Marcin Włodarski
Wiersze Krzysztofa Ciemnołońskiego smakowałem jak dziewczynę za dyskoteką – stosunek przerywany. Schodziłem do piwnicy na pogawędki i wchodziłem do domu, by poczytać Ciemnołońskiego. Spociłem się przy tym, nadwyrężyłem system nerwowy, musiałem się nagadać, natłumaczyć. Tego dnia nikt nie miał ochoty na wiersze. Ja tylko skaleczony lekturą „Eskalacji” nie mogłem się powstrzymać, by nie posmakować jeszcze.
Książka podzielona jest na cztery rundy: Cykl roczny, Wycieczki, Gruzja, Urodzaje. Zaczyna się sensualistycznymi obrazami, w których dominuje atmosfera śmierci i rozkładu. Śmierć króluje w tym tomiku, jakby była ostatnią deską ratunku, ale nie wiem przed czym. Nie odniosłem jednak wrażenia, że ma ona mnie nastraszyć.
Śmierć wydaje się tu snuć nie tylko w sensie dosłownym, dotyczącym człowieka. To jakby koniec jakiejś drogi, pewnej cywilizacji, po której następuje kolejna. Miasto nie kończy się, ono jedynie zmienia miejsce.
Człowieka prześladują tu „niewidzialni wrogowie”, którzy czają się w kranach, rogach ulic, betonie. Poecie udaje się nie zanudzić poetyckimi obrazami. Tak pomyślał książkę, że w kolejnych rundach przechodzi do konkretów oddając szybkie nokautujące ciosy. Wymierza je w ludzi, którzy myślą, że żyć mogą sobie spokojnie, dalej zaśmiecać miejski krajobraz, wklejać się w Warszawę, przekazywać jej swój kod genetyczny pochodzący z różnych stron tego kraju miodem i mlekiem płynącego.
trwa wygaszanie starych stacji radiowych
milkną paleniska albo reaktory bledną raporty
szpiegów wbrew szyfrom pokręteł nadgryzionych
gałek numeryczne piski obcych na niskich
częstotliwościach nadawane nie wiadomo skąd
wieczorami dalekobieżne pociągi mkną w ramiona
srogich ziem gdzie na pewno istnieją nieznane
cywilizacje które w gardłach noszą wiatr
(Dalej)
Poruszająca jest też runda pt. „Gruzja”. Spalone domy, ruiny miast i zezwierzęceni ludzie (taka atmosfera). Poeta szuka uzasadnienia takich tragedii, a może nie szuka, może to tak się napisało, bo tak się pomyślało, tak jest?
kiedy widzi jak bomby spadają na gori jest w tym okrutna
sprawiedliwość dziejów płonie miasto które wydało na świat
stalina pomnik przy merii zaraz trafi szlag w pył obrócono
amerykańskie koszary w pobliżu propagandowy billboard
misza i bush w radosnym uścisku
Już ten fragment pozwala nam poznać specyficzną składnię autora. Mocne zagęszczenie, kombinacje ciosów, nie pozwalają na nabranie oddechu. Przerzutnie są bolesne jak trafienie w wątrobę. To czyni wiersze Krzysztofa Ciemnołońskiego potrawą, od której trudno się oderwać.
Czytałem książę poety, który znalazł sposób na wiersze, na opisanie świata takim jakim go odczuwa. To nie jest partia szachów rozgrywana w ciszy pozwalającej na chłodną kalkulację. To prawdziwa walka, w której zawodnik często przestrzeliwuje ciosy, często obrywa, ale stoi nadal. Chyba nie bez kozery autor powołuje się w obrazowaniu ulicy na de Chirico, bo świat w książce „Eskalacje” nabiera surrealistycznego smaku. To jednak nie jest oczywiste. I za ten brak oczywistości podziękujmy poecie.
I jeszcze czytanie:
koma kontra amok
mokre zaślubiny szare fale wisły mosty
jak palce przyciśnięte do ust rzeki której bieg jest wieczny
zmienia ludzi i rzeczy z perspektywy brzegu
ulice w żółtym świetle zakończone cieniem
jak u de chirico wokół neony obrazki z dzieciństwa
pamięta ruchome schody przy trasie w-z
mimo zawieruchy nakręcający się sen
ruchome schody w marriocie ruchome schody
w bogusz center ruchome schody w panoramie
i pnące się po piętrach fontanny ściekające
krople żyletki w rurach aqua parków
bo jeśli budowanie
jest tożsame z religijnym aktem (do kasacji)
i posiada coś co nazwałby siłą komplikacji
to od lat
powraca uporczywe wrażenie że miasto
oparte na kołach zębatek nieustannie zmienia
swoje położenie zacierając miejsca które zaistniały
przed pierwszym garbem kulminacyjnej fali
nachtmusik
centrum handlowe powleczone ozdobnie rżniętym
szkłem ogromna kula po brzegi wypełniona cieczą
windy przeciekają to znak że znaleźliśmy się
pod poziomem wody wszystkie lodowiska na stacjach
metra prowadzą właśnie tutaj miasto zatonęło
płetwale podpływają pod same szyby
wabione sztuczną echolokacją w ich oczach galaktyki
warszawa w mineralnych akwariach to śni się
tylko raz
Krzysztof Ciemnołoński, „Eskalacje”, Wydawnictwo ZESZYTY POECKIE, Gniezno 2011
Polecamy blog Marcina Włodarskiego |