Jarosław Trześniewski-Kwiecień |
Fragmenty z nienapisanego listu do Yannisa Ritsosa
„Jaki księżyc dziś wieczór!” Sonata księżycowa. – – Yannis Ritsos
1.
I znowu Akademos wysyła ekspedycje poszukiwawcze tropiąc pod platanami ulotne miłości zakazane strefy Aleksandria daleko trwa wybór następcy Szenudy dziewięcioletnie dziecko ma przypieczętować los mutatis mutandis
2.
zanim umarłeś byłeś wygnańcem na wyspie Yaros i Leros (quasi-Elba i święta Helena) razem wzięte w dwa ognie pod Elizeum sonata księżycowa wieje pustką mistral trwa gdy uciekasz do Konstandinosa
3.
miasto nieczynne lotniska zamykane na klucz z czarnych skrzynek pomarańcze i mandarynki wysypywane na ulicach pełnych przekwitających akacji zewsząd słychać syreny policyjne
syringa budzi driady w noc Perseid
4.
w sierpniowy wieczór nie dosłyszałeś dzwonka dzisiaj zasłania ślad Neila Armstronga gdy już może boso przejść Morze Spokoju
Grünes Gewölbe
zdaje się że jeszcze słychać pomruk bombowców hrabina Cosel przymierza kolejny szmaragdowy naszyjnik kamienie w gablocie drżą (w sztucznym świetle widać ślady potu dawno umarłej kochanki króla) lecą szyby z okien i witraże w katedrze drezdeńskiej w całej Saksonii trwa wielka msza h-moll Jana Sebastiana Bacha alarm dziś ledwo słyszalny gdy wszystko płonie noc z 13 na 14 lutego 1945 roku jasno jak w dzień a sklepienie unosi cały Zwinger na dywanie Alladyna w rok 1978 zaraz po konklawe nie widać błysku fleszy ruskiej zorki klisza orwo nie oddaje pełni koloru jeszcze nie te piksele ani czułość
trwa migotanie przedsionków w pruskiej kamerze
Sonata praska
idy grudniowe szadź lekko dotyka lilipucie domki na Malej Stranie ulom podobne a może makietom (stąd Golem uciekł płynne złoto gubiąc)
ku uciesze tańczącym polkę w przyciasnych butach od Baty aż do dzielnicy Nowe Miasto gdzie stepujący dom naśladuje Jiří Korna
(Fred Astaire tego nie doczekał) przechodnie piją becherovkę doktor praw szuka pod macewą listów do Dory diamentu z Pabianic
Milena mdleje ocucą ją w Ravensbrück wodą kolońską (numer 4711) grając Requiem Dvořáka na zatartej płycie
Chopin w dymku czyli komiksowy tryptyk dla Artura Arturowi Nowaczewskiemu
1. Wrzeszcz. Plac Komorowskiego
może żal, że Janusz Christa nie tworzył w Nowym Jorku albo w Filadelfii. jego komiksy osiągałyby dzisiaj zawrotne sumy na aukcjach. Kajko i Kokosz przebiliby Fistaszka i innych bohaterów kreskówek. wyczekiwani w każdy wtorek i czwartek w „Głosie Wybrzeża”
działali na wyobraźnię małych chłopców z placu broni, między ulicami Dubois i Karola Marksa (dzisiaj generała Józefa Hallera). nie słuchających wtedy muzyki poważnej, ani Chopina, ani wykładów Schopenhauera, między zabawą w podchody a zbieraniem kapsli.
2. Oliwa. Ulica Artura Schopenhauera
na starym willowym osiedlu brak tabliczki z nazwiskiem jednego z członków resursy kupieckiej w wolnym mieście, wiecznie spacerującego w ogrodzie opata. czy wtedy zakwitały magnolie bez nich erystyka zdaje się być jałowa. najczystsze powietrze
wniebowstąpi. co do tego nie ma sporów. mniejsza o szczegóły, przecież nie istniała wówczas fotografia ani stenotypia. bez nich na nic portrety pochmurnego jegomościa z brodą i bakami, a magnolie będą kwitnąć jak kwitły. Pozostaną Dialogi.
3. Warszawa. Ulica Królewska
kończy się warszawski wielkanocny festiwal Ludwiga van Beethovena na bilbordach wielkie afisze: komiks z Chopinem i Schumannem w dymkach zapis rozmowy. Robertowi zdaje się, że Fryderyk naśladuje Ludwiga, ten drze papier nutowy, gubi klucz wiolinowy co otwierał hasło
do sonaty bez nut. i jak teraz maestro zagra, w drodze do metra na placu Bankowym symfonię, co rozlewa się w gorącej czekoladzie Wedla. leci gęsta i aż drży ponad wibracje przejeżdżających autobusów, dudnieniem podziemnej kolei. po wklęsłą kopułę Złotych Tarasów.
Sonata weimarska
niewygodne łóżko, nieświeża pościel tajny radca mamrocze: więcej mi nie przynoście urynałów, czuć wszechobecnym moczem, wilgoć i grzyb na ścianach. kurz się wzbija, zasłońcie
słońce. razi w oczy, aksamitna zasłona. potem powiedzą, że światła żądałem ponad miarę. nie mam aktu zgonu. ciemność napada znienacka jak rekonkwista.
drażni zapach lawendy, szałwii. rosną za blisko okna. budząc natrętne trzmiele, uciążliwe dosyć. włoskiego kopru pięść bije w nozdrza. libido opada na noc. wybucha wulkan
śmierć jest wygodnym raportem z tajnej kancelarii. data tutaj nie jest pewna, gdy zawity termin.
Jarosław Trześniewski-Kwiecień (ur. 1961) - poeta, prozaik, eseista, publicysta, sędzia w stanie spoczynku, historyk. Mieszka w Mławie. |