Wioletta Grzegorzewska |
Pestki
Wchodzę do papierni z koszykiem wiśni. Na stalowej bramie akwaforty siarki, transparent o przyszłości narodu. Naród uwija się nad drewnianą miazgą, trzyma w ryzach jeszcze ciepły papier, który na serio dojrzeje w urzędach.
Nocna zmiana wpełza pekaesów, odbija w datownikach karty pracy. Ojciec na portierni pali papierosa, sinieje nad konsolą, jakby połknął dusiołka. Od tamtego dnia, w którym odkryłam, że jest śmiertelny, między nami upłynął tylko czas.
W międzyczasie
Na Plac Teodora nie doszli już nigdy, a chcieli kupić klatkę z gołębiami. Coś ich zatrzymało przy starej bożnicy.
Na przedmieściu odpustowi magicy urządzali koncert, dyrygując pchłami. Na Plac Teodora nie doszli już nigdy,
minęli składy handlowej dzielnicy, unicki klasztor. Pod mokrymi dyktami kisły rozhowory. Przy starej bożnicy,
zecernie brzęczały od czarnej drobnicy, stukając, wciąż stukając linotypami. Na Plac Teodora nie doszli już nigdy.
Czyjeś lata przepadały na rogu ulicy. Brama wybuchła przed nimi, za nimi? Gdy on ją całował przy starej bożnicy,
w oknach mignęły widma ich twarzy – jak płatki na czarnej, mokrej gałęzi. Na Plac Teodora nie doszli już nigdy. Zawrócili. Przepadli przy starej bożnicy.
Iskry
I życia przybywa jak wiosennej wody Emil Laine
Kształt podobny do jaskółki uczynił tę wiosnę, obudził w rynnach utopki. Poskromiona wueska czekała w stodole na przypływ mocy, na dyskotekę, gdzie letniczki bzykały się z chłopcami
Znowu zabrakło węgla. Ziąb trzymał nas w kupie wokół żelaznego piecyka Dziadek porąbał wszystkie balaski. Babka omiotła progi święconą palmą.
Przewody iskrzyły. Przybywało wilgoci pod tynkiem. Piecyk zrzucał patynę. Pierzyna zapachniała wiatrem. W niej kotłowały nieopierzone lęki.
Ile jeszcze musi przelać się tej wody, abyś odżył po kłótni z pijanym ojcem, gdy kształt podobny do jaskółki spadł z dachu, zahaczając o transformator.
Zwijanie Niesiemy dojrzałe makówki. Tyle fioletów w rękach.
Szeleszczące klepsydry przesiewają nas pod koniec lata.
Nasz dąb-pupilek jeszcze się trzyma skarpy.
Mrówki zlizują słońce z wapiennego gruntu. Zwijają się podziemne rzeki – Nic tu po mnie – mówi dziadek |