Małgorzata Południak - prezentacja |
w półmroku
ołówek od ciebie przeciąga strunę
i zaraz brakuje kandydatów chociaż
podrywa się sąsiad co to chciałby
w luźnym związku wiernie przekonany
że śledzie zmieniają kształt gdy poruszam
beczką przeczucia solą rany na plecach
rozciągnięte od średniowiecza
nieważne czy idziemy w kierunku drzwi
czy stoimy przy oknie łóżko to mebel który
klinuje stopy dopóki próbujesz liczyć moje oddechy
z filiżanką kawy oglądamy na skórze
linie łączące Egipt z Mojżeszem
leżysz z talerzem skórek z pomarańczy
szybciej palę listy nie pachną tylko
piwonie wyrastają z popiołu łaskoczą
sprężyny z którymi nie wiem co zrobić
gdy nie można ich wyjąć z materaca wypieprzyć
przez okno za którym wsiąkły krople mleka
z nabrzmiałej piersi dwadzieścia lat temu
i nikt nie umie odpowiedzieć na trzeźwo
plotki nie trzymają się kupy za rogiem ulicy
schody po których zbiegłaś niepodobna do mojej
córki zamykając wszystkie wrzaski zaskrzypiały
i nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego
na zmianę roku w szpitalu ciężko się zasypia
rozskrzydlona
myślę o żywym, który
nie chce być zmarłym
niektórzy nazywają to dziwactwem
albo śpiewem świerszczy
w pracy w trawie oddaję tyle
ile trzeba i wypada opanować
lęk przed mężczyzną
po zmierzchu czekanie
na burzę zanim się dowiem
ile mam w sobie wody
przebudzi dzień głos z bajki
o chłopcu ze śrubką w brzuchu
o czym mam ze sobą myśleć
Ciekawe, o czym myślisz w tym momencie?
Ja właśnie żuję gumę dla dzieci
Przystawiam do szyby nos (... )KDZKPW
w drzwiach przez chwilę kiwasz głową
nie ma cię w łóżku po tym co zaszło
kobiety mówią każdy powód jest dobry
zaczynam się śmiać
bo trzeba być kimś dla samego siebie
mogę powiedzieć że chcę razem
pora dorosnąć - w eleganckim stroju
przy świecach jemy kolację śpiewamy
o dzieciństwie
wpatrujesz się w zatrzask na plecach
sukienki pudełka rozsypane od wejścia
w każdym kawałek monologu
budujesz mi schron
możliwe że z wyjątkiem wyobraźni nie radzę sobie
z otwieraniem drzwi chociaż dziś wojowniczo hoduję
kaktusy i drzewka cytrusowe przedtem poświęcałam
tobie więcej uwagi i przynajmniej wiedziałam kiedy
nie będzie padało
chwilami nudzimy się wtedy stajemy na końcu drogi
ostatni raz jadłeś śniadanie obok bombardowali
dla pieniędzy i żadna przeszkoda nie była tak wielka
żeby kurs euro oszalał więc proszę porozmawiajmy o stratach
echo podpowiada nie wystarczy przylecieć pod moje biurko
zakaz
w poniedziałek rano powinno się milczeć
krzesła które wytrzymały ponad połowę naszego życia
są do wyrzucenia z całą historią bioder i wysiłkiem
plamami z oleju które ktoś niósł na palcach
owady tłuką się pod sufitem
dużo później cieniuję oparcia gazetami
przez ścianę matka nie pamięta miejsc
są takie same
mówi że pójdzie do parku
wszystko jest gdzieś obok
staromyślenie
pomysły wykluczają podróż tylko dlatego
że papier się skończył i skarpetka na stopie skręcona
zgodnie ze wskazówkami ortopedy jednak
ustawiam pianino tam gdzie nam obojgu życzysz
zbyt długo pragnęłam więc rozumiem że możesz skończyć
stosunek jednak przypomni że nie jestem walnięta
prosząc wreszcie zrobimy to po mojemu chociaż obca kobieta
na kolanach nieufnie wpatruje się w wypastowaną podłogę
uległość
przy pierwszej rozmowie poddano mnie próbie
później spotkałam się raz z tym obłędem
od tamtej pory pomijana przez słońce
paruję na tyłach za wydmami dookoła
myślę o ludziach którzy nie dotrzymali słowa
czasami każdy grunt pod nogami piecze
na wspomnienie wypalonych oczu
wyobraźnia dopisuje w kalendarzu pozycje
na sumę zdarzeń składa się chleb i mleko
proste a zarazem wszyscy czują się winni
oswajanie lęków
dziewczyna o wielkim nosie pociła się prosiłam
by zabrał ją jakikolwiek fallus mógłby być
miękki byle skończyła z zaglądaniem
pod stół i trzymała najdalej od kalendarza
dla kobiet o czarnych paznokciach i anarchistycznym
dekolcie które jak zwykle nie mogły się doliczyć
palców albo wszelkich nałogów przypisanych przez Pismo
świętym |