Na śmierć arystokraty |
Vital Voranau
Ogarnia mnie jakiś młodzieńczy niepokój, kiedy zbliżam się do wieży. I, gdziekolwiek by się ta charakterystyczna budowla nie znajdowała – ważne jest to, aby wieża swoimi korzeniami zanurzona była w poprzednich epokach, aby żywiła się historią dawną i niedawną. Swoje potajemne podenerwowanie można wytłumaczyć chorobliwie-pedantycznym postrzeganiem świata, natrętnymi urojeniami, zachwytem nad malarstwem i architekturą, bądź innymi fascynacjami osoby wrażliwej. Tym niemniej wieża działa magnetyzująco, wabi twórcę i niezauważenie przemienia go w niewolnika. Bardzo ciężko jest wyzwolić się z tych matczynych objęć. Chyba, żeby rzucić się z jej dachu w otchłań powietrza. Marne gierojstwo! Daleko nie polecisz – będziesz w przedśmiertnych konwulsjach skrapiać krwią progi swojej dobrodziejki.
Jury Humianiuk kwiecień, 1996 Ze zbioru esejów „Ostatnia dekada”
Przyjaciółmi nie byliśmy, udawać nie będę, ale to i owo o nim wiedziałem. Spotkaliśmy się w Grodnie, bo gdzie jeszcze można spotkać grodzieńskiego poetę. Przecież nie w Mińsku. W 2008 r. Jurka przyjechał do Poznania, by wraz ze mną, Dawidem Jungiem i Włodkiem Bludnikiem czytać swoje teksty w galerii Arsenał. Spotykając go na dworcu, postanowiliśmy zażartować i jeden miejscowy Białorusin schował się do bagażnika mojego auta. Otwierając go, żeby włożyć tam swoją walizkę, Jurka trochę się stropił na widok ujrzanego „trupa” i wnet szczerze się roześmiał. Taki przyspieszony test na kompatybilność poczucia humoru. Beret i muszka, atrybuty arystokraty – to z czym zawsze kojarzyłem poetę. To nie były elementy jakiegoś zestarzałego stylu, ale dopełnienie kulturowego konserwatyzmu, przedstawicielem którego niewątpliwie był. Powstawało wrażenie, że duchem jest gdzieś w latach 20-tych XX w. Czy nie dlatego właśnie głównym okresem jego aktywności stały się lata 90-te, braterskie w stosunku do 20-tych, a XXI wiek to z kolei jak gdyby celowe milczenie. Po lepszym zapoznaniu się w Poznaniu, Jurka niejednokrotnie pisał do mnie na skypie. Prawie w każdej takiej rozmowie-korespondencji wypływał temat matki. Przyznam się, że nigdy wcześniej nie słyszałem, by mężczyzna tak chętnie i pieszczotliwie opowiadał o mamie, jak robił to on. Najpierw wyglądało to nawet na jakąś dziecinność, ale później nauczyłem się postrzegać to jako swoiste dziwactwo poety. W rzeczywistości było to najszczersze synowskie oddanie i zatroskanie problemami bytowymi, związanymi z konfliktem o dom, który 40-letni syn dzielił z mamą! A jeszcze poeta miał rybki, o których mówił z podobną czułością, jak o mamie. Słysząc to, nie spotkawszy nigdy Jurki, można pomyśleć coś dziwnego. Lubienie mamy i rybek w naszych czasach nie jest modne, tak samo jak i noszenie beretu z muszką... Szkoda, że więcej niczego szczególnego nie pamiętam. Szkoda, że często bywałem offline. Szkoda złotych rybek i szkoda starej mamy. Sam z własnej woli, Jurka by ich raczej nie zostawił.
Vital Voranau
Zdjęcie: Aleś Arkusz
|