Tomasz Pietrzak |
Mikhailovskaya, 13 (Kyiv)
Matuszko matrioszko, matuszko kamienico --- pełnobrzucha, gruboskórna, dudniąca nocą, zmiłuj się nad tymi tu śpiącymi. Matuszko matrioszko, matuszko kamienico --- lęgnio, piastunko, coraz więcej śpi nas w tobie, i coraz więcej nas w twoich oczach. Matuszko matrioszko, matuszko kamienico --- palimy w twoich piecach, wzniecamy żar, ogrzewamy twoje ściany, a ty chroń ode zimy, ode wojen, ode kruków i wron, ode nagłych zaraz i mar. Matuszko matrioszko, matuszko kamienico --- wielkie twoje serce, w wielkiej twojej klatce, pełne bogów i szczurów, dzieci i trupów.
Opcje
I niebo spadnie i trup wstanie i chuj stanie wtedy ---- i będzie koniec świata --- dupnie piorun z Saturna, zerwie się orkan Helmut, poderwą się armie ze snu.
A ty, jak to widzisz? Widzisz coś tam w ogóle?
Że niebo spadnie, że trup wstanie, że chuj stanie wtedy ---- i będzie koniec świata --- zaleją nas wody z Marsa, pochłonie wielka ryba, zabraknie piwa.
A ty, jak sobie to upatrujesz? Wypatrujesz w ogóle?
No niebo spadnie, no trup wstanie, no chuj stanie wtedy --- i spadniemy w dół, to znaczy innym i obcym od góry --- do ich pieczar, w ich paszcze, w pieczeń.
I powiedzą ci po nas; i machną ręką – ech, no nie wiem co to --- trzymając sklepienie czaszki --- coś jakby do czegoś służyło, coś jakby balia na ciepłe powietrze.
Boha strony
Boh tu, Boh tam, Boh picia, Boh żarcia.
A wejrzyj na Afroafrykanków, jak po kitańsku grają ich brzuszki. A zapytaj ino Afroafrykanków, czy owocem smakują rube owocówki? Wejrzyj w chałupy z kupy i siana --- ty, który jesteś, którym jesteś ---- a kuku!
Wiem, gdzie Boha nie ma.
Za to we wsi spasionej wieprzkiem, w kierej pasą się krowy, łoj matuszko tusto --– aże we trzech i pod każdą postacią: w wędzonym dymie, w drewnie, w pierzu ---- Boh Otec, Boh Syn, Boh Duch Światy.
Zwierzątko
Dziękuję, że nie jestem wyszczekaną rybą albo ptakiem mizantropem. Grunt, że nie płazem, który utknął w formie pośledniej, ani gadem, o którym gada się z pogardą. Szczęście nie dane mi być muchą na szybie, ani pająkiem przędącym w tapczanie; ni żującym ssakiem, ni wiszącym kopytem do nieba. Na pewno nie jestem z syluru, czy z kredy, jakiś tam pożal się Boże kopalny, nawet nie za pięć do wymarcia. Nie stroszę grzbietu na widok grzbietu, nie gryzę się w ogon ze złości, nie chowam urazy w piasek, nie daję nura w nurt. Sam się sobie nieraz dziwię, jakie to szczęście w nieszczęściu tak wysoko zadzierać nie trąbę, stawiać nie płetwy, unosić ku górze nie cztery, a jedną parę oczu, mieć w ustach tyle języków i w żadnym nie być wystarczająco mądrym.
Tomasz Pietrzak – ur. 1982, wydał dwie książki poetyckie – „Stany Skupienia” (KIT Stowarzyszenie Żywych Poetów w Brzegu, 2008) i „REKORDY” (MaMiKo, 2012). Za te ostatnie nominowany do Nagrody Literackiej NIKE 2013. Wiersze publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Rity Baum”, „Arterii”, „Toposu”, „Wyspy”, „BLIZY” „Dekady Literackiej”, Akcentu”, „Kresów” i „Odry”. Jego wiersze tłumaczone były na słoweński, czeski, angielski, a ostatnio na hebrajski. Wiosną 2014 ukaże się jego trzecia książka poetycka pt. „UMLAUTY” (Wydawnictwo FORMA). Mieszka w Katowicach i w Krakowie. Przesłane wiersze pochodzą z powstającego właśnie tomu „OBERLAND”. |