Izabela Chłond, „Perpetuum Triduum” |
Wbrew tytułowi tej recenzji myliłby się ten, który w wierszach Izy Chłond doszukuje się jedynie natchnień wyłuskanych z prawa karnego i cywilnego. W żadnym razie nie byłaby to wtedy poezja, co najwyżej nudny w swoim okropieństwie spis cudzołożników Temidy.
Przykładem wierszy inspirowanych – jak się wydaje – codzienną pracą pani prokurator jest wiersz „Na stole”. Drastyczny, naturalistyczny opis wisielca: „Bruzda wisielcza słabo wysycona, różowa/ jak miłosna malinka.” kontrastuje z unoszącą piękną kodą: „Stopy delikatne, wąskie – każde buty/ musiały stanowić dla niego problem. Drażnić do żywego.”, kiedy to klucz interpretacyjny wiersza biorący się z opozycji profanum-sacrum zamienia się w pradawny, mitologiczny antagonizm dół-góra, kiedy to tylko ci, którzy zdobyli się na odwagę, w ostatecznym wysiłku ekspiacyjnym (pod)rzucali się na podbój ostateczności. Czy to przypadek, że Chrystus umarł wisząc wysoko na krzyżu, a nie na przykład utopiony lub leżąc?
Walka z prawem ciążenia jest tu walką o prawo do ostateczności. Przyjrzyjmy się innym „prokuratorskim” wierszom Izy. Podmiot liryczny – ma się takie wrażenie w miarę czytania „Perpetuum Triduum” – coraz bardziej utożsamia pracę z wysublimowaną obserwacją ostateczności (podobnie zapewne czynią poeci lekarze, poeci nauczyciele, poeci tramwajarze... każdy w swoim zawodzie), i tak w wierszu „Joanna, Katarzyna, Julia” nie tylko trupy, lecz pozornie typowe, trzy niezbyt rozgarnięte protagonistki mają w sobie to coś. Ich zwyczajne, czytaj niekiedy prostackie (dłubanie w nosie, zabawa w kościele komórką) zachowanie ma dla podmiotu lirycznego wierszy głębszy sens. Atmosfera jest bardzo nasycona przeczuciem czegoś większego/ innego w scenkach pełnych codzienności , a dzień spędzony w pracy jest określony jako „zwyczajny,/ ciepły i senny, że tylko ją – jej białe adidasy, niemodne spodnie i/ ściskaną kurczowo, patchworkową torebkę – pamiętam.”. Paradoksalnie coś przemówiło i z nijakości powstał wiersz. Jest więc poetka świadoma swojej samotności, kiedy to twórca może jedynie przez wtórne odczytanie czy to własnego dzieła, czy to za pomocą innych wyrazów kultury, przejrzeć się w tym swoim większym/ innym. Pozornie bezmyślne, po szczenięcemu radosne obcowanie, dostępne głupiutkim dziewczynom („jej mózg – cynaderki w zalewie/ mętnych myśli.”) jest poza zasięgiem człowieka pióra. Przynajmniej w chwili pisania wiersza.
Co może zrobić autor, który odrzuca toporny koloryzm XXI wieku (znany z popularnej muzyki, architektury galerii handlowych i reklam)? Może sam wybierać, jak w wierszu nomen omen „Wybiórczość”. W przypływie sublimacji wybrana zostaje twarz żywej osoby, nawet jeśli to jest twarz żywego trupa, jednego z tych, którzy „niebawem odeszli”, zarazem ten, który realizując katalog ludzkich zachowań „zgubił parasolkę” i „nie przejął się tym”, przykuwa uwagę, jakby dawał się wybrać, czego zmarli nie robią – oni tylko narzucają się.
