Przemówili młodzi |
Relacja z dyskusji o najnowszej poezji polskiej urodzonych po 1989 roku Rafał Różewicz
Rozmawiać o literaturze w oszklonym wieżowcu wyzbytym z jakiejkolwiek poezji, Dyskusją przebiegającą w kameralnym gronie, ze szczyptą artystycznego nieładu na stole (gdzie „Lampa” przyświecała „Cegle” – jedynemu chyba pismu, które jest jednocześnie bryłą i pocztówką lub podkładką pod piwo, gdzie „Poezja” i wspomniany „Akant” broniły konserwatywnych wartości wydawniczych, stojąc na straży niezmiennego od lat layoutu, a wiersze uczestników mieszały się z przedrukami wyznań Andrzeja Franaszka i nawoływań Przemysława Witkowskiego do zabijania starych poetów). A wszystko po to, by zobrazować dane pytanie; jedno z nich dotyczyło bowiem czasopism literackich – drukowanych i tych sieciowych, jak również różnic między nimi, skutkującymi skrajnymi możliwościami w kształtowaniu literackiej świadomości nastolatków. Stąd jeśli pisma literackie staną się atrakcyjniejsze: przede wszystkim wizualnie, wówczas grono osób piszących z pewnością powiększy się, gdyż owe pisma przestaną kojarzyć się z „zakurzonymi” poetami i poetkami rodem z nudnej lekcji języka polskiego. Ożywiając prasę literacką, ożywimy również poezję. Innymi słowy, działo się – przez bite dwie godziny – i potem, niemniej już w okrojonym gronie (publiczność wciąż chyba traktuje poetów i poetki jak „wybrańców”, do których nie kieruje prawie żadnych pytań z wyjątkiem pytania o inspiracje, a także kroków w celach stricte integracyjnych, choć trzeba przyznać, że jak na wieczorek autorski „najmłodszych” frekwencja dopisała). W każdym razie spotkanie miało na celu odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: „Czy czujemy się pokoleniem?” Zbiorowa odpowiedź padła „Nie”, jednakowoż to byłoby zdecydowanie za proste. Zanim jednak rozpoczęło się seryjne zadawanie pytań, wszyscy przeczytali po trzy wiersze, chcąc wprowadzić widownię w klimat obecnie publikowanej poezji (Tomasz Bąk czytał swoje teksty m.in. z nagrodzonego Silesiusem tomiku „Kanada”, zaś niżej podpisany z nadchodzącego zbioru „Product placement”, który ukaże się nakładem „Zeszytów Poetyckich” – patrona tejże dyskusji, obok czasopisma Inter.-Literatura-Krytyka-Kultura”). Nie trzeba chyba dodawać, iż zderzenie różnych stylów i tematyki, począwszy od wierszy punkowo – popkulturowych (Bąk) zaangażowanych społecznie (Sierszyński), osobisto – refleksyjnych (Iwińska), przez grochowiakowo – medyczne (Adamowicz) do tekstów o przedmiotach (Różewicz), było wystarczającą reklamą zainteresowań obecnych dwudziestoparolatków. Tematyczny wachlarz zaiste przeróżny, który nie omieszkał przełożyć się na myślenie w kontekście „pokoleniowości”. Uczestnicy byli więc zgodni: nie jesteśmy nowym pokoleniem poetyckim, nie mamy wspólnego programu poetyckiego, mimo że w pewnym sensie łączy nas symboliczna data. To, że borykamy się z tymi samymi problemami „demokracji” nie przekłada się na naszą poezję, mocno zindywidualizowaną, będącą paradoksalnie wyrazem „ducha czasu”. Z rokiem ‘89 także mamy problem: nie uważamy, że stworzył on podstawy do zaistnienia „nowego pokolenia”. W ten sposób nie czujemy się na siłach wypowiadać w kwestiach politycznych (z czego wyłamywał sięi wyłamuje Marcin Sierszyński, aktywista Wrocławskiego Klubu Krytyki Politycznej). Rok 2000, co do którego rozmówcy byli zgodni, był ważniejszym