Beata Patrycja Klary
Festiwal poetycki WARTAL 2011 przeminął. Ciekawe, ile wody przepłynęło przez ten czas w Warcie, od której przecież nazwa festiwalu się wywodzi? Tegoroczni goście główni to Joanna Mueller i Roman Honet. Konsultanci przyjaźni, serdeczni, fachowi.
Trzy pytania do Romana Honeta
• Widzisz sens takich festiwali poetyckich, warsztatów?
– Pewnie, że widzę. Gdybym go nie widział, nie przyjeżdżałbym. Wartal jest festiwalem, gdzie ludzie znajdują się blisko siebie. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że blisko siedzą, ale że atmosfera nie jest narzucana: nikt ci nie numeruje krzesła i nie mówi: masz siedzieć tu i tu, mówić to i to, w ten i w ten sposób. Czyli spontaniczność, która nie oznacza wolnej amerykanki ani małpiego gaju.
• Jest sporo takich spotkań w całej Polsce - o czym to świadczy?
– Imprez tego rodzaju nie ma wcale tak wiele. Nie wyliczam w tej chwili, ale może znalazłoby się zaledwie kilka suwerennych, a do tego typu przedsięwzięć zaliczam Wartal (przez "niesuwerenne" pozwalam sobie rozumieć spotkania, powiedzmy, wyłącznie dla członków SPP czy ZLP). Gorzów - bez obrazy - nie należy do największych miast i całe - dla festiwalu – szczęście. Otwiera to przed nim obiecujące perspektywy. W większych ośrodkach (Wrocław, Kraków, Warszawa), imprezy są może reklamowane z większym natężeniem, rozmachem, ale frekwencja jest nikczemna. Przeważnie przychodzą ci sami co zwykle, reszta potencjalnych uczestników korzysta z możliwości spędzania wolnego czasu oferowanych przez wielkie (na nasze polskie warunki) miasto.
• Co ciekawego znajdujesz sam dla siebie w takim spotkaniu z piszącymi?
– Sam dla siebie? Trudne pytanie, ale ważne. Może to, że mogę rozeznać się, jak piszą ludzie młodsi ode mnie, jak widzą świat (a widzą rzeczy, które mi umykają, już teraz, chociażem nie tak stary). Poza tym: spędziłem 15 lat w redakcji pisma literackiego, czyli w miejscu, które dla statystycznego czytelnika jest miejscem dziwnym, porypanym, o istnieniu którego (i miejsca, i pisma), nie ma (przeważnie) pojęcia. Dlatego mówię, że miejsca tego typu istnieją i służą konkretnym celom i konkretnym ludziom. Nawet jeśli owe cele są zawsze niezmienne, a ludzie – nieliczni.
Pofestiwalowe wrażenia Joanny Mueller
– Bardzo lubię prowadzić warsztaty poetyckie - sama uczestniczyłam kiedyś w takich jako początkująca poetka i wiem, jak wiele rzeczy mogą młodym autorom uświadomić, ile mogą ich nauczyć i - co ważniejsze - jak wielu kiksów i błędów mogą oduczyć. Teraz występuję na warsztatach jako prowadząca, ale to nie znaczy, że tylko nauczam - przeciwnie: spotkania z debiutantami lub osobami przed debiutem są dla mnie ogromnie inspirujące, pouczające i odświeżające, pozwalają mi spojrzeć na poezję z innego punktu widzenia, z dystansu. Tak było też w Gorzowie, kiedy odpowiadaliśmy sobie na pytanie "Poezjo, poezjo, cóżeś ty za pani?", a także na - prowadzonych wspólnie z Romkiem - zajęciach o rafach minowych i wehikułach poetyckich. Jedyne, czego mi brakowało (i to jest formuła na przyszłość, warta rozpatrzenia przez organizatorów), to bardziej prywatnych rozmów o wierszach samych uczestników, czegoś w rodzaju konfesjonału, gdzie się omawia teksty sam na sam. Prowadzący są oczywiście po takich konfesjonałach jeszcze bardziej wykończeni, ale w ostatecznym rozrachunku to wychodzi wszystkim na plus.
Co do turnieju jednego wiersza i slamu... Cieszę się, że tym razem najlepsze okazały się kobiety. Nagrodzony jednogłośnie wiersz Agnieszki Moroz o Sylvii Plath zrobił na mnie ogromne wrażenie - w wierszach temat samobójstwa jest dosyć śliski, bo łatwo można popaść w ckliwość, patos i kicz, natomiast nagrodzona autorka rozegrała go w mistrzowski sposób; ze znanych mi tekstów o Sylvii Plath lepszy napisała chyba tylko Krystyna Miłobędzka - zatem brawa dla laureatki!
Co do slamu zaś, to był dla mnie o tyle ciekawy, że w tej formie widowiska brałam udział bodajże drugi czy trzeci raz w życiu. Ogólnie mam do slamu sporo zastrzeżeń, ale tym razem wciągnęłam się w słuchanie, głosowanie i trochę przeszkadzanie. Coś w tym jest, trzeba przyznać.
Skoro Joanna nawiązała do konkursu i slamu, oto wyniki.
Turniej Jednego Wiersza:
miejsce I - Agnieszka Moroz z Gorzowa
miejsce II - Marta Kapelińska z Torunia
miejsce III ex aequo - Beata Patrycja Klary i Krystyna Caban z Gorzowa
Slam na Wartalu 2011:
I miejsce – Eugeniusz Konieczny z Gorzowa
II miejsce – Sławomir Płatek z Gdańska
III miejsce – Piotr Zemanek z Bielska-Białej
Rzeczywiście, odniosłam wrażenie, że owa nieformalność i brak sztuczności (na które zwrócił uwagę Honet) to atuty takiego spotkania. Słuchanie o poezji, o ciekawym wydawnictwie – tym razem „Zeszyty Poetyckie” z Gniezna prezentowali: Jacek Kukorowski i Beata Patrycja Klary - to dla piszących przyjemność. W końcu, znajdujemy się w gronie ludzi lubiących to samo, czyli pisanie i czytanie poezji. Uwolniony mikrofon dla każdego to szansa na zabawę, podobnie jak konkursowe zmagania, które przynoszą dla nagrodzonych nawet pieniądze i statuetki. Jak zwykle – od trzech lat – zawiodła nas pogoda i przepadło czytanie wierszy na forum miasta. Z tego wnioskuję, że za rok czytanie takie odbędzie się na dworcu PKP, a tam już pogoda nam nie zaszkodzi. Może nawet jakaś wystawa zdjęć pofestiwalowych mogłaby się znaleźć - kto wie. Oczywiście, brak indywidualnych godzin pracy z konsultantami (o czym mówiła Mueller) to brak odczuwalny. Nie problem jednak włączyć ten typ zajęć do następnej edycji. Oby tylko Wartal był. |