Kalendarium „Zeszytów Poetyckich”: Józef Baka |
Dzisiaj, 2 czerwca, mija 237. rocznica śmierci poety późnego baroku, Józefa Baki herbu Masalski Książę III. Poeta urodził się 18 marca 1706 lub 1707, zmarł 2 czerwca 1780 w Warszawie. Obok Benedykta Chmielowskiego, Elżbiety Drużbackiej i Jędrzeja Kitowicza jeden z bardziej znanych przedstawicieli kultury czasów saskich i wczesnego okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Wiersze Józefa Baki
Z tomu: „Uwagi śmierci niechybnej”
Do czytelnika
Panuj świecie! Nim straszna grobów pani Aktem tragicznym twoje serce zrani. Nietrudno, wierszów prawda dowieść może, Kserksesów perskich śmierć zmogła i zmoże Aleksandrów, by nowych Pompejuszów, Wielkich Datisów, Belizaryjuszów, Emilijanów lub Milcyjadesów, Rzymskich Fabijów, w taż dzielnych Narsesów. Jej moc, wielmożność bez granic panuje! Silna potęga śmiało rozkazuje. Ta szybko płynie za bystre Sekwany, Elby, Aluty, Sabaudy, Rodany. Fortuny z życiem wydziera na wschodzie, Atlantów łamie silnych na zachodzie, Najdzie każdego w odległej Afryce, Jedna państwami włada w Ameryce.
2-do Cale widocznie jej rząd despotyczny Musi podlegać prostak, polityczny Nie trafi z nią się doktor dysputować, Ani filozof w kontr argumentować, Niech się nie schroni w Sardyńskich Turynach. Ani się skryje Węgrzyn w Waradynach, Francuz w Paryżu, a Hiszpan w Madrycie, Wszędy doścignie śmierć jawna, choć skrycie. Zblednieje orzeł dość czarny, dwugłowny, Harpokratesem stanie, kto wymowny. Nie skryjesz się, najmilszy Polaku, Na wyższych Tatrach, na górnym Krępaku, Wszędy doleci śmierć bez skrzydeł ptaka, Chwyci w swe spony Litwina, Polaka. Ta prawda wierszem tu jest wyrażona, Na dusz pożytek światu otworzona. Czytajże chętnie, miły czytelniku, A śmierć uprzedzaj cnotą, katoliku.
Uwaga śmierci wszytkim stanom służąca
Rzadki Feniks, rzadsza w świecie Dobroć rzeczy: jak w komecie Umbr szlaki, złe znaki W żywiołach i ziołach.
Co śmierć wróży jak kometa, Saturn, silny dość planeta, Do sporu odporu Nie najdzie, gdy zajdzie.
W życiu jęczym: ach, niestety! Szczęście, honor, nie bez mety: Bez chłosty dzień prosty Nie minie, śmierć słynie.
Pożegnał się ten z rozumem, Kto świat sławił świateł tłumem, Kto ceni, lub mieni Śmiecisko, świetlisko. Że tu dobrze, mało wiele, Chyba świadczy mądre cielę, Kto uczył, nie skuczył Sam sobie w złej dobie.
Z Pisma wiecie: źle na świecie! Życie wojna niespokojna. Ciało kat, świat psu brat, A zaś bies zły to pies.
Czy czujemy, nim zaśniemy, Czy pijemy, czyli jemy, W grach, radach, bryga[d]ach Turbują, katują.
Ej, do nieba nam potrzeba! Tam pokoje, słodkie zdroje, Obłoki w potoki Obfite, zakryte. Świata okrąg krętna cyga Nędzna, szczupła jako figa: Do nieba potrzeba, Ta meta zaleta.
Nie nasyci świat pigułka, Skruszy zęby twarda bułka. Kamieni nie mieni W bażanty, w alkanty.
Bied, plag, płaczów świat jest skrzynia, Coraz chorób, szkód przyczynia Zamczysta, nieczysta; Na koniec śmierć goniec!
Starym uwaga
Mości Panie weteranie, Dość świat szumi, nim ustanie: Z tych szumów rozumów Nabądźmy, nie błądźmy.
Młody może, stary musi Bryknąć, bo go kaszel dusi: W tym leki z apteki Nie radzą, ba! zdradzą.
Mój staruszku przy garnuszku Darmo zgoła warzysz zioła. Nic piwko choć z śliwką! Na dziady pasz rady.
Wybacz, proszę, że cię bodzę W pospolitej wszystkim drodze Twój łubek, pałubek Zawlecze, uciecze.
Zamiast konia śmierć pogonia. Kijek w ręku, ty bez łęku I oklep, gdzie twój sklep Pospieszysz, ucieszysz
Sukcesorów nie bez sporów. Srebrnej rosy złote włosy Poczubią, cię zgubią, Jak ścierwo Rozerwą.
Raz zapłaczą, stokroć skaczą, Że już trupa cna chałupa Nie widzi, bo zbrzydzi, "Won gnoju Z pokoju!"
Cała płata, tam do kata! Stare grzyby choćby ryby Pożarły, potarły. Brząk łuska, nie łuska!
Złota siatka ta im matka I ciotulą. Precz, babuło! Trzos bratem z Eufratem. Pieniążek to bożek.
Panie łysy, tyś od misy Pierwszy w groby, Do żałoby: Peruka oszuka, Na włosy są kosy.
W oczach mary, okulary Śmiało stawią, nie zabawią, Za czasek już w piasek Zdrobniejesz, spróchniejesz.
Starość stęka! bo w niej męka Nieustanna: kasza, manna, Choć żuje, nie czuje Posiłku w lat schyłku.
Kwaśna mina i ponura, Dziad nie stąpi bez kostura: Śmierć wita, z lat kwita! Motyka spotyka.
Starzec ślepy oraz głuchy, Słaby z nosa spędzić muchy Wszak zgoła nie zdoła: Jak bryknie, "Gwałt!" krzyknie.
Przy swym zysku łez w ucisku Nie ukoi. Mysz się boi, Choć czasem z zapasem Ma kota ze złota.
Dziad nazywa garby: "Skarby": Śmierć na skarby ma swe karby Bez liku, bez szyku Podbiera, zawiera.
Krzywo chodzi, garb przeważa. Niechaj każdy mocno zważa, Kto słyszy: szczur, myszy - Parada dla dziada.
Wszyscy wiecie, dziad jak dziecię: Śmierć przylepka, grób kolebka, Kożuszki w pieluszki Sposzyje, spowije.
W grobie dobrze dość na dziada, Bo ucichnie wszelka biada: Nie męka, nie stęka, Nie licho, śpi cicho.
Młodym uwaga
Za igraszkę śmierć poczyta, Gdy z grzybami rydze chwyta: Na dęby ma zęby, Na szczepy ma sklepy.
Cny młodziku, migdaliku, Czerstwy rydzu, ślepowidzu, Kwiat mdleje, więdnieje. Być w kresie, czerkiesie.
Ej, dziateczki, jak kwiateczki Powycina was, pozrzyna Śmierć kosą z lat rosą, Gdy wschody, zachody.
Wszak poranek od wieczoru Niedaleki bez pozoru, Dzień z nocą karocą Tąż dąży, świat krąży.
Dniem niedługo słońce parzy, Cienią chmury, gdy się żarzy: Noc mściwa sposzywa Blask szczyry w swe kiry.
Po zachodzie kwiat w ogrojcu Płakać musi jak po ojcu: Łzy rosy są głosy Do nieba bez Feba.
Śliczny Jasiu, mowny szpasiu, Mój słowiku, będzie zyku. Szpaczkujesz. Nie czujesz? Śmierć jak kot wpadnie w lot!
A za nie wiesz, że śmierć jak jeż? Ma swe głogi, w szpilkach rogi, Ukoli do woli, Aż jękniesz i pękniesz.
Czy ty głuszec, czy ty wrona, Dusznych sępów chwyci spona! Twa główka makówka, W swywoli nie boli.
Tobie w głowie skoki, tany, Charty, żarty na przemiany: Śmierć kroczy, utroczy Jak ptaszka, nie fraszka!
W ślepą babkę gdy śmierć skacze, O czy jeden młodzik płacze? Jej dygi złe figi Niestrawne, dość dawne.
Łasyś zbytnie na cukierki, Jabłka, gruszki i węgierki: Śmierć jawna, niestrawna Połyka młodzika.
