Genowefa Jakubowska-Fijałkowska prezentacja |
Sen (Foto Agnieszka Sitko)
nocna koszula rozciętą od kolana z lewej strony w dół wchodzisz w sen prawą stroną nocy
budzisz się naga na plecach (połykasz złocistą ćmę w otwarte we śnie usta)
pies liże łapy po świeżej krwi
sen dalej ci się śni (w którym nie ma wschodu)
łóżko z Ikei za szerokie dla ciebie jak morze (on śpi sam na Manhattanie)
skórzana kanapa przewraca się na lewy bok spadają ze ściany fotografie
książki zegary
sąsiedzi dzwonią na 997
rano się budzisz pies liże twoją zamkniętą powiekę nie pamiętasz nic
Mucha
osiemnasta dziewięć: zaczęła chodzić po moim łokciu
osiemnasta dwanaście: była przy dużym palcu lewej ręki osiemnasta czternaście: szła przez najbardziej niebieską żyłę mojej dłoni
potem na kubku z herbatą przeszła cały krąg ratuję ją (wypijam łyk)
przysiada na biurku piłuje skrzydełka (może chciałaby się kochać)
zapaliłam iguana dym ją dusi wróciła do kubka dopijam po niej następny łyk
kurwa w końcu się utopi
wtedy dopiję resztę herbaty
Strony świata
poszłam na zachód zapomniałam gdzie ty z papierosem (na północ południe wschód gdzie nigdzie nie ma strony)
może zostałeś na ławce (reszta to miraże całe landrynkowe niebo nad miastem )
gdybyś mnie dotknął stałabym się kołem na chwilę
wcale
gdybyś mnie dotknął stworzyłabym cię i dała trzy ciała Buddy
(potem rodziłabym następne Marie Magdaleny albo węże)
a grzech stałby się ciałem
Dziewczyna w oknie
jest ciepło (jak to bywa czasem w połowie sierpnia) siedzisz w otwartym na oścież oknie patrzysz gdzie nic nie widzisz (może kwiaciarnię Magnolię ale nie jestem pewna)
spadasz między jednym a drugim wierszem wcale nie słuchasz
(patrzysz że leżysz na bruku jak fortepian spadły ci słoneczne okulary których nie noszą fortepiany)
znowu się wznosisz między jednym a drugim wierszem o niczym uśmiechasz biało jak z kości słoniowej klawisze
do nikogo
(nie wiem kiedy to się stało) znowu jesteś w wojaczkowym oknie na pierwszym piętrze
( nie miał szans z tego miejsca się zabić)
mało nas tragicznych poetek umierających młodo
(co najwyżej na serce albo z kamieniami w kieszeni rozdętego wodą płaszcza albo w piekarniku bardziej dla mężczyzny niż wiersza))
starość za późna i śmieszna na głupią śmierć (po tabletkach nasennych)
Klawisz poeta
co ty z nimi robisz że podgryzają sobie żyły w kiblu tną paznokciami nadgarstki tak płytko że nie mogą umrzeć
(a chcą niektórzy)
pastą do butów smarują dłonie twarze krocza pierdolą to wszystko niech płonie na nic się już nie przyda
gry więzienne trwają (poza zielenią poza poetą pijącym piwo)
ci co siedzieli co siedzą co będą siedzieć (co nie będą siedzieć poprawni w porządku publicznym i prawnym)
jebać ich niech piszą wiersze (blondynki po resocjalizacji też)
w sufit w celi patrzą i rezają somara ocipieć z tego można udziugać się zarajać aż do serca
walnąć w kimę gdy będziesz im czytał znowu swoje wiersze
twoja kobieta nic o tobie nie wie
oni wszystko
Rumunia jadąc i wracając
do Rumunii na Wesoły Cmentarz do Sapanty
przygotujcie dziewczyny wierszyki gotowe żeby nie pomyli wam epitafium co która robiła i z kim czego nie miała co chciała nie dostała
czego nie dała nikomu i nie da
zabierzcie ze sobą przebarwienia skóry solarium dezodoranty podpaski chusteczki higieniczne intymne depilator
(wibrator)
nie płaczcie na Wesołym Cmentarzu nie bójcie się o zmarłych nie mówi się źle
zabierzcie dużo wina albo zielony absynt ( nie zapomnijcie o zapałkach i łyżce trzeba podgrzać)
jak nie palicie to zapalcie papierosy w Rumunii i zatańczcie ze sobą czule długo na zawsze
albo osobno rozbijajcie pełne piwa butelki
i osobno tańczcie
Matka święta kotów
Joanna matka kotów Łysych Pęcisławów i innych w języku obcym i polskim
kto wie kto to jest Geiger kot albo Abraham Geiger z Frankfurtu nad Menem nie kot
albo Hans niemiecki fizyk Żyd (cząstki alfa prowadził przez złotą folię złote słońce księżyc złoty który odmieniał się siedem razy do bomby atomowej)
przecież tego (cząstek alfa przez złotą folię prowadzić) nie mógł Geiger kot Joanny
ani dachowiec żaden ani rosyjski niebieski japoński długowłosy czy syjamski
żaden wszystkie koty świata nie zbijają ludzi
polują na myszy łapią w locie ptaka światło świętojańskiej nocy
raz w roku kwiat paproci
Kochanka poety
kochanka poety zabiera mu wszystkie oddechy jęki słowa poematy pieśni (fraszki też sonety wzniosłe ody hymny)
kwiaty lipy żeby pod nią nie siedział nie wymyślał znowu jakiejś Urszuli Fausta cyrografów własnej śmierci zwyczajnej przed śmiercią swojego kota
(chciałby umrzeć w Wiedniu)
po prostu Małgorzata w czarnym płaszczu biegnąca w pole maku pod górę z góry lekka płatek biały płaszcz czarny osobny
biegnie jakby była przed nią wielka Missisipi i białe pole bawełny
pręgi słońca tną jej niewolników w plecy
jej białe łydki dziecięce miękkie różowe stopy
(dziewczynko masz zimne w nogach paluszki ) |