ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Maciej Melecki

OPUSZCZONE STRONY                                                        

W cichym jazgocie niepewnych nawoływań

Najbliższe miejsca ulegają wypatrzeniu i znikają przed tobą,

Jakbyś już kiedyś w nich żył, lecz w pewien sposób nie miał

Ich na uwadze, i teraz już jesteś na pewno obok garażu,

Chodnika czy bramy parku, bo przechodzisz mimowolnie

W stan wzmożonej płynności, wyciekając komuś pianą z pyska.


Szczerość jak jutrzenka pleni się za plecami nieba,

Będąc już bardziej rzeczą, i niczym wyszczerbiona cegła w murze,

Podawana jest z rąk do rąk, i goni każdego, kto do niej przywarł,

Aby wreszcie zaczął iskać swoją czeluść w tym piżmowym

Rozproszeniu, któremu tak podlega,

Siadając na jego skrzydle obranego kierunku, by w zanurzeniu

Spoglądać na wszystko skośnie i niepewnie. A wtedy,

No tak, aż po wygięty w czubek horyzont zawiało osobami

Bez myśli o końcu, i każdemu, kto wirował w tunelach

Swojego odejścia jak żeliwny opiłek, przychodziło nagle

Zastąpić siebie gotowymi formułkami, bo uchodził z niego


Ostatni gwizd chwilowego szczęścia, w okamgnieniu wybitej

Poza przyziemną orbitę gwiazdy nie dającego się znaleźć

Celu, owej kropki tej przygodnej poniewierki między rupieciami

Strachu i śmiechu. W siennik snu zapada teraz koniec nietutejszej

Drogi. Parująca z morskiej wody sól kamienieje niczym szept

W uchu przyłożonym do podłogi. Martwa sekunda wychodzi

Ci naprzeciw, i, dzięki temu, nie pomijasz nikogo, kto

Zawziął się, żeby tę strunę czasu przeciągnąć poza jego gryf.

Ten kto ma przyjść i tak przyjdzie. W loteryjce

Zasnutej gazą milczenia rozmowy przy stoliku, w kącie pękatej

Sali, zabraknie tylko cienia i ta obręcz potoczy się jeszcze

Długo, nim znajdzie się na każdym, gdy pokład jego ciała

Zostanie przekazany w chciwe zaświaty ósmego dnia stworzenia.


Żyliśmy więc w czasach żałośnie niemrawych, szybko

Prężących swój lichy tors, patrzących oczami studni, aż po

Ostatni szczebel drabiniastej drogi, czasach gromkich

Od biegania wokół swej przetrąconej osi. Nie dobrani w tym

Małonośnym rozmiarze, utknęliśmy jak wskazówka na

Wytartym cyferblacie, bez wyraźnego przechodzenia przodu w tył,

Będąc wciąż zapowiedzią dla tego, w czym przyjdzie się

Ostatecznie nurzać, ogarkiem dla chochlika zostawiającego

Nam niewidzialny, bezwonny ślad. Zjedz tedy śledzia w

Ostatki, i może jeszcze raz, zanim będzie trzeba po raz

Ostatni, bo potem rozwidlony koniec, i zejdź do środka

Przez niedostępny dla klatki światła korytarz, jakby miało to być już.

 

 

WYDZIELENIE

 

Coś musiało się kończyć w kulisach tego dnia,

Skoro zakończenie było wiadome już u zarania wielu

Miesięcy, tak płynnie spełzających z obręczy

Trzymających cię w lotce pośpiechu, gotowaniu się na wszystko,

Że nawet światło wypruwało swe ostatnie włókna z

Niemo wpatrzonych ust, ulatując w smutnym dymku pary, którą

Dały się pokryć wszystkie zamieszkałe w lustrze odbicia,

Więc nie miało chyba sensu to dalsze scalanie,

Ugniatanie w lepką śnieżkę tych śnieżynek. To bardziej


Przypomina czekanie na nadzieję nadziei, choć nadzieje nie

Materializują się dzięki czekaniu. Byłeś poszlaką dla tych,

Którym obiecano mannę, byłeś tego promieniem w tej

Przyziemnej zawierusze, gdzie bieguny każdego dowodu rozchodziły się

Poza widzialne krańce, z domniemanego zakresu wchodząc w kres

Zgadywanki o tym, co stanie się dalej, jeśli rzeczywiście dalej

Miało coś bić i skrzyć, potrzebując stale szerokiej czaszy

Czasu, która opadałaby jak nasiona dmuchawca, rojnie i gęsto.

Niepotrzebne są więc żadne równania.

Nie mając gdzie się podziać, zatamowany, puszczasz ciągle, od

Momentu pierwszego zawahania, swoje oko, dajesz

Porozumiewawcze znaki każdemu, kto jeszcze cię zauważa, zawieszając

Się na cętkowanej linii sekund, żeby nie łechtała ci stóp

Owa jawna przepaść, którą dają ci te wszystkie ściany, schody,

Sufity, podłogi i dachy, bo na żadną otwartą przestrzeń

Nikt nie jest gotów, biegle zabiegając o swój skromny czyściec

Miejsca aż do ostatniego gwizdka żywota, w tak słonecznej

I obfitującej w niespodzianki jamie, jamie twego kolejnego

Dnia bez reszty i szansy na nowy wymiar odnowienia,

Bezcielesnego odżycia po raz wtóry. I te chwile są jeszcze


Tutaj? Mieszanki cyjanku i potasu, o malinowym

Podniebieniu. Podcięte niczym odbity blask, zasuszone jak koralik

Wilczej jagody, owe jaskółki przygniecione zbyt szybkim manewrem

Odległej jeszcze burzy. Mieściłbyś się w tym perspektywicznym

Bagnie, ale nie masz czemu oddać się do przymiarki. Twoją

Miarą jest twój bezlik. Twoje cienie nie mają gdzie pierzchać,

Podają się więc za cudze, stłoczone w oddechu na końcu

Jego dyszla, i anonimowo zagradzają dostęp do wszystkiego,

Czego nie możesz odwlec i przeniknąć jak natury tej rachuby.