Świat gomółka, tyś pigułka, Ale smaczna szczurom skórka: G[d]y zwleką, opieką, Wywędzą łez nędzą.
Tyś jak pączek czy pąpuszek, Od łabędzich twych poduszek Śpisz długo - śmierć sługą, Pościele w popiele.
Młodzieniaszku, w adamaszku, W aksamity zbyt uwity, Twe lamy od jamy Nie skryją, zaryją.
Świat na morzu, tyś w korabiu, Śmierć robaczek jest w jedwabiu: Patrz, tchorzu, na morzu Źle cale, złe fale!
Kawalerze w pięknej cerze, Na twe stany chcesz odmiany? Odmiana, żeś z Pana, Brat łata, gdy fata!
Kawalerów śmierć szyderca Zrywa gwałtem i z kobierca: Łopata przeplata Wesele w łez wiele.
Nie bądź sadłem czy jak masło, Niejednemu życie zgasło! Wszak mowią, że łowią Tak dudków bez skutków.
Żywe srebro, paliwoda, Na igraszki czasu szkoda: Czas drogi, Sąd srogi, Co minie, upłynie.
Nie dopędzisz wczora cugiem, Nie wyorzesz jutra pługiem. Minęło, zniknęło! Bez zwrotu, powrotu.
Bogaczom ciemnym oświecenie
O bogaczu, godnyś płaczu! Masz sepety i kalety, Masz gody, wygody I futra - do jutra.
Skarbiec pełny złotej wełny, Złote runo, lecz że z truną. Twe juki dokuki, Sobole są bole.
Bogacz Boga miałby chwalić I ofiary z bogactw palić. Bóg w niebie, u ciebie Bez wrożek skarb bożek.
Jemu serce, kłopot życia Jest oddany, dla nabycia Zysk cały niemały Kłopoty, suchoty!
Wszak zwiędniałeś, ołysiałeś Jak skorupa, liczykrupa: Twa mina więdlina Dla szczurów spod murów.
Wysuszyło złote żniwo, Abrahama czeka piwo: Po chwili posili Śmierć łzami, konwiami.
Twoje złoto jako błoto I zapasy we złe czasy Z lat stratą łopatą Śmierć z chuci wyrzuci.
Mości Panie, z gliny dzbanie Poliwany, pozłacany, Nie głucho, że ucho, Urwie się, stłucze się.
Ma świat cały cię w respekcie: A ty wszytkich w tym despekcie, Że czyste, wieczyste Wsi liczysz, dziedziczysz.
Lecz ta wada, że świat zdrada: Co się wznieci, krótko świeci. Świat burka, twa skórka Niech zważa, poważa.
Dbasz w brygady, dbasz w parady. W złocie chodzisz, w złościach brodzisz. Ta fama jest plama: Trup w szatach, duch w łatach.
Wszak karmazyn w małej cenie, Gdy w paklaku złe sumnienie. Grzbiet lśni się, duch ćmi się, Sirota, hołota.
Masz tytuły i szkatuły, W kiesach złoto, w sercu błoto, Niecnota, hołota, Przemaga zniewaga!
Masz parepy, spasłe cugi, Choć nad włosy większe długi, Parady bez rady Przychodów, rozchodów.
Masz rządziki kapelijki, Menwet skaczesz, nim zapłaczesz. Źle żyjesz, zawyjesz! Śmierć nie śmiech, dudy w miech.
Teraz w rusa rwie pokusa, A w tryszaku smak jak w raku; Grasz tęgo z przysięgą. Bez chluby rad w czuby.
Karty, szachy niszczą gmachy. Z faraona dobra strona Faluje, czatuje Odmiana, przegrana.
Mości Panie, moje zdanie: Tej minuty do pokuty. Z pieniędzy daj nędzy, Płać myto kalitą.
Panom uwaga
Wy panowie, wy grandowie, Czy krzesłowi, czy drążkowi, Patrzajcie, zważajcie Poważnie, uważnie.
Bóg, Pan panów i hetmanów, Jeden Rządzca wszytkich stanów, On nosi, wynosi, On zruszy, On kruszy.
Przezeń orły i motyle, Ile sił da, mogą tyle; Nic z siebie w potrzebie Lamparty, lwów warty.
Z Jego woli, choć powoli, Harde karki łamią Parki, A szturmy wież hurmy Gdy zoczą, w lot tłoczą.
Jego sumy, szczuki, mole, Karpat, Krępak, lasy, pole, Gdzie zorza, gdzie morza Panuje, góruje.
Chwalcież Boga przy powadze; Honor rzecze: "Nie zawadzę Zbawieniu w imieniu Wysokim, szerokim".
Wielkie domy niech honory Przy zalecie cnej pokory Dziedziczy i liczą Z ozdobą, cnót probą.
Wielcy, wyższe myślcie rzeczy, A zbawienie w pierwszej pieczy Trzymajcie, dźwigajcie Sumnienie nad mienie.
Świat was liczy między Bogi. Boska bojaźń niechaj trwogi Dodaje, nim staje Przeboru z honoru.
Bądźcie sercem piastunami. Kto uczynił was panami? Kórzcie się, módlcie się Publicznie tak ślicznie.
Jaśniejecie na świeczniku, Gaśnie słońce w swym promyku: Pomrzecie, zgaśniecie Jak śmiecie na świecie.
Cedry, dęby i topole Niszczą, kruszą wichrów wole. Pan jak dąb, śmierci ząb Z pnia zwali, obali.
Krzesła, trony jej ogony Zacierają i chowają Ordery do pery; Grobowce pokrowce.
Wszak nie w cepy żyzne sklepy, Więcej łupów z pańskich trupów Dość snadnie, nieskładnie. Pan padnie, śmierć władnie.
Na wspaniałe głowy, szyje Ostro patrzy, cynkiem bije. Na laski pasz łaski, W jej chęci pieczęci.
Wielkie głowy, niech gotowy Pokłon będzie tu i wszędzie Jednemu wielkiemu, Prawemu Sędziemu.
Uwaga damom
Świetne damy, świat was w ramy Jeszcze w życiu, w dobrym byciu, Wprawuje, szacuje Tak wzięte, jak święte,
A śmierć ślepa jak szkulepa Nic nie zważa, nie poważa. Chimera, odziera: Co złoto, jej błoto,
Na fontaże Mars pokaże, Na fryzury głodne szczury Gotuje, pudruje Siwizną, zg[nili]zną.
Umysł hardy, na kokardy Fatów spony, girydony, Tak szuby jak czuby Zwlekają, zdzierają.
W lot kapturki podrą szczurki, Tam bukiety i tupety. Salopy od ropy Zbotwieją, struchleją.
Ej, boginie, wszytko zginie! Wasze imię w krótkiej stymie: Śmierć strzyże i krzyże, Manele rwie śmiele.
Darmo kanak zdobi głowy, Gdy u kogo rozum sowy. Przeważa, nie zważa: Zgnić w grobie ozdobie!
Gdzie testament, tam to lament! Łzy toczą się na dyjament: Ach, perło! Jak berło Śmierć zmiata, do kata!
W świata morzu okręt drogi Z czubem zerwie wicher srogi. Popłynie, ach, zginie W łez rzeki na wieki!
Rogów moda jak wicina, Wiatrem dęta pajęczyna Skurczy się, pomści się Śmierć nagle na żagle.
Nic wam, damy, złote lamy, Bez urazy ani gazy, Mantele, manele Nie dadzą, zawadzą.
O Dyjano, z ciebie mara Czy poczwara, gdy czamara Przybierze w ofierze Much rojem, rop zdrojem.
Nic nie miło, gdy się zgniło: Sztofy, tury i purpury, Wachlerze, trup w cerze Odmiata, do kata!
Nic po stroju, człek wór gnoju, Pompę zbrzydzi, świat ohydzi. Odrzuci, bo nuci, Gazeta! Waleta!
Śmierć niemodna, kiedy głodna, Na ząb bierze w cudnej cerze Z rumieńcem i wieńcem Panienki w trunieńki.
Rycerzom uwaga
Dumny z miny bohatyrze, Odkryj umysł, powiedz szczyrze: W humorze nie tchorze Krzewią się, gnieżdżą się.
Tyś przybrany w pancerz, w spiże, Twój bucyfał uszmi strzyże, Sam mdlejesz, truchlejesz. Dla Boga, skąd trwoga?!
Wszak na strachy są sztokady, Dzidy, dardy, kołczan, szpady: Są działa i strzała. Są wozy, obozy.