Ale „Perpetuum Triduum” to nie tylko taniec z Temidą. Czasem Iza przypatruje się swoim bliskim. W wierszu „Meta po falstarcie” przeciwstawia chorującą na zanik pamięci (demencję?) „starą kobietę” – swojej babci, która była już odeszła i z trudem rozpoznaje jedynie najprostsze byty idealne, takie jak „samochód”, „dziewczyna”, „chłop”, gubiąc kontekst. Świat jest wtedy dany i zadaniem umierającej byłej babci jest zabawa w zgadywanie. Kiedy na horyzoncie zdarzeń pojawi się śmierć, nagrodą będzie jej nazwanie, czyli rozpoznanie.
Stąd już prosto do tytułowego wiersza „Perpetuum Triduum”, gdzie protagonistka uczestnicząca w ceremonii bardziej przypominającej czasy pogańskie („W Wielką Sobotę idę, by być świadkiem/ poświęcenia ognia.”) przygląda się z niekłamanym zainteresowaniem młodziutkiemu diakonowi, wymawiając się Starym i Nowym Testamentem. Ciekawa i rzadka scenka religijno-erotyczna: „Tomku, Tomaszku, czy będziesz dzisiaj/ wierny?”. Mimo grzechu pierworodnego, na przekór nadanym nam przy urodzeniu imionom chrześcijańskich świętych, mamy wybór i możemy jeszcze zgrzeszyć. Na szczęście.
W wierszu „Trzcinnada” jesteśmy świadkami interesującego wyznania chłopca/ mężczyzny. Jego przemyślenia dotyczą charakteru społecznego więzi rodzinnych, więzi etymologicznie dosłownych, gdyż dochodzimy do słów więzić, więzienie, tak bliskie końcowej konstatacji protagonisty: „A jednak: jestem sardynką./ Wasze sumienie to hak, na którym wiszę.”.
O nakładaniu się dni traktuje zaś wiersz zaczynający się od słów „Historia twojego ciała”. Warstwy te, pochodzące głównie z dzieciństwa, są zbędne, w tym sensie, że nie ma do nich powrotu, jednak wystarczy spojrzeć w lustro, aby wciąż czuć pod stopami gałęzie jabłoni, na którą się kiedyś wspinało. Z drugiej strony nie da się tych warstw oswoić, patrzenie w lustro powoduje dyskomfort, czuje się przeszłość własnego ciała, aż do momentu jego stworzenia, kiedy to „ zaczęło się tak pozornie, całkiem blado:/ trzy trzysta pięćdziesiąt/ odmierzono w skupieniu jak miarką,/ badano każdy spadek wagi,/ sączono pipetą wprost do ust cenne dekagramy.”.
Mierzenie i ważenie przypominające obdukcję lub sekcję powtarza się w wierszu „Poezja”, kiedy to podmiot liryczny (tragiczny?) zachęca do wzięcia „kogoś na świadka” i zajęcia się „swoim ciałem”, po to, by „systematycznie i dokładnie” zbadać „każdą fałdę”, „zachwycić się ich gładkością”. Po czym następuje rozbicie interpretacyjne i dowiadujemy się, że owym świadkiem może być poezja, która zapytana o to, co widziała, odpowie: „to osobliwy taniec, który tańczysz nago,/ z przymkniętymi oczami, z uśmiechem.”.
Jaka ma być nasza reakcja na ten dysonans poznawczy, kiedy to jesteśmy jednocześnie twórcą i tworzywem, z całym sugerowanym w tytule bagażem wieczności, męki, śmierci i zmartwychwstania?
Czytając wiersze Izabeli Chłond przygotuj się na poznawanie i odrzucanie wszystkich znanych definicji. Należy jednak to robić powoli, metodycznie, warstwa po warstwie, tak aby przerzucając karty tomiku „Perpetuum Triduum”, wiersz po wierszu, czytając, zrozumieć, czyli dojść do siebie. W operacji otrząśnięcia się z dysonansu perpetuum/triduum książka Izabeli Chłond jest bardzo pomocna.
Izabela Chłond, „Perpetuum Triduum”, Wydawnictwo Miniatura, ISBN 978-83-7606-245-7, Kraków 2011. |