Kiedy znajdziemy się w twoim położeniu, będę cię pilnie

Nasłuchiwał, i z najdalszego zakątka szarych sfer w niebieskie

Się przeczołgiwał, by zalec w przydrożnym rowie mlecznej drogi,

Na początku każdego głodu mając jedyne wyjście poza to

Płaskie przyciąganie, które i tak nie skupi żadnej ułudy w

Najpospolitszą, kryształową kulę. Nic bowiem nie daje za wygraną,

Kapitanie, więc jeśli to miałeś w zanadrzu, spotkamy się w

Porzuceniu krytycznych mas, w bezdenności stopniowalnych zejść

Na bose plaże każdego ze snów, prym wiodąc w obniżaniu

Poziomu jasności, gdyż tylko tak szmuglowane racje nie

Ocierają się o pewność, co staje się niewymienialną walutą,

Nie zachodzącą przyczyną dla następnych przeniesień w rosnącą

Szramę coraz prędszego wytracenia, przyciąganiem przyciągania,

Zbyciem bycia, ażeby odrzucenie nie zaznało w nas granicy.


 

ZAWIESZENIE

 

Swobodny przepływ niczego w coś, przepływ i prędki tego

Przemiał, odpadki głosów, wydłużone profile cieni, stan dnia, osad,

Który ścierasz i przyjmujesz. Tylko tak, tylko nie. Nie za bardzo.

Ciemniejsze i jaśniejsze punkty spoczynku. A wtedy

Sparowane gestem wieści. Jeszcze jeden komunikat. Jeszcze

Jedno polecenie. Nie wykonanie niczego, zaniechanie pełne,

Postać przyjęta w serpentynowej akcji snu, postać pierzchająca.


Pora i czas wciąż w jałowym biegu. Niepoliczalne, bez miarowe,

Zmięte jak pakuły, gdzieś w kącie, bezgłośnie, wyszczerbione i

Matowe. Potem szyba. Potem odbicie. A potem pozostanie

Samemu, na kwadratowej, wielopokojowej powierzchni, jakby

W krystalicznie przezroczystej zamieci, wirze osuszanym

Wyziewami z ulicy, przez otwarte okna, wentylacyjne

Kratki, w warstwie poranka schnącej jak wiór, by potem


Mieć już tylko kolejny mur. Bez znaczeń, bez przewagi racji,

W utraceniu, przeniknięciu trzaskiem, jak na jakimś usypisku,

W osunięciu nie tylko pory czy kierunku, osunięciu

Trwałym, bezdennym, przepastnym jak haust mrozu w

Narożniku śliskiego mroku, aż po wykrot losu, po jego

Ostateczny lot. Migot, i na tym koniec. Kłapiące usta, próba

Dorównania mantrze zdrad, próba wydostania się poza jakby


Obwód domknięty krokiem, oddechem coraz bardziej wąskim,

I tasowanie się planów, ustalonych w nich podziałów,

Kolejności ruchów, całości mającej przynieść plon tygodniowej

Pustki, kawałków potarganych szmat. Kto widzi, ten nie

Patrzy, widzi i idzie. Idzie, lecz nie wie, gdzie stanąć.

I tak w kółko. Bezbrzeżny pat. Tasiemcowy odwrót. Pole pozbawione

Bruzd. Dziurawy dach, stękające schody, ściana obłupana

Z tynku, ceglany ciąg, a w górze domknięte okno, oto


Taki tego świat, zamieszkały przez widma rzeczy, skośny

Niczym strych. Tysięczna odmiana tego samego. Niby lato,

Choć ten sam chłód. Tam są już wszyscy. Tu pozostali

Nieliczni. Odmiana, dzięki której nie jesteś na sekundę sam.

Serie szturchnięć i dźgnięć, pobudzenie zaniku, otrzeźwienie

Ustania, niejako i nijako. Więc co? Co innego? Zawieszenie

Spiralne, w kokonie szumu, nachodzeniu się ścian, przy

Parapecie, na wprost zetlałych drzew. Utkwiony i pochylony.

Jeszcze jeden krach. Kolejna runda po nic. Dalsza runda po nic.

 

 
Copyright 2023 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin

Akceptuję

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Serwis wykorzystuje pliki cookies m.in. w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę.

Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i Regulaminie.

Twoja prywatność jest dla nas ważna

Właściciel serwisu gromadzi i przetwarza dane o użytkownikach (w tym dane osobowe) w celu realizacji usług za pośrednictwem serwisu. Dane są przetwarzane zgodnie z prawem i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przetwarzanie części danych może być powierzone innym partnerom.


Przetwarzanie danych

Polityka Prywatności

Zmień ustawienia ciasteczek

Bezpieczeństwo w Internecie