Słyszę, mówisz: "Nic mi rany, Nic plezyry, nic kajdany". Moc biedna! Śmierć jedna Nas trwoży, st[ra]ch mnoży.
Śmierć sroższa nad puginały, Nad rumelskie dzidy, strzały, Nad groty, nad roty; Śmierć strzyże paiże.
Mój rycerzu, tchórz w kołnierzu, Gdy śmierć stawa w twym przymierzu. Ta liga nie figa! Zła mara ta para.
Ona pędzi. Ogniem tchnące Lwy, tygrysy jak zające, Pancerze jak pierze Drze, psuje, tratuje.
Lotne sępy i orlęta Tłoczy, dłabi jak pisklęta, A znaczki jak raczki W lot szepcą, gdy depcą.
Cudzych fortun ci siepacze Płaczą straszni jak puchacze, Boleją, truchleją. Pasz miny z ruiny.
Nie dostoi kirys kroku, Gdy już staną fata z boku. Śmierć żarty z lamparty Wszak stroi ze zbroi.
Darmo skrzydła rozpościerać, Darmo w wojsku się zawierać, Śmierć bunty przez runty Sprawuje, zwojuje.
Macedończyk zburzył Greki, Sam w Kocyta wleciał rzeki, Tam spłynął i zginął, Gdzie groble na wroble.
Kserkses wody brał w okowy, Nie przedłużył lat osnowy; Tyś kłąbek, nie Dąbek, Broń nitki nim kwitki.
Żwawy Marsa ty służalec, Gdy z piór strusich choć kawalec Cię zdobi, sposobi Choć w marcu do harcu.
Choćby matka twa Bellona Była, jednak fatów spona Cię ściśnie, zawiśnie Ich tęga potęga.
Dziwią się, cię widząc, place, Aplaudują bomby, race Przy strzałach i wałach, Bułatach, granatach.
Przecie zamki jak bez klamki, Twe możdżerze jak pęcherze Rozdziera, otwiera, Śmierć psuje, rujnuje.
Nic w kaftanach z drotu hafty, Pękną prędko jako tafty. Wszak Parka dość szparka Dogodzi, uchodzi.
Śmierć w pokoju czy-li w boju "Marsz, marsz" każe i pokaże Mars czoła - ty zgoła Zemdlejesz, strupiejesz.
Trąby: "Ra, ra!", a śmierć gra, gra; Kotły: "Bum, bum!", z domu rum, rum! Ruguje, rumuje. Plac bierze? Żołnierze!
Ach, rozdziału duszy z ciałem Nie zasłoni cekauz wałem! Śmierć ściele w popiele, Ma lochy na prochy.
Duchownym
Mości księże, pieścidełko, Proszę zgadnąć, gdzie pudełko Zamczyste, sklepiste, Co księży mitręży?
Wszak w kościele klejnot drogi Ksiądz, nie mosiądz - skarb to mnogi. Więc strata zakata Dość znaczna, niebaczna
By nie była, fata skryją Dość przezornie i zaryją Tak wiecznie, bezpiecznie Od zguby bez chluby.
Mój duchowny, dość wymowny Lecz na stronie, nie w ambonie. On cicho: grzech licho Nam robi, nie zdobi.
Gdy pożary, we dzwon biją, Wraz kościelne spiże wyją. Gdy grzmoty z suchoty, Gdy chmury, z nieb góry,
Ach!, pioruny z gniewu chmury, Rzuca gęba z impostury. Wołajże i dbajże Nasz Mófty, mów, mów ty!
Nie zaleta czci kapłańskiej Być dozorcą trzody Pańskiej, A trzody do zgody Nie wprawiać, namawiać.
Ksiądz nie księżyc, niechże grzeje Słońcem cnoty, niechaj wleje W nas ducha, aż skrucha Na duszy nas skruszy.
Mości księże, twe oręże, Brewijarze i ołtarze, Znać dają, wołają Oprawy, poprawy.
Sam nie chwalisz, mości księże, Kto źle chowa swe oręże. Mój księże, oręże Za pasy w złe czasy.
Nie chowajże je w pokrowcu, Nim zagrzebią cię w grobowcu. Do dania, nie brania, Kurcz męczy i drzęczy.
Z ręką skąpą zgniją oczy, Wkrótce życie w dół poskoczy: Szóstaki w żebraki Pozbywaj, zdrów bywaj!
Ksiądz ksiąg miewa futerały, A pokrowiec w trunnie trwały Śmierć mściwa sposzywa, Gotuje, czatuje.
Zła nowina, mości księże: Nas czekają żaby, węże; Dzwonnica tęsknica Zahuczy, zamruczy!
Żyj z ołtarza, mój pasterzu, Trzymaj z Bogiem nas w przymierzu Skutecznie, statecznie Cnotami, modłami.
Bożych darów nie z pucharów Ampułeczką, nie lampeczką Używaj, przebywaj, By nad stan nie był dzban.
Mości księże teologu, Nim w śmiertelnym staniem progu Nas spytaj, przeczytaj Z psałterza: "Śmierć zmierza".
Mości księże kapelanie, Kiedy pora nam nastanie, Że tańce w różańce, Nowinki w godzinki
Zamienią się, nasze karty W książki święte, bo nie żarty? Żartujem, kartujem: Śmierć czeka człowieka.
Świat nie światło: ty świecznikiem! Oświecajże słów promykiem, Ni chuchu, ni duchu. Ćmią cienie sumnienie!
Dworskiej młodzi
Pożegnał się ten z rozumem, Kto dwór zwał łask wielkich tłumem: Tam łaski jak trzaski Latają, w łeb dają.
W obietnicach złote góry, W skutku kruche łask farfury. Pan dworski kot morski: Choć mowny, nie łowny.
Z domu wiedzie dość paradnie, Lecz wyjedzie oklep snadnie: Stół chiński, koń fiński Zakaty, strokaty.
Ty dworaku nieboraku, Kręcipięto, by nie wzięto, Patrz nieba, coć trzeba, Uważaj, poważaj.
Tam wiek tracić młodym fama, Lecz w sumnieniu znaczna plama: Gdy młodzi co szkodzi, To dbają, chwytają.
Dworskie mody, polityki Łacno łamią cnoty szyki, W nich smaku jak w raku: Bez cnót nic! Będziesz fryc.
Złych kompanów straszne roty, Z nich cię bierze grzech w obroty. Niecnota hołota, Kolega dolega.
Ze złym liga w długim czasie Trzyma serce jako w prasie W niedoli, swywoli, Złe kluby do zguby!
Nie dasz danku farbie z kretą: Dwór bez cnoty nie zaletą. Maniery, cnót cery Są probą, ozdobą.
Własnych fortun dwór podszewką Być mienisz: lecz tą polewką Choć żyjesz, nie styjesz - Wszak długi w zasługi.
Kręci wirem świata morze, Paliwoda tyś we dworze, Szeptami, plotkami Dość sprawny i jawny.
Latasz wszędy, gdzie nie proszą, Szczęścia skrzydła cię unoszą: Ktoś mydłem, ty skrzydłem Cię zdradzisz - źle radzisz.
Z fortun kołem mózg się kręci, Fatów obrót nie w pamięci. O kołku, być w dołku - Z fortuny do truny.
Nie nasycą tany dworów, Milsze tony świętych chorów: Tak wiecznie bezpiecznie. Ta rada nie zdrada!
Więc co żywo skocz ochoczo, Za instynktem szłapio, kroczo, W niebie dwór, świat plew wór, Tam meta zaleta!
Na dworskiego polityka Nie igraszka jest motyka! Łopata, gdzie chata, Pokaże i skaże.
Patriotom Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego
Przez świat sławny mój Polaku, Dla wolności jedynaku, Po tobie, bo w grobie Niewola, niedola.
Męstwo Marsa za Feliksa, Złota wolność za Feniksa Cię dała, witała Dość dawno - to jawno.
Orły w herbie biorą góry! Z gór strącają Park pazury, Na spony obrony Nie dojdą, w dół pojdą.
Śmierć papuga lada jaka Uczy gadać twego ptaka: "Tu ślisko, grób blisko; Gnij nisko, orlisko!".
Ej, Polaku, orli ptaku, Nie ulecisz na rumaku: Śmierć sidłem, wędzidłem Uchodzi, dogodzi.
