokornie trzymaj rozum w piekle I dziękuj Bogu za ten smutny dar.
Pola wrzosowe
A kiedyś – pamiętasz ten czas? – godzinami Po polach wrzosowych błądziliśmy wzdłuż Młodego strumyka, i niebo nad nami Milczało, i błękit zamieniał się w róż.
I jakże wymowne to było milczenie, Gdy spojrzeń nieśmiałych czający się czar Nadawał wszystkiemu podwójne znaczenie, I ja zrozumiałem, że radość to dar.
A teraz – cóż teraz? – w rozjazdach, rozmowach, Obiadokolacjach, rachunkach za gaz Żyjemy pamięcią o polach wrzosowych, Gdzie zorzą przedwczesną rumienił się las. |