Artur Fryz – prezentacja |
światło w lustrze
światło nie płynie z oka ono w oko wpływa Ibn al-Hasajm musiał użyć lustra aby udowodnić że tak jest
upływa tysiąc lat odkąd o tym wiemy i próbujemy wciąż szczerzej w to nie wierzyć
lustro pochłania nas ciągle jak płomień owady
drewniany
guzik na chodniku przypina mnie przez chwilę do tego czym jest chwila
idę rozpięty
u optyka / dobieranie oczu
stanisławowi grochowiakowi
– z jakiego dystansu stroma ścieżka z czymś na kształt znaku dodawania na końcu przypomina panu kreskę ukośnik podkreślnik myślnik dywiz łącznik do łamania słów w środku podawania dalej kropkę? . . . – a kiedy pan zamknie oczy?
trzy szczyty stoją nad tym światem
za Bernezem Tangi
sterczący sutek wezbrany kutas szczyt ostrza kosy
weronika
– czemu tyle czasu poświęcasz na prasowanie mojej pościeli moich koszul pozwól mi zrobić to za ciebie – złościłeś się – nie wiedziałeś że przez te lata uczyłam się dotykać nieobecności twego ciała…
za krótko
reklamacja sukienki
była droga ale długa i uwodziła tak szybko się wstąpiła teraz licha i krótka i jezu już cuchnie ta droga
gdzie postawić przecinek?
dlaczego tyle tu skreśleń po kropkach?
i nie ma wielkich liter to znaczy jeśli są to z innej strony przecinek idzie stąd gdzie mnie i ciebie nie ma
ślady sarnich kopytek na śnieżnej przesiece zobaczona nagle mewa linii łączącej uda i pośladki
księga czekania
chodzę jak wahadło obok wyjścia
przy krawężniku linia piasku zbutwiałych gałązek papierków i kamieni resztek liści i papierosów zgniecione chwile odjęte od ust bez słowa
w zgorzelcu w goerlitz
dom jakuba boehmego splądrowała rzeka to coś co nie ma gruntu nie wspiera się na czymś nie ma koryta wytyczonej drogi coś co nie jest granicą choć granicą bywa coś co nie jest czymś nawet lecz co w nicość wpływa
szliśmy nad tym
bulwarem mostem nas nie było tam przecież choć ktoś po drugiej stronie nam oddawał zostawiony na stoliku kawiarni aparat cyfrowy ocalałe piksele chwil na chwilę
tuż obok ciebie moje splądrowane ciało czułem jak rzeka tasuje mi pamięć jak wymazuje nasze imiona z kamieni
światło nas niosło języki chrupały jak świeżą sałatę z parmezanem z fetą
ungrund bezdeń bezpodstawne ruchome źródło
fetowaliśmy krótkotrwałe zwycięstwo niemożliwego
piwnice i parter domu boehmego suszyły dmuchawy
postanowiłem postawić kreskę pionową nie ukośnik ani przecinek w tytule tego wiersza pomiędzy nazwami zapisać to postanowienie gdyż nie było takiej kreski w systemie dostępnych znaków więc postanowiłem zostawić miejsce poprosić wyobrażonego czytelnika aby w swoim egzemplarzu nie istniejącej książki z tym wierszem dostawił znak swój długopisem piórem ołówkiem paznokciem czym zechce
opowiedziałem ci o tym
pionowa linia na twoim czole rozpłynęła się złagodniała
zaglądaliśmy sobie w oczy w których płynęła rzeka zabierając ze sobą wszystko prócz bezgranicznego
i suszyły się piwnice domu boehmego i sklejone ze sobą nazwy nysa neisse i to nasze nie nasze bycie razem nie bycie i niemieckiego szewca wielka tajemnica i mickiewicza zdania i uwagi
i w słońcu września kruszały granice
stając się niczym kształtem który jest wolny od wszystkich innych rzeczy
ciosanym światłem nurtem rzeźbą w ruchu
płynęła przez nas neisse nysa
2010 |