Choć żółwiowe sprzęgaj cugi, Gdy przysądzą fatów rugi: Pospieszysz, ucieszysz Tą jazdą, gdzie gniazdo
Ci pokażą tarte dęby, Co piłują twarde zęby. Sośnina, osina Naznaczy, okraczy.
Cny narodzie, grób cię bodzie; Śmierć niezbita, niepolita Powoli niewoli, W swe łyka zamyka.
Czy ty orzeł, czy ty kawka, Wkrótce zdłabi kaszel, czkawka Śmierć szyję zaszyje, Zawali, obali.
Mój Litwinie, w dobrej minie Junak z ciebie, nim w pogrzebie Śmierć kroczy, utroczy Pogonia bez konia.
Wszak mawiają, a nie bają: Ciesząc żądze, po pieniądze Do Litwy bez bitwy. Bądź złoty z liczb cnoty!
Jak bez słońca nikną farby, Tak bez cnoty giną skarby: Z Polaka żebraka Kto sądzi, nie zbłądzi.
Z ostrożnością z twą wiecznością Mało wiele powiem śmiele: Cnót ile, dóbr tyle Zyskałeś, wskórałeś.
Niestatecznie, choćbyś wiecznie Nabył dobra, gdy niedobra Fortuna, twa truna, A zbiory jak wiory.
Z tomu: „Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej” (1766)
DO CZYTELNIKA
Jeden grzech setnych bied świata jest przyczyną, Patrz, czytelniku: jak z wielką dusz ruiną! Atrament żaden na karcie nie wyrazi, Nie opisze, jak złość grzechowa nas kazi. O grzechów złości pisząc, pióro tępieje Na jedne wzmiankę, serce z ręką martwieje. Umierać, a nie życie ciągnąć, potrzeba Feralną widząc w grzechu postać Ereba! Raróg, straszydło grzech i plemię piekielne, Jaszczur, jaszczurka tym sroższa, że subtelne Monstrum, padalec, w płaszczyk dobra uwity Je, gryzie, rani robak sumnienia skryty. Nocą i we dnie, w domu, tak też w gościnie Katuje, szarpie, nie da w wesołej minie Jadła, napoju użyć przy balach, godach. Ej! nie przebaczy, by w największych wygodach. Wędrowny kompan, nigdy cię nie odbieży: Jedzie i płynie, z tobą siedzi i leży. Choćbyś onego myślił alijenować, Zelżyć, znieważyć lub ściśle sekwestrować, Wiernie trzyma się. Jedna mu straszna skrucha, Oczu łzy, na słów Boskich ciekawość ucha. Jemu trucizną spowiedź pokorna, odważna Trudów i krzyżów dla Boga chęć poważna. Wraz ginie, niknie z serc, z myśłi jak kamfora, Jak cień od słońca, ponury zmrok wieczora. Serca kołatać wraz przestaje, turbować Idzie precz, ani śmie nas więcej weksować. Każdyż z nas grzechem nad wszystko niech się brzydzi, Mając w pomocy Boga, niech złość ohydzi.
1. Uwaga kary niezliczonej grzechów
Jezus Maryja! co się to dzieje? Na dno piekielne kwapiąc się śmieję Śmiechem serdecznym.
Z góry w dół lecąc, lotów nie ściskam. Na dardy, miecze skwapnie się ciskam, Zguba w ochocie!
Haki, tortury i kołowroty Na kratach, resztach wieczne obroty, Ogniste stosy.
Siarki, żywice, żarzyste spiże Dość mi miłe, gdy mi grzech serce liże, Ślepota wieczna!
Śmiechu serdeczny, tyś mi chorobą Że już po życiu! żywą-ś jest proba, Rana śmiertelna.
Recepty zmyślić nie trafią leki, Choćby pożarły setne apteki, Tu kres nadziei!
Ciężkiś mój grzechu nader w sumnieniu Nielekka plama z ciebie w imieniu Z dawna szlachetnym.
Sto herbów sławy nie kontentuje, Piątno niecnoty gdy pieczętuje. Złość nie do twarzy!
Choćby cię skrucha stłukła, stłoczyła, Przecie pamiątka: złość w sercu była! Skaza na wieki!
Tak są szkodliwe twe brudy, glozy. Łyka zdarte, jak świeże powrozy Serce krępują.
Co moment, z pola dzień życia schodzi, Przecie ma dusza w ekscesach brodzi Złość z wodą pijąc.
Choć tonie, ginie, "Gwałtu" nie woła, Moment, jak okręt pędzi wesoła W piekło styrując.
Oprócz dusz klęski wszędy ruiny Wałem się sypią, z grzechu przyczyny Wędrowne kary,
Zań latem upał, tuż srogość mrozów, Bez koni, wozów dojdą obozów W szyku stawając.
Tam ludziom szyje podgolą Parki, Potym nadęte wież, zamków karki Na łeb strącają.
Wnet się rozbłyszczą w murach wyloty, Gdy grzech wypali kule i groty Z pomsty możdżerzów.
Z Marsem w kontr chodzi na bakier z pokojem, On trzęsie zgodą, on rządzi bojem, Wietrznik na wszystko.
Niech pakta będą z kim chcąc zawarte, Wraz dokumenta staną podarte Za płytkim mieczem.
On trwoży dwory, trzęsie pałace, Gdy mściwa pomsta we drzwi kołace, Trwoga w pokojach.
Za stół zasiada, rwie kęsy z gęby, Dożuć nie dadzą, latając, zęby. Febra w jelitach.
Choć się wiwaty zaczną po stole, Kielich z nóg spada, a oschłe wole Dręczy pragnieniem.
Nie kontentują tam krotofile, Gdzie się przylepka rozgości niemile, Wszytko wywrotem.
Niech się sonaty kapel wydadzą, Lub serenady, gale zgromadzą Wdzięczne opery,
Niech się wysila metr kapelista, Zerwie myśl dobrą grzech kompanista Trenem wewnętrznym.
Latem ogrody, oranżeryje. Flory, tulipy, róże, lilije Nie uweselą.
Zimą przejazdki, brygad parady, W zapust kuliki, miłe szlichtady Czoło zakwaszą.
Wszędy się wścibi ścisły kolega, Ból serce ściśnie, gdzie grzech dolega W parze z frasunkiem.
Próżno myśl suszyć, nic nie rozbije Melancholiji, póki grzech żyje W wnętrznym pokoju.
Kto by zamyślał siły stargane Na betach spowić w sny pożądane W bezsenne nocy,
Sen o mil tysiąc oczu odbiega, Gdy na sumnienie trwoga nalega, Grzech jawny nie śpi.
A któraż grzechu złość zliczy karta? Gdy i anioła zamienił w czarta A królów w wołu.
Wielkie, bo w niebie grzechu rodziny, A pogrzeb w piekle, z pychy ruiny: Tak zawsze kończy!
Ten łotr i tyran niebo skołatał. Ani swej dziury wiecznie załatał, Którą Lucyper
Rozdarł dość twardej buty rogami W dół na łeb lecąc z adherentami, Tak profitował.
Dość-że już w grzechach śmiechu, szaleństwa, Doda łaskawie niebo zwycięstwa, Vale bez zwrotu.
Boska obraza brzydka maszkara, W której konwoju plaga i kara: JEZUS, MARYJA!
Pod cetnarami duszę stroskaną Złości towarem naładowaną Na szlakach łaski
W niebo winduje moc nieustanna, MARYJA, Józef, Joachim, Anna, JEZUS, MARYJA!
2. Uwaga. Jedyny profit, wszelkie złe w skutkach grzechowych Nota: jak „W pielgrzymstwie świat ten” etc.
JEZUS, MARJA! Ach zawrót głowy! W złym dobra szukać, zamęt gotowy, Gorycz do smaku!
Kto palcem sięgnął gwiazd bez zamiaru, Kto w kwasie szukał, w żółci kanaru, Płonne zamysły.
Prędzej z skał, z opok prysną kanały, Lody krzes dadzą ogniów zapały W egipskie nocy.
Dyjaną staną brzydkie poczwary, Nim złość z dobrocią będzie do pary Na licach serca.
Żądam usilnie serca pokoju, A grzech się bierze z Bogiem do boju, Wabiąc pioruny.
Ten znalazł dobroć w szkaradnym grzechu, Kto morze zawarł w jednym orzechu, Lub garścią objął.
Ach, głupstwo moje kroplą napawać Wielkie pragnienie, a nie ustawać W żądzach tysiącznych.
Tysiączne skarby lichym fenik[i]em Ten zakupił, kto słońce z promykiem W równi postawił.
