Joanna Jodełka: Gatunek się mi rozmył... (rozmawia Marek Doskocz) |
Joanna Jodełka - absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jej debiutancka powieści „Polichromia” ukazała się w 2010 roku i została uhonorowana nagrodą Wielkiego Kalibru na Międzynarodowym Festiwalu Kryminału we Wrocławiu, przyznawaną przez Prezydenta Miasta Wrocławia. W tym roku opublikowała kolejną książkę pod tytułem „Grzechotka” (wydawnictwo W.A.B). Stypendystka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej za scenariusz "Akcja czterech premierów" (2009).
Marek Doskocz: Zebrałaś dobre recenzje, jak ty sama patrzysz na swoją nową powieść „Grzechotka”, teraz, gdy już jest na rynku? Joanna Jodełka: Recenzje, w liczbie mnogiej to na razie chyba jeszcze na wyrost, książka dopiero się ukazała. Przeczytałam dobrą opinię, znajomi dzwonią, że przeze mnie spać późno chodzą, co mnie oczywiście, trochę może sadystycznie cieszy, ale na rzeczywisty oddźwięk pewnie muszę jeszcze poczekać. A na wydrukowaną już książkę dziwnie się trochę patrzy, albo ja dziwnie patrzę. Dopóki istniała jakakolwiek możliwość poprawiania jej to jej „dotykałam”, teraz jest już jakby nie moja, taka za szkłem w księgarni. M.D: Recenzja w „Polityce” bardzo pozytywna, pojawiające się recenzje w Internecie, raczej możemy już mówić o recenzjach i pozytywnym odbiorze „Grzechotki”. To powinno cieszyć, prawda? J.J: Tak recenzja w „Polityce” ucieszyła mnie bardzo, przede wszystkim dlatego, że zawsze sama czytałam te rubryki o książkach, a teraz zobaczyłam tam swoje nazwisko, co najmniej to dziwi, ale cieszy jeszcze bardziej. Nie miałam samochodu w momencie gdy usłyszałam, że coś zostało wydrukowane na temat „Grzechotki”, poganiałam Bogu ducha winnych sąsiadów będących akurat na zakupach, by kupili gazetę i szybko wracali, a i nie ważyli się przeczytać przede mną. Recenzji w Internecie nie czytałam, ciekawa jestem bardzo, szukałam nawet ale nie udało mi się znaleźć, co mnie dziwi, bo w Internecie znajduję dużo, może ze strachu coś źle wpisuję. Proszę o adresy. M.D: Udało ci się zamienić kryminał w mądrą powieść z wyrazistymi postaciami, długo pracowałaś nad „Grzechotką? J.J: Ja chciałam napisać kryminał, po prostu kryminał, ale ponownie, i w dodatku bardziej, gatunek się mi rozmył, rozszedł po postaciach, ich życiu, świecie po którym chodzą, czy mądrze nie wiem. Książka powstawała przez ponad rok, ale oczywiście z przerwami. Zaczęłam ją pisać zaraz po ukończeniu „Polichromii”, potem nie było wiadomo jakie będą jej losy wydawnicze i musiała poczekać trochę, by się skończyć. M.D: Książka wreszcie skończona, już czeka do nabycia w księgarniach. Interesujesz się psychologią? Portrety osobowościowe twoich postaci są bardzo wyraźne, autentyczne, co jest raczej rzadkością w powieści kryminalnej. J.J: Dobre postacie nie zdają mi się rzadkością w kryminale, no może nie w każdym. A psychologią jako nauką nie interesuję się. Nie czytam książek psychologicznych, poradników, etc. Lubię, zawsze lubiłam obserwować ludzi. Nie oceniać – obserwować. Zastanawiać się dlaczego dokonują takich, a nie innych wyborów, bez ich wartościowania. Kiedyś usprawiedliwianie, próby tłumaczenia różnorakich zachowań trochę utrudniało życie, w pracy na przykład, teraz nieoczekiwanie ma swoje dobre ujście. Poza tym nie nudzą mnie rozmowy z ludźmi różnymi. Lubię też słuchać. I potrafię słuchać długo. M.D: Jakie są twoje literackie inspiracje? Co na dzień czytasz? J.J: Na co dzień, może raczej na co tydzień czytam tygodniki, mniej lub bardziej polityczne. Lubię wiedzieć co się wokół mnie dzieje, nie