rokiem niźli 1989, z tego względu, iż ludzie urodzeni w tym okresie nie znają czasów bez Internetu (w przeciwieństwie do nas), tym samym ich pojmowanie rzeczywistości jest inne. Dlatego dopiero poezja dzisiejszych czternastolatków może okazać się rewolucyjna, my natomiast nie mamy takowych ambicji, ażeby koniecznie mówić i pisać w imieniu jakiegoś pokolenia. Pisząc, nie zastanawiamy się nad tym czy jest to pokoleniowe, czy też nie. Omawiając teksty Andrzeja Franaszka [„Dlaczego nikt nie lubi najnowszej poezji polskiej?”] i Przemysława Witkowskiego [„Trzeba zabić starych poetów”] w większości zaproszeni goście doszli do wniosku, że choć podobne artykuły ożywiają prawie już nieistniejącą w Polsce dyskusję literacką, to mimo wszystko są promocją tylko jednego typu poezji, którego nie powinno narzucać się odbiorcom. Czas manifestów skończył się, czytelnik powinien ocenić sam, co jest dobre, a co nie, zwłaszcza dla niego. Forsowanie jednej „szkoły” spotęguje li tylko coraz większy dystans między twórcą, a czytelnikiem. Poezja nie jest dla krytyków; tym samym poezja zaangażowana, choć wartościowa, nie musi być jedyną słuszną poezją w dobie i tak upolitycznionej rzeczywistości rodem z Giorgio Agambena. Niemniej, zgodnie oceniono wyżej tekst Witkowskiego niźli Franaszka, który uznano za ośmieszający, głównie samego autora, przez nazbyt duże pokłady egzaltacji przesłaniające argumenty. Kolejną kwestią poruszaną na spotkaniu była kwestia dotarcia z poezją do rówieśników. Nie jest to bynajmniej łatwe, kiedy nastała epoka tzw. „memów” i powrotu do kultury obrazkowej. Szansą na promocję poezji należy upatrywać w poezji śpiewanej; piosenek Starego Dobrego Małżeństwa, Marka Grechuty, czy nawet Szczepana Kopyta (tu jednak powstał spór o to, czy wierszowane piosenki/ manifesty Kopyta są przykładem współczesnej poezji śpiewanej i odpowiedź była zdecydowanie negatywna) oraz w łączeniu poezji z multimediami (aczkolwiek można mieć wiele zastrzeżeń do poezji cybernetycznej za jej hermetyczność). Ponadto idea organizowania festiwali poetyckich (np. „Miasto Poezji” w Lublinie) także jest okazją do wyjścia z poezją do ludzi, jak również slamów poetyckich tudzież turniejów jednego wiersza, w trakcie których kontakt między publicznością (potencjalnymi twórcami), a autorami nie jest aż tak oficjalny, li tylko nastawiony przede wszystkim na dobrą zabawę. Z drugiej strony, nikt nie ma specjalnych ambicji, żeby z uporem maniaka nawracać „młodzież” na poezję. Czytelnicy znajdą się sami, a że będzie ich garstka? Tak przeważnie było i tak zostanie. Poezja, zdaje się, wyczerpała swoją rolę w procesie jednoczenia narodu, podobnie jak Kościół po 1989 roku (który notabene nie może lub nie chce tego zauważyć), stąd jej funkcjonowanie w niszy nie jest wcale takie złe, przeciwnie, być może konieczne do przetrwania jako „poezja” w znanej nam formie. W przerwach między zadawaniem pytań uczestnicy dyskusji czytali swoje wiersze i przeczytaliby ich zapewne więcej, lecz czas począł robić swoje, czyli parafrazując niedawno zmarłego Tadeusza Różewicza „iść”, tym samym spotkanie musiało dobiec końca. Zwieńczeniem dyskusji było z kolei wystąpienie Mai Żak – dzięki której wydarzenie to mogło zostać zorganizowane w tejże kawiarni – z wierszem „XXI wiek”, będące jej debiutem literackim przed szerszą publicznością. Kogo nie było, niechaj żałuje. |