W jednym morgu niewielkie granice, Bez krwi żywej martwieją lice, Trup żywy w oczach.
Cóż bez zbawienia, bez Boskiej łaski? Miłe mnie wióry i zgniłe trzaski W skarbie niecnoty.
JEZU, MARYJA! przetrzyj wzrok piaskiem Bliskiego grobu, złość łudzi blaskiem Próżnej ozdoby.
Będąc jedyną malarską kretą Wzrok wabi błotem złota podnietą, Ciągnie obłudą.
Jak obrzydłego grób tai trupa, List węże kryje, ropę skorupa, Tak grzech swe licho.
Głaszcze rozkoszą niby z profitem, Jak już dogodzi, wraz puszcza z kwitem Dobra wiecznego.
Nie widząc zdrady w lot złości chwytam, Pastki, wądoły, gdzie są, nie pytam, W bród idąc, tonę.
Widzą swą nędzę ciemni ubodzy, Ja gorszy ślepak w życiu bez wodzy Silno nie zważam,
Że wyuzdane chuci jak szkapy Wkrótce rozniosą: piekielne rapy Już, już otworem.
W ostatniej toni nurtów grzechowych Serce w areszcie ekscesów nowych Jęczy bez ulgi.
Leci kamieniem, dna nie dosięże Dusza, z niebem się wiecznie rozprzęże W pługu niecnoty.
Smutna godzina na serc zegarze, Póki w sumnieniu grzech z życiem w parze Ligi nie zerwie.
Cień złości bije na mym kompasie Skazując: wkrótce będzie po czasie, Świta już zachód.
Złość nie zna miary ani strychulca, Chyba jak dozna fatów hamulca, Stanie w zapędach.
JEZUS, MARYJA! wszak lament nowy: Śmierć pod nosem, grób w ziemi gotowy, Wisi motyka.
Czekam, nim siwa zima mnie zro[s]i, A śmierć dość rano swe żniwa kosi: To nie przenika!
Rwie się co moment życia osnowa, Co grzech, to brama w piekło gotowa We dnie i w nocy.
Raz złość cieszy, wraz trapi po chwili Raniąc wnętrzności, jak sztylet szpili, Śmiercią dobija.
JEZUS, MARYJA! kiedyż przybędzie Rozum i cnota? złe w sercu wszędzie, Grzech wnętrznym katem.
Niebo zamyka, piekło otwiera Łotr wierutny, z cnót, z zasług odziera, O strato wieczna.
Gwałtem przynagla w tym pisać kwity, Co Boski zrządził respekt obfity Z wieków przeciągiem.
Co wieków trudem w niebo zbieramy, W jednej minucie to utracamy Z głupiej ochoty.
W grzechu szperamy śmiechu, wesela: A oto wiecznie z niebem rozdziela Z stratą łask Boskich.
Salve mu dajem, a on nam vale Hak w serce wbiwszy, od nas odstaje Z figlów waletą.
O nierozumie zapamiętały! Gorszyś, twardszyś nad sykulskie skały Bez łez strumienia.
Jakże już dalej bez wstydu grzeszyć? A z płaczem własnym figlarza śmieszyć W zdradzie powabnej.
Wzdrygam się z dzikiem zasiadać wieże, Drży skóra, widząc pale, pręgierze, Ze wstydu, bólu.
Fraszką być sądzę wieczną katuszę, Tam psotą topiąc najdroższą duszę W śmieszki obracam.
Straszny mnie tygrys, lwy i lamparty. Z niebem certować, jedyne żarty. Piorun ni w głowie.
Dość śmiało lecę w czartów paszczęki, Z grzechu w grzech skacząc nie czuję męki, O nierozumie!
Lękam się stosów, huty pożarów, Kłów wilczych, wściekłych psów lub ogarów, Ba! żab i szczurów.
Brzydzę się wężem, padalców cerą, Grzech łechce serce chociaż megierą Nad bazyliszki.
Któż strachów, bólów źrzódłem i matką? Jeśli nie wina z korzyścią rzadką Chciwie szukana?
Jedne mnie miłe grzechowe lepy, Gdzie utajone dzidy, oszczepy Serca raniące.
JEZUS, MARYJA! gdzie umysł stały? Na stoły, pale, na puginały Grzech duszę miota!
Dość-że już głupstwa, dosyć ślepoty, Dziś już na zawsze inne kłopoty Z daru Bożego.
Odtąd świat psu brat, grzech kanalija! Jedna ma miłość JEZUS, MARYJA Stała na wieki.
Już vale światu, już ciału vale, Przy jednej cnocie trwać żądam stale, Bóg mi nadzieją.
Precz już swywola na łeb poleci, Gdy lepszy promyk łask Boskich świeci W cieniach sumnienia.
Widzę złe, szukam w grzechu swobody Jak w błocie złota, w słocie pogody, Pereł w śmiecisku.
Nad blask brylantów, pereł miganie Bóg klejnot jeden za wszystko stanie: Bóg mój i wszystko.
Wieczność jest kanak w niebios pierścieniu Bóg mi koroną będzie w zbawieniu, Dobro jedyne.
JEZUS, MARYJA! w Tobie nadzieja, Że mnie uskromisz łotra, złodzieja Twego honoru.
Mogąc pomścić się, długo cierpiałeś, A ni na zgubę wieczną skazałeś: Dajże fryszt łaski.
3. Uwaga o wieczności
W pielgrzymstwie świat ten ustawnie krążę, Nie wiedząc dokąd, atoli dążę Każdej minuty.
Lata, miesiące, dni i godziny Mijając dają znać, że terminy Tuż, tuż zbliżają,
Do których zmierzam, których dojść muszę. Jednak nie dojdę, chociaż wysuszę Myśl mą o onych.
W następującej co też wieczności Czeka mię w onej nieprzeżytości, Co mam rokować?
BÓG mię upewnia i uczy wiara, Przykłady twierdzą, nie sen, nie mara, Wierzyć należy,
Że są dwie drogi do niej nam dane, Ale na której ja się zostanę, To utajono:
Szczęśliwość wieczna, trwałe wesele, Nienasycone aniołów trele W dziedzictwie nieba.
A nade wszytkie uszczęśliwienia, Zyski rozkoszy i dobre mienia BÓG serca metą;
Czy-li też owa, ach! co nie wiecie, Straszliwa cząstka, przez wiek przeklęcie Przebywa w piekle,
Zawsze umierać w mękach i głodzie, Żyć jednak w ogniu także o chłodzie, Nie mieć nadziei.
A nade wszytkie męczarnia sroga Utrata Stwórcy własnego, BOGA, Ach bez rewanżu!
Nieszczęśliwości, kto w cię ugodzi? Rozum nie zważy, myśl nie dochodzi, Jakeś nieznośna.
Złorzeczyć Stwórcy i tak wiekować, Któremu służyć jest to królować, Stanie feralny!
Przytomność tego i pamięć straty Dwaj to tyrani bez alternaty Wiecznie dręczące.
Tych dwóch terminów we mnie uwaga, Nadzieję bojaźń tuż razem wzmaga, Umysł utrapienia.
Drżeli od strachu mając w pamięci I myśląc o tym w swym życiu święci, Cóż mnie grzesznemu?
Uczynków dobrych świadek, sumnienie, Cieszyło onych przez utwierdzenie W dobrej nadziei.
Mnie, gdy przeciwnie przeświadcza, dręczy Strofuje o złe, katuje, męczy, W rozpacz wprowadza.
Cóż tak stroskany pocznę w tej mierze? Izali wdam się w tę, co mię bierze: Rozpacz i trwogę?
Stój tak myśl sroga, ustąpcie, trwogi, Chociaż dwoiste wieczności drogi, Ujdę nieszczęsnej.
Wszak miłosierdzie grzesznemu torem. Jego się chwycę i tym to wzorem Idąc nie zmylę.
Krwawe ran znamię JEZUSA w błędzie Prostować tor mi niechybny będzie W wiecznej podróży.
Przy krzyżu w drodze na prawo pójdę, Tej mety, co łotr niechybnie dojdę, A nie lewicy.
Tylko Ty, JEZU, krwi Twej z szacunku Nie broń na okup i mnie z szafunku, Przynajmniej kropli
O tę kropelkę Twoja przyczyna Niech mi niebronna będzie u Syna, Matko Najświętsza!
