Hanna Dikta - prezentacja |
Nie chcę całować cię przy takiej piosence, mówisz, więc zamykamy okno, spuszczamy żaluzje. Topimy w umywalce papierowe łódki, walczymy o pierwszeństwo w partyjce chińczyka. Znowu masz ciemne włosy, ja rozbite łokcie.
Nie konsumujemy związku, bo przecież nie posuwa się dziewczynek w komunijnej sukience, to tylko odkręcone za mocno grzejniki, zajączki na brzuchu.
Nad ranem nie mogę zaczerpnąć powietrza, pakuję plecak w dorosłą torebkę. Balkon pachnie mgłą
Z cudzych miseczek
Minął czas stawania na palcach, zaglądania przez szybę. Dorosła naciskam klamkę, przymierzam głowę do smug na poduszce, zdmuchuję kurz z filiżanek. W szlafrokach pań domu czytam książki od strony z zakładką, zaskoczona, jak banalne lubią historie.
I przez chwilę jest tak, jakby ktoś znów zapalił światło w tamtym oknie.
Dowiadują się przypadkiem. Z nadgryzionej bagietki, spinki w umywalce. Cerowanych rajstopek, rozwieszonych zwycięsko między krzesełkami
Za Anną
Chcesz, pojedziemy do Moskwy. W starym mieszkaniu zostawimy włosy, odcisk na ręczniku i spisane pod obrazem wiersze.
Rano nastawię samowar, a ty opowiesz mi, jak cudownie ciasno zawiązuję nogi i jak ładnie poruszam biodrami, wchodząc na torowisko
Blok piąty
Osiągnęliśmy prawdziwe mistrzostwo w zasłanianiu trumien, owijaniu zwłok czerwoną koronką. Nawet teraz, kiedy rozbierasz się pod ścianą kotłowni, oddajesz zegarek, telefon i buty, a ja piję kolejną gorzką kawę. Czas sączy się jak chemia.
Ludzie na krzesłach mają twarze z obozowych fotografii, na widok fartucha instynktownie podnoszą ręce. Tylko dzieci bawią się beztrosko przy budce portiera, moczą włosy lalek w słomkowych kałużach.
Za chwilę jak zwykle weźmiesz mnie w szpitalnej toalecie, odbijemy lęk w białych umywalkach. Później z uśmiechem przejdziemy pod prętem, zatańczymy kadosh
Oddział jednego dnia
Na szpitalnych łóżkach przypominałyśmy prostytutki z obrazu Toulouse-Lautreca, blade zwierzęce mięso z watą między udami.
Zdziwiłeś się, kiedy poprosiłam przez telefon, żebyś zanucił tę piosenkę Marie, przy której zawsze rozpinasz mi buty.
Nie widziałeś, jak na rozkaz korzystam z toalety, podciągam koszulę. Sprowadzona do tkanek potrafiłam nawet śmiać się z kiepskich żartów pielęgniarki.
Najgłośniej chichotała czarna spod okna, wczoraj w nocy umarło w niej dziecko
Zostań
Nie pozwolę ci uciec w spokój prześcieradła i pożegnalne listy, mokrą irlandzką ziemię, rozgrzebywaną co świt gołymi palcami. Ty nie wstawisz mojego plecaka do pokoju córki, nie zapytasz o imię, nie będziesz przeszukiwał kieszeni i nie pojedziesz oglądać domu, z którego odeszłam. Srebrna spinka z dawnych czasów zostanie na zawsze w szczelinie między deskami. Po co masz wiedzieć, że nosiłam spinki, a szukanie resztek w śmietniku bywa lepsze.
Tak naprawdę wystarczy wspomnienie opery, bielizna na zmianę, rytmiczne rwanie chwastów.
Nie bój się, nie zatańczę z tobą ani nie położę głowy na poduszce, nie dotknę cię nawet końcówką paznokcia. Będziemy tylko zbierać wodorosty, rozdmuchiwać trzcinę
Wiersze pochodzą z książki „Stop-klatka” (serie wydawnicze „Zeszytów Poetyckich”) |