Kamil Kwidziński „Sezon arktyczny” już w sprzedaży! |
Z posłowia:
Zmiana ustawienia ust
Konfrontując niniejszy debiut na tle najnowszych osiągnięć we współczesnej poezji polskiej (np. Gałązka, Dziwak, Fietkiewicz-Paszek, Sajkowski czy Skonieczny wg klucza jury „Złotego Środka Poezji” w Kutnie) należy podkreślić, że Kamil Kwidziński wyznaczył sobie i czytelnikom nową przestrzeń, gdzie empatia testowana jest z niespotykanym dotąd zacięciem i determinacją demaskacji naszych przyzwyczajeń, małostek, zapożyczonych dykcji. Ta poezja jest na przekór wszystkiemu, często nawet przeciw samej sobie. Jest poszukiwaniem klarowności i nowego języka sztuki, która zdaniem poety przechodzi hibernację, uśpienie, arktyczny sezon. Ratunkiem literackich priorytetów powinien być powrót do idei buntu i artystycznych polemik, stąd gombrowiczowskie motto będące kluczem. Kwidziński nie stosuje uładzonych póz, nie stylizuje się na wiedzącego więcej, na więcej chcącego. Jego zadaniem jest weryfikacja i badanie rzeczywistości, nawet, jeśli jest ona bolesna i samotna. Dlatego w debiucie pojawi się „poetycki skan” otwierający książkę i pierwszy rozdział (świetna, technokratyczna metafora) z góry wyznaczająca poecie rolę. W szerszym znaczeniu ten wiersz (s. 6) można odczytać jako stosunek nie z kobietą lecz współczesną poezją. Wtedy puenta i stwierdzenie „Przepraszam że wyszedłem tak prędko” nabrałaby podwójnego, ironicznego znaczenia, byłaby swego rodzaju poetyckim manifestem, aby nie pisać żałosnych listów i wierszy, aby poezja nie pożywiała się wyłącznie poezją, nie kostniała i tłumaczyła siebie tylko hermetycznym wywodem podstarzałych akademików. Tym ostatnim również dostanie się w wierszu „Wampiryzm” dedykowanym prof. Marii Janion za kształcenie kolejnych, jałowych pokoleń: „nastoletnia strzyga – studiuje sztukę i blednieje / na poddaszu” (s. 18). Jedną z afirmacji Kwidzińskiego jest założenie, że sztuka wysysa dosłownie krew, że flirt z literaturą skończyć się może tragicznie. I tutaj mamy kolejny, mały traktat o poezji w wierszu, który nie wymaga nawet omówienia: „Koniec Poezji winien być... końcem życia” (s. 8). Kwidziński jest zwolennikiem mocnych ciosów, silnych i skondensowanych treści, również w kontekście kulturowym - „To Bosche, smutne Flauberty, skurwiałe Witkiewicze” (s. 10) - ten rodzaj peregrynacji także domaga się walki, ścierania sacrum z profanum. Tej ostatniej poeta poświęca sporo uwagi czyniąc z niej zaledwie intro do ars poetica. Jednym z tropów naprowadzających na wybór wartości poety może być utwór pt. „Listy do przesiedleńców”, w którym Kwidziński udowadnia, że „przesiedlono” nas nie tylko z czasu (młodość, idylliczny świat pozbawiony refleksji), ale również „przesiedlenie” nastąpiło w kulturze, w naszej mentalności i systemie etycznym, przez co piękna oraz mądra konstatacja poety: „Te lądy są nasze, choć morze nas nie chroni, // choć świetlik na przystani pewniejsze życie toczy ” (s. 13). Kwidziński pomimo swojego młodego wieku potrafi być poetą mortis, analitycznym i nieprzejednanym wobec przemijania oraz zapomnienia. Udowadnia to w hamletowskim niemalże „Lewym skrzydle sceny” gdy stwierdza: „Więc śmierć to tylko zmiana / ustawienia ust” (s. 28). Rzadko zdarzają się dziś wiersze pisane krwią. Rzadko zdarzają się dziś poeci umierający poezją naprawdę. Kwidziński choć należy do tego wąskiego grona znalazł w sobie rodzaj ocalenia, własne credo: „dość mamy bycia sobą – istotą, o której nic nie wiemy” (s. 48). Niniejszy debiut jest bardzo udanym poszukiwaniem mądrości.
Tytuł: „Sezon arktyczny” Autor: Kamil Kwidziński
BIBLIOTEKA WSPÓŁCZESNEJ POEZJI "Zeszytów Poetyckich"
NAKŁAD WYCZERPANY |