Pełna litości przyjmi wzdychanie, Synowi oddaj na ubłaganie Serca boleści,
Któraś pod krzyżem stojąca zniosła, By ta ofiarą dla mnie przyniosła Pewność zbawienia.
O to Cię, JEZU, przez Matki łkanie, O to przez Syna Matki skonanie Ze łzami proszę.
Patrz glino prochu czy-li źdźbło jedno, Dokąd twa dąży złość z duszą biedną. JEZUS, MARYJA.
Niechże twym piaskiem przeczyści oczy, Wnętrzna ślepota z serca wyskoczy. MARYJA, Józef. Amen.
4. O wolności sumnienia
Nota: jak „Postrzeż się w rozumie obrany”
Boska dobroć wolność mi dała, A złość jedyna skrępowała. Nie ma waloru wolność złota, Gdy w sumnieniu grzechów jak błota.
Nie znam pokoju w mych pokojach. Bez wojny strach skrzypi w podwojach, Grzech dzień i noc na trwogę bije Złe larum, póki w sercu żyje.
Boże umarłych i żyjących, Jedyna nadziejo grzeszących, Daj sumnieniu widzieć zginienie, Strzec nad honor, złoto zbawienie.
Daj zważać, że niebo zawarte W górze, w dole piekło otwarte, Śmierć z kosą przed oczyma skacze, W dzień Sądu przegrawszy, zapłaczę.
Oto ginę i tracę siebie, Codziennie obrażając Ciebie. Jawnie, skrycie, grzesznik mizerny W mych parolach Bogu niewierny,
Niestały jak księżyc na nowiu, W pełni grzechu ufając zdrowiu Wraz stawam, choć życia kwadranse Mówią: "Niepewne lat wakanse".
O cero twarzy! do Cerery Podobna-ś kwiatu z manijery, Lud wdziękiem łudzisz, zwodzisz wiele Ust rumieńce grzebiąc w popiele.
Trwała-ś jak trawa, jak śnieg nikniesz, Nad młodym i starym wykrzykniesz: "Tuś mi grzybie i czerstwy rydzu, Idź w grobu krobkę ślepowidzu."
Głupie wspieram się jak na trzcinie Świata machinie, bo w godzinie Wiek, bieg życia chorągiew zwinie, Sto lat jak jeden moment minie.
Gwałtem fata popchną do truny Z fałszywie wieczystej fortuny, A ja wieczny nędznik ubogi W niebo nie wścibię ani nogi.
Cieszę się słysząc "Rycerz z ciebie", A nie dojadę kresu w niebie. Czart zajeździł me animusze, Gdy tak dzielną osiodłał duszę.
Cofnąć się w niebo sił nie stanie, Bies silno trzyma na arkanie Złych nałogów: trudno przestawię, W co przewrotną naturę wprawię.
Nie ochrona oręż przy boku, Gdy ja u Boga jak sól w oku, Układ niepewny, płytkie szable Przytnie sumnienie jak półdiablę.
Jęczeć musi w złościach zacięta Wolność, nim zleczy skrucha święta, Stęka pod grzechów cetnarami Wewnątrz brząkając kajdanami.
Wszędy i wszystkim zdrowo radzę, Przy talentach jestem w powadze, W mym domu, ślepy idyjota Nie trafię poprawić żywota.
Głowa innym, sobiem półgłówek, Śpię w zginieniu jak od makówek, Choć trwoży w boju i w pokoju Grzech, ciągnący pomstę w konwoju.
Cóż mi czynić? co mam wykonać, Nim pewnie wkrótce przydzie skonać? Nim śmierć wyda hasło czy pozew, Krzyknę: "JEZU! MARYJA! JOZEF!"
Ratujcie nędznego grzesznika, Bo Wasza dobroć Was przenika, Z Waszej łaski i sił ramienia Dojdę pokoju i zbawienia.
5. Żądza większej chwały Boskiej
Nota: jak „W pielgrzymstwie świat ten”
Boże wcielony z MARYI dany, Od nieba, ziemi bądź na przemiany Wiecznie kochany.
JEZU maleńki, Boże nasz wielki! Przez Twej dobroci dokument wszelki Bądź nam miłościw.
Królom, pasterzom majestat tajnie Zjawił, za nieba żeś obrał stajnię, Chlew też me serce.
Masz we mnie jednym osła i wołu, Mieszkajże, mieszkaj w sercu pospołu, A wyrzuć śmiecie.
Ach! sprowadziłem ekscesów trzody, Żmije, padalce, ropsko i wrzody W moje sumnienie.
Widzisz w mej duszy biesów bestyje, Brudy, szkarady, niechże wymyje Twa krew najdroższa.
Lat trzydzieści trzy Tyś świat obchadzał, Byś nędzne ludzie w niebo przesadzał, Za co ja Ciebie
Niechaj na ziemi, w czyścu, w otchłani By też piekielnej, tak miłość rani, Ogłaszam wiecznie.
Uczyń mię gębką czy miotłą Twoją, Niech z Tobą spólnie, z ochotą moją Z dusz skazy zmiatam.
Niech ziemię, piekło żywo musztruję W Twej czci i sławie, niech Cię miłuję Z wszelkim stworzeniem.
Uczyń Twej chwały mnie instrumentem, Niech Cię wynaszam każdym momentem W całej wieczności.
Uczyń mię celem wszelkiej Twej woli, By najtrudniejszej, choć tej, co boli, Z reszty łask kwita.
JEZU po pracach krzyżem zemdlony, U słupa srodze za mnie zsieczony Udziel mi bólów,
Daj znać, że w krzyżach dukt w niebo prosty, Bym się nie zbraniał wszelakiej chłosty Z ręki ojcowskiej.
JEZU do krzyża przyćwiekowany, Zbity, skrwawiony, zamordowany, Pozwól łaskawie:
Niech w życiu, w zgonie najświętsze Imię Twoje, Twej Matki będzie w estymie. JEZUS, MARYJA.
6. Uwaga poranna
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Gdy ze snu powstaję, Wam serdecznie życia sprawy wiecznością oddaję,
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Nim bieg życia spłynie, Niech od wschodu do zachodu Wasze Imię słynie
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Ziem, niebios kochanie; Wasza miłość w ludzkich sercach niechaj nie ustanie.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Was witam serdecznie, Was wychwalać, Was ogłaszać przyrzekam statecznie.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Do stóp Waszych padam. Biedną duszę, twarde serce pod podnóżek składam.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Twe nóżki całuję, A za zbrodnie niezliczone rzewliwie żałuję.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Upadam do nóżek Z serca prosząc, niechaj będę Wasz wieczny podnóżek.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Ścielę się pod nogi, Niech mię depcą i tratują za grzech nader mnogi.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Z wstydu oczy kryję, Przez Was samych jednam, błagam a w piersi się biję.
Dobry dzień, dobry dzień, JEZU, MARYJA, Józef, Na twarz padam grzeszny. Niech za zbrodnie i swywole mam odpust pocieszny.
JEZUS, MARYJA, JÓZEF, JOACHIM I ANNA, Wam oddaję duszę i ciało moje grzeszne.
7. Uwaga wieczorna
Dobranoc, o Jezu, o miłości moja, Niech w Twych ręku usnę ja, lepianka Twoja, Niechaj mi się śni zawsze o Tobie, Niechaj rozmawiam z Tobą dziś sobie. O Jezu, me kochanie!
Dobranoc, o Jezu, o moja miłości, Boże serca mego, niech Twej Opatrzności Dzisiaj i zawsze pewien doznawam, Tobie się wszystek cale oddawam Z duszą i z ciałem grzesznym.
Jezu, pod Twe nogi składam głowę moje. Racz mię wziąć w opiekę i obronę swoje, Niech się zanurzę w Twe święte rany, Mój Zbawicielu, Jezu kochany, Niech w nich dzisiaj zasypiam.
Dobranoc, spraw, Jezu, dla samego siebie, Byś w mym sercu mieszkał jako w drugim niebie Tobie wszechmocny wszech rzeczy Panie, Niech się ma dusza dziś niebem stanie, O Jezu mój i Boże!
Dobranoc, dobranoc, o moje kochanie, Jezu mój i Boże, mój dziedziczny Panie, Przy Tobie wszelkich słodkości zdroju Niechaj zasypiam, Jezu, w pokoju Teraz i na czas wszelki.
Matko Boga mego i Stróżu Aniele, Miejcież o mej pieczą duszy i mym ciele, Patronie święty imienia mego, Broń mię tej nocy od wszego złego, Bądź mi strażą, obroną.
