ZeszytyPoetyckie.pl
  • WYDARZENIA
  • DEBIUTY
  • KRYTYKA
  • POEZJA
  • START
Mateusz Grzeszczuk

Patpong

 

 

Ostrzegam, że to wiersz dla pieniędzy

 

przygotowałem wszystkie alfabety czcionki

wielkości Gwynn, Beyer, Aspazja.

 

to będzie mój pierwszy wiersz i jedyne zajęcie

od którego robi się lżej

 

kiedy przez pół szóstego dnia miałem w sobie

wielki bak spermy filtrowany przez przeciwność

 

i rezygnacje z drugiej połowy życia.

 

 

 

V-Jay Day

 

 

Jane niechętnie ubrała się w pielęgniarski fartuch, wtedy ja

założyłem mundur marynarki wojennej. Stanęliśmy w długiej

kolejce i czekaliśmy na wyjaśnienia.

 

Przed nami sznur zupełnie obcych, niewinnych kobiet i pseudomacho.

Przychodzili w brudnych, przyciasnych ubraniach, wyjętych niczym

z pierwszego salonu odzieży zużytej codziennością.

 

Miałem na sobie wojskową czapkę,  Jane białe buciki na niskim

obcasie. Nagle do głowy przyszła mi myśl o pocałunku,

który krył tragedię, jej i wszystkich ludzi wokół nas.

 

Chciałem krzyczeć, jednak nie mogłem zrobić z siebie wariata.

Wystarczyło podnieść lekko twarz, pokazać pieprzyk

i bliznę na prawym policzku. To ja byłem wszystkiemu winien.

 

Jane także milczała. Czuła się jak pierwsza kurwa Times Squere,

a wystarczyłoby przecież podnieść twarz, pokazać naszyjnik

po matce i pierścionek zaręczynowy ode mnie sprzed paru dni.

 

Wyszliśmy z biura redakcji, wykreśliłem nas z listy potencjalnych

szczęśliwców Eisenstaedta. Jane przemykała ulicami jak najdalej

tego miejsca, a ja chciałem tam wrócić i dalej całować ją tak jak kiedyś.

 

 

 

Sexton

 

 

Na Jamaica Plain znalazłam Twoje dzienniki z rysunkami

pszczół, mostu na Chareles i Scollay Square.

 

Świat nocą też  jest sparaliżowany, a my spotkamy się

za jakiś rok, wsiądę do samochodu i odpalę w radio

 

nasze Live or Die. Odwiedziłam psychiatrę, tego samego,

co zapisał nas na kurs i znów tłumaczył mi, że słabi

 

mężczyźni mają kochanki. Zapomniałabym wspomnieć –

dzieci nie jedzą śniadań, zasypiają przy zgaszonym świetle,

 

z przyzwyczajenia przy otwartym oknie. Wracając do tego lekarza –

dyskutowaliśmy po raz kolejny, czy sen ma cokolwiek wspólnego

 

ze śmiercią. Wyśmiał moje wszystkie miesiączki, a na koniec

zakazał mi masturbacji, co przybiło mnie najbardziej.

 

W domu prawie nic się nie zmieniło. Kupiłam tylko nowy piekarnik,

na ścianach powiesiłam prowokacyjne zdjęcia. Nie bywam tam

 

zbyt często, bo dotychczas tylko osiem razy. Bowiem łącznie już

trzeci tydzień uciszam domy wariatów, a jak już zdarzy się okazja

 

to piszę... Tak jak teraz Sylwio, tak jak teraz. Dobranoc.

 

 

 

Kahlo

 

 

Jeden dzień z życia Fridy, to znaczy między szóstym,

a siódmym lipca był także moim dniem, który budził

 

niedosyt i byliśmy pewni, że wciąż nas nie ma i nie ma.

Rankiem pokazałem jej jak oddycham, ona zapisała to

 

w dzienniku kartek bielszych niż sen. Później wysiliśmy się

na istnienie i padło sakramentalne „co dalej?”

 

Pokazała mi dom z niebieskimi ścianami, kolczyki od Picassa,

krzyknęła Viva la vida! Wyłączyła wszystkie światła,

 

zasłoniła okno i pod pozorem ciemności cykała farbowane flesze.

To był nasz pierwszy autoportret. Pierwszy i ostatni. Zniknęła.

 

(Krótko? Ja też czuje się rozczarowany.)

 

Rozstania nie są spisem rzeczy z cyklu „nie deptać”, więc

szukałem jej jeszcze na klatkach schodowych w folkowych,

 

kanciastych domach wypełnionych gliną. Znalazłem tylko

dziennik i wklejone zdjęcie. Pamiętam dopisałem coś w stylu:

 

„Frida, wiersz, ja lubię Cię jednak mieć pod językiem,

Frida, wiesz, ja  cały czas żyję z autowierszy”.

 

 

 

To naprawdę nie wymaga korekty

 

 

Przed przeczytaniem wiersza nie pomyślałeś

ile między nami niezałatwionych spraw.

 

Bezlitośnie rozkładam ręce, nie powiem

jesteśmy kwita, choć co dzień boimy się

 

i umiera nas coraz więcej.

 

Czytaj. Tu mogli zgwałcić Twoją żonę po raz

pierwszy, w tym miejscu wpatrywałeś się

 

w uliczną klepsydrę ponad chodnikami,

wykorzystując fakt że pijemy. Wierzysz?

 

Czytaj. Tu miałeś stracić kończyny, w innym

miejscu żyłeś jakby za szybą słów

 

powielaną tylko jeden raz.

 

Żaden z języków nie będzie wiedział,

co się teraz stało, jakie dzisiaj otrzymamy

 

imiona. Tacy ludzie nie mówią do siebie, 

stawiając więcej przecinków aniżeli wyrazów.

 

Ty też nie wymagasz korekty.

 

 

 

Mateusz Grzeszczuk (ur. 1992 w Chełmie) – poeta, publicysta i społecznik. Student dziennikarstwa KUL. Autor dwóch zbiorów wierszy Z brakiem czasu (2010) i Anatomie (2012). Publikował m.in. w „Dworcu Wschodnim”, „Studni Kultura bez dna”, „Salonie Literackim”, „PkP-zinie”, „Skafandrze”, „Nestorze” i „Egerii”. Laureat kilku konkursów poetyckich. Związany z Chełmską Grupą Literacką „Lubelska 36” i Stowarzyszeniem „Praski Salon Literacki”. Z zamiłowania aktor, kabareciarz, zaangażowany w skauting. Na co dzień publikuje na portalu liternet.pl. Pomysłodawca i twórca Chełmskiego Festiwalu Przestrzeń Literacka. Pracuje i mieszka w Lublinie.

 
Copyright 2023 | ZeszytyPoetyckie.pl | Redakcja | Mapa serwisu | Regulamin

Akceptuję

Ten serwis wykorzystuje pliki cookies

Serwis wykorzystuje pliki cookies m.in. w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę.

Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i Regulaminie.

Twoja prywatność jest dla nas ważna

Właściciel serwisu gromadzi i przetwarza dane o użytkownikach (w tym dane osobowe) w celu realizacji usług za pośrednictwem serwisu. Dane są przetwarzane zgodnie z prawem i z zachowaniem zasad bezpieczeństwa. Przetwarzanie części danych może być powierzone innym partnerom.


Przetwarzanie danych

Polityka Prywatności

Zmień ustawienia ciasteczek

Bezpieczeństwo w Internecie