omijam nawet działu astronomia, w którym to czytając nie za wiele rozumiem, ale uwielbiam jak oni tam nazywają rzeczy, widzialne bądź tylko wyliczalne np. biały karzeł, czarna dziura, ciemna materia, gromady galaktyk… ach. Ale przy łóżku obecnie leżą i czytają się „Szkarłatny płatek i biały” Fabera, i podarowana mi autobiografia Agaty Christie – więc książki czytam różne. M.D: Z kryminałów masz jakiś wzór, autora, który jest dla ciebie mistrzem gatunku, czy raczej starasz się sama budować swoje powieści od podstaw, nie patrząc na ramy gatunku i jak to robili inni? J.J: Chyba nie mam wzoru jako takiego. Lubię książki różne, zdaje mi się, że najbardziej cenię styl, sposób patrzenia. Potrafię się utopić w Afganistanie opisywanym przez Wojciecha Jagielskiego, a jego zrozumienie i pokora dla światów różnych, sprowadza mnie do jakiegoś parteru, podpiwniczenia nawet, gdzie grzecznie schodzę, w momencie gdy, bezwiednie nawet, już patrzyłam na inność z góry. Szacunek wielki. A z kryminałów to lubię bardzo Agatę Christie, i takie jej zbrodnie, i taki świat lepszy, jak wychowany w doniczkach, na balkoniku. Uroczy, i nie szkodzi, że zabójczy. M.D: „Grzechotka” to książka o biznesie związanym ze sprzedażą noworodków. Dlaczego akurat ten temat wybrałaś? J.J: Nie powiedziałabym, że to jest taki temat, raczej jest to może tło, może dróżka, jedna z możliwości. Nie wybierałam tematu. Pomyślałam tylko o takiej scenie - budzi się kobieta, nie jest w ciąży, ale była i utrzymuje, że ktoś ukradł jej dziecko. A potem tylko sama odpowiedziałam sobie na pytanie co mogło się stać i już. Okazało się… M.D: Okazało się..? J.J: No przecież nie powiem! M.D: Piszesz kryminały czytasz je, jak oceniasz kondycję współczesnej sceny powieści kryminalnej? J.J: To za dużo powiedziane piszę kryminały, pewnie lepiej brzmi popełniam kryminały… Po pierwsze napisałam tylko dwie książki, więc ledwo załapałam się na liczbę mnogą. Po drugie, znawcy gatunku nie chcą mimo moich nalegań zakwalifikować tego jak kryminał, zatrzymało się na dreszczowcu, ewentualnie na powieści z wątkami kryminalnymi, nic to, trzeba się będzie zadowolić takim pograniczem, bo raczej przy takiej swojej konwencji zostanę. A kondycję kryminału oceniam bardzo dobrze , i myślę, że będzie tylko lepiej. Wielka w tym zasługa paru zapaleńców z Krakowa, i jednego kryminalisty z Wrocławia. M.D: Niektórzy całe życie męczą się z jedną książką, więc dwie książki to już coś. Dla mnie „Grzechotka” to kryminał, ale skoro krytycy umieszczają twoje pisanie na granicy międzygatunkowej to chyba nawet lepiej niż bezpośrednie zaszufladkowanie w jednej kategorii „wagowej”, chyba zgodzisz się ze mną? J.J: I tak, i nie. Myślę, że czytelnikowi jest łatwiej sięgnąć po książkę, kiedy wie czego się spodziewać, zna się reguły. Gdy coś jest pomiędzy to można, pewnie… czasem się trochę rozczarować. Pozostaje mi tylko konsekwencja… licząc na to, że przyzwyczaję do swojego stylu – w jodełkę. Przynajmniej niektórych. M.D: Na koniec naszej rozmowy zdradź mi jeśli możesz swoje plany literackie. Masz już jakiś nowy pomysł na książkę, czy teraz nic nie będziesz pisać przez najbliższy czas? J.J: Oczywiście, przecież zakończyłam „Grzechotkę” w stylu – a w następnym odcinku… I fragment jakby... Tak, w stylu starych seriali. Pomysł więc jest, wiadomo o czym będzie, albo raczej ja już wiem, więc teraz tylko odpowiadam sobie na pytania „no jak to się stało, że...?” i „dlaczego, akurat tak...?” jak już tego wszystkiego się dowiem to, to zapiszę. I będzie nowa książka. Ot, tak. M.D: Dziękuję za rozmowę. J.J: I ja dziękuję. |