Suplika pokutującego
Witaj JEZU, vale świecie, Precz już z serca ziemskie śmiecie! Już pragnę statkować, Grzech cnotą wetować.
Boże w Trójcy nasz jedyny! Śmierć, Sąd, piekło trwoży z winy. Zmiłuj się! zlituj się! Zmiłuj się nad nami!
Święty, święty nad świętymi, Pokaż litość nad gr[z]esznymi! Zmiłuj się! zlituj się! Zmiłuj się nad nami!
Któryś zlepił człeka z gliny Bez najmniejszej swej przyczyny, Wołamy ze łzami: Zmiłuj się nad nami!
Któryś śmiercią świat odkupił, Gdy grzech z niebios prawa złupił, Śpiewamy ze łzami: Zmiłuj się nad nami!
Któryś z wiarą chrztem oświecił, Łask Twych promień w sercach wzniecił! Wołamy, wzdychamy: Zmiłuj się, zlituj się!
Przez samego Cię błagamy, Przez okienka ran wołamy, Płaczemy, jęczemy: Zmiłuj się, zginiemy!
O MARYJA, Tyś nadzieja, Błagaj Pana, Dobrodzieja, Przyczyń się, przyczyń się Za nami grzesznemi!
Dla JEZUSA Matko Boża Tyś bez cierni śliczna róża, Przyczyń się, przyczyń się Za nami grzesznemi!
Ej, dla Boga duchów chory! Niezliczone świętych dwory, Módlcie się, módlcie się Za nami grzesznemi!
Uwaga nędzy ludzkiej
Człek póki żyje na świecie, prawdziwy Bied jest i nędzy wszelkiej wizerunek. Głos, gdy się rodzi, wypuszcza płaczliwy, Jakby swój przyszły przeczuwał frasunek.
W dzieciństwie płacze częste i sowite, Groźny dozorca przykrzy się bez miary, Tudzież nauki, księgi rozmaite, Niemniej gatunku rozlicznego kary.
Nadchodzi wiosna kwitnącej młodości, Lecz i w tej jego stan jest opłakany. Srogi kredytor, szalone miłości Jak niewolnika trapią na przemiany.
W nowe go wprzęga prace wiek dojrzały, Chciwość go trudów nabawia i znoju, Bogactw, honorów blask go okazały Wabiąc, słodkiego broni mu pokoju.
Stary u wszystkich bywa w pogardzeniu. Bóle, choroby jego pozostałe Siły targają i jak w oblężeniu Zewsząd trzymają dni jego zgrzybiałe.
Co gorsza, znowu pod rządcą zostaje I w jarzmie musi jak z lat młodych chodzić, Na koniec śmierci zdobyczą się staje. Ach, miałżeś po co na ten świat się rodzić?!
Uwaga skruszonego serca
BOŻE niezmierny w przedwiecznej dobroci, Gdy się me życie i bieg wieku kroci, Choć późno, wołam: BOŻE, bądź miłościw, Żebrzę z Dawidem: BOŻE, bądź litosciw. Rano i w wieczór wzdycham z Dyzmasami, Z Twą Magdaleną, jęczę z Taidami: BOŻE, bądź miłościw.
Twoje wnętrzności do Ciebie wołają, Ciebie przez Ciebie serdecznie błagają Przez Miłosierdzie Twoje nieskończone W Ojcowskim sercu wiecznie osadzone, Przez Jezusowe rozgożdżone rany, Przez Krzyż i Mękę wołam na przemiany, BOŻE, bądź miłościw.
Na krzyż rozpięty Zbawicielu drogi, Deszcz krwawy z ran Twych, pot w Ogrójcu mnogi, Dusz kąpiel niech się zmyje i wybieli, Nim okrzepnę na śmiertelnej pościeli, Bym Cię oglądał, choć w tysiączne wieki Od tronu nie od miłości daleki: BOŻE, bądź miłościw.
Żal mi, żem zgrzeszył, lecz nie z straty nieba, Barziej niż nieba Ciebie mi potrzeba. Dla Twej miłości jedynie żałuję, Tysiączne nieba nie aprehenduję, Tyś jeden, BOŻE, nad wszytkie stworzenia, Nad życie, honor i obszerne mienia U serca mojego.
Dość sprośnym życiem Twe serce raniłem; Ach, bezrozumnie Ojca obraziłem! Dość Jezusowe rany odnawiałem, Grzesząc ból nowy bólom zadawałem: Niech miłość mści się w mej pokucie wiecznej, Niechaj pokuta w miłości statecznej Daje dowód żalu.
Proszę z Twej łaski, BOŻE miłosierny, Niech to otrzymam ja grzesznik mizerny. Uczyń mię celem wszelkiej Twojej woli, Niech pokutuję, wiecznie, żem z swejwoli Zelżył, znieważył Twój Majestat wielki Lecąc bez wstydu z grzechu w eksces wszelki. To moje żądanie.
Weź mię z dobroci na procę miłości W tysiączne druzgi z ciałem miotaj kości, Gdzie chcąc rzuć, rzucaj w piorunów możdżerze Na haki, pale, bo kocham Cię szczerze. Załóż w mym sercu hutę, niech goreję W ogniach miłością, niech wiecznie boleję. To moje zbawienie.
Cierpisz mię, BOŻE, tak długo na świecie, Bronisz, MARYJO, te obrzydłe śmiecie. Czym Warn zawdzięczę, ja grzesznik ubogi! Godzien już dawno w piekła ogień srogi, Kwituje z nieba dusza ukorzona: Osadź, gdzie miłość z karą skojarzona, JEZU i MARYJA.
Pijawka w ludzką, ja do JEZUSOWEJ Krwi się przypajam, obrony gotowej, Chwytam się, JEZU, Twych nóg z Magdaleną, Chwytam się Krzyża z rzewliwą Heleną, Wołam dziś, zawsze i całą wiecznością Tobie właściwym aktem i mądrością: BOŻE bądź miłościw.
Suplika o miłość Boga, JEZUSA i Maryi
Boże, Boże, Stwórco nasz! Kiedy Twoje miłość dasz, Kiedy Ciebie szacować I nad wszystko miłować Zaczniem wszyscy statecznie Prawa pełniąc skutecznie?
JEZU, JEZU, Panie nasz! Ty na twardym Krzyżu trwasz Zbyt zbity, skatowany! Srodze zamordowany, Nie gwoździe, Cię trzymają Więzy miłości, dają
Znaki ran oczywiste Sącząc krople krwi czyste, Żeś siebie wyniszczywszy, Wnętrzności wyiskrzywszy Twoją śmiercią nas zbawił, Eksces litości zjawił.
JEZU, JEZU, Ojcze nasz! Kiedy Matki miłość dasz? Twojej, Twojej Maryi, Najśliczniejszej liliji, Naszej obronicielki, We łzach pocieszycielki?
Ona gniew mityguje, Niebios groty wstrzymuje, Pod swój płaszcz przygarnywa, A łaskami okrywa Błagając Stworzyciela, Sędziego Zbawiciela.
Ach, tych trzech kochać mamy! A jedno serce mamy. Więcej, więcej serc trzeba! Wspomagajcież nas nieba, Boga, JEZUSA, Matkę, Byśmy nie wpadli w płatkę.
Trzeba lepiej i więcej Kochać oraz goręcej. Oni nasza nadzieja, Nie znamy Dobrodzieja Innego jako Poga Ani Matki, gdy trwoga.
O święci aniołowie, Wielcy serafinowie, Wyznawcy, męczennicy Z męczeńskiej ran krynicy Dajcie, lejcie potoki, By serc afekt stooki
Widział, kochał na wieki Boga topiąc powieki W Jego dziwnej piękności, Słodyczy i wdzięczności: On jeden wszystko może, Nas wiecznie zapomoże.
Niebiosa, o nas dbajcie, Z nami spoinie kochajcie JEZUSA i MARYJĄ Wszech wieczności liliją, Za nasze, Wasze dajem My serca Bogu wzajem, Na wieki.
Tekst o miłości Bożej
Boże mój! Boże, Tyś dobro najwyższe. Wielbię Cię, chwalę, stworzenie najliższe, Kocham Cię, Boże, kocham całym sobą, Kocham Cię, Boże, kocham całym Tobą, Twą wszechmocnością, przedwieczną mądrością, Wolą, pamięcią, Twą kocham miłością Jedynie dla Ciebie.
Boże i wszystko, królów, sędziów Panie, "Tyś jest, któryś jest" zastępów Hetmanie, Kocham Cię sercem, a sercem Maryi I wszystkich świętych w niebios kompaniji Śpiewam Ci "Święty, święty" z aniołami, Kłaniam się z księstwy i z cherubinami, Boś Pan nad Panami.
Boże, Tyś Ociec i Pan miłościwy, Na dobrych hojny, a na złych nie mściwy. Twe miłosierdzie wszystko opasało, Twojej litości i piekło doznało: Bo i tam winy nie z całej Twej siły Karzesz. Twą głoszą podziemne mogiły Dobroć nieskończoną.
Pełne niebiosa i ziemia szczodroty, W nędznych sierotach fortunne obroty, Zwierzęta, ptastwo żywisz i żywioły, Mrówki, robaczki są to nasze szkoły, W których się uczym Twego zmiłowania, Z onych konserwy i pieczolowania Twa dobroć jaśnieje.
Trosk alternaty i krzyżów krzyżyki, Gromy, pioruny, chorób komuniki, Śmierć, czyściec, piekło i wieczność bezdenn, Na firmamencie rozkosznie odmienna Na nas wołają prośbą, groźbą dają Impet miłości. Niech serca pałają Ku Stwórcy swojemu.
Kocham Cię, Boże, boś mię wprzód miłował, Kiedyś z niczego człekiem uformował, Twój obraz na mię, jakże Cię obrażać! Bez zasług łaski jak tego nie zważać! Tyś ze mną, we mnie, a ja w Twoich ręku, Mam wszystko w jednym Twej piękności wdziękul Boś Ty jeden wszystko.
Nic mi po niebie, jeślibym tam Ciebie Nie miał miłować, bo nie szukam siebie. Obieram piekło, gdzie się ból rozwarzył, Bylebym razem z serca afekt żarzył Ogniem miłości wiecznej, to zbawienie! Bez Twej miłości wszędy potępienie, Boże, me kochanie.
Nie odrzucajże, co moc Twa zrządziła, Łaskawość można ze mną uczyniła, Odbierz wiek, życie, zdrowie i fortuny, Honor i sławę, dziś mię rzuć do truny". Twoje to wszystko. Me serce gotowe Życia lub śmierci przyjmować osnowę, Jedne daj mi miłość.
JEZU, mój Boże, co ja grzeszny widzę, Za grzech żałuję, a złości się wstydzę. Za mnie nędznego łzy leją Twe oczy. Ach! z boku woda, z ciała krew się toczy, Jak Cię nie kochać! Tyś śmiercią ratował, W otwartych ranach drzwi, oknaś zgotował Do ucieczki grzesznych.
Cierpisz nas, Boże, cierpisz nasze winy, Niechże ja cierpię wiecznie bez ruiny Miłości. JEZU, wiecznie nosisz znaki Ran pięciorakich, obieram żyć taki: Umrzeć i cierpieć wolę, a być wiecznie, Gdzie Ciebie będę miłował statecznie, Niż grzeszyć na świecie.
Boże mój, niechże ja Twój będę wiecznie Cale i cały, niech kocham serdecznie. A żem był krnąbrny, nie rzutki w usługach Głupie ciesząc się w setnych grzechów długach, Ciebie samego Tobie ofiaruję, Przez Ciebie błagam, rany prezentuję JEZUSA mojego.
Wlepiam me usta w JEZUSOWE rany, O miłosierdzie, na piekło skazany Grzesznik wołając przez Twe rozwaliny: W rozdartych cząstkach dla mojej przyczyny Zmiłuj się, Boże! dla Twojego Syna Daruj, co moja zasłużyła wina, On nadto wypłacił.
Spojrzy na Jego, a oddal gniew srogi, Zaciętość serca odbierz, daj żal mnogi, Niech trupem padnę u nóg JEZUSOWYCH, Ani się wracam do ekscesów nowych: Pozwól pokucie frysztu, łask godziny Nie skracaj, a dla MARYI przyczyny, Boże, bądź miłościw.
Dziwny Bóg wszędy, we mnie najdziwniejszy, Mocny, cudowny, najmiłosierniejszy. Na Boga we mnie spojrzy, o Maryja! I święci Pańscy, niech życia linija Prosty dukt bierze do wieczności świętej, Broń od lewicy w dzień Sądu przeklętej, JEZU i MARYJA.
Boże miłości, serc jedyny celu, Zebrzem uznając Twą litość nad wielu, Tysiąc tysięcy daj serc, miły Panie, Milijon niebios mało na kochanie Ciebie, zmiłuj się! Kochaj za nas siebie, Nadgródź niezdolność, pozwól widzieć w niebie I kochać na wieki.
Tekst o Najświętszym Sakramencie przy elewacyi lub w procesyi
Zniżcie się nieba z aniołów pułkami, Rzuć się nikczemna ziemio z narodami, Pod nóg podnóżek, oto Pan zakryty, Oto BÓG prawy, oto skarb obfity. Padajmy na twarz BOGU w Sakramencie Całą wiecznością i w każdym momencie Z wiarą serca żywą.
Mitry, korony i najwyższe trony Zginajcie głowy w najgłębsze pokłony, Żywi, umarli, podziemne wądoły, Wszelkie stworzenia i świata padoły. Padajmy na twarz BOGU w Sakramencie Całą wiecznością i w każdym momencie Z wiarą serca żywą.
Oto Król niebios na krzyżowym tronie, Lud swój piastując na serdecznym łonie, Majestat zaćmił, by nas nie przerażał, A śmielej ludzkich serc miłość pomnażał. Padajmy na twarz BOGU w Sakramencie Całą wiecznością i w każdym momencie Z wiarą serca żywą.
Tu BÓG łaskawy, święty nad świętemi, Tu Miłosierdzie nad nami grzesznemi, Morze litości brzegów nie znające, Za co śpiewajcie serca pałające Ze wszystkim niebem i z całym padołem. Bijem Ci sercem, bijem oraz czołem, BOŻE utajony.
Oko nie widzi, serce prawda dojmie, Więcej BÓG może, niż wzrok, rozum pojmie. Nie widzisz Bóstwa, nie patrz i natury Ludzkiej w CHRYSTUSIE, Hostyi figury Zakryły: skłoń się BOGU w Sakramencie Całą wiecznością i w każdym momencie Z wiarą serca żywą.
Cud manny dusznej przeistacza wino I chleb w swe Ciało z istoty ruiną, Krwią się z człowiekiem spokrewnią BÓG tenże, Co Mojżeszowe laski mienił w węże. Jak z wody wino, tak z wina krew mieni, Który wywodził potoki z kamieni BÓG nasz wszechmogący.
My przepaść złości, a tu przepaść łaski. Gniew Boży trwoży za grzechów niesnaski, BOGU-śmy winni, a czym się zasłonim? Chyba mąk i ran ofiarą obronim. Spłacajmy długi JEZUSA ranami Przez nie wołając sercem i ustami, Boże, bądź miłościw.
JEZU, Tyś Ociec synom marnotrawnym, Których był otruł grzech jabłkiem niestrawnym. Ożywiasz oraz tak pańsko traktujesz, Otwarte stoły gód godnym gotujesz W tym Sakramencie na posiłek wieczny, By dusze brały swój koniec bezpieczny Z daru Ojcowskiego.
JEZU, Tyś Matką, nas śmiercią rodzący Niebu, sam Ciałem, Krwi mlekiem karmiący. Usta i serce w Twe piersi przebite Na pokarm duszom łaknącym odkryte Wlepiam zgłodniały szukając posiłku, Abym nie słabiał przy bliskim lat schyłku W drodze mej wieczności.
Westchnienie do Pana Jezusa
Przez cierniową koronę Twoję, Zbawicielu Panie odpuść grzechy myśli moich. Przez zawarte oczy Twoje na krzyżu odpuść grzechy widzenia mego. Przez upoliczkowaną twarz Twoję i usta Twoje śmiertelnemi bólami zamknione, JEZU mój, daruj winy języka mego, a niech odtąd o Tobie najczęściej rozmawiam i na chwałę Twoje. Przez przybite ręce Twoje odpuść winy rąk moich, a wstrzymaj je od złego dotknienia. Przez otwarty bok Twój włócznią odpuść winy żądz moich, a uczyń mnie sługą podług serca Twego. Przez przybite nogi Twoje do krzyża odpuść grzechy nóg moich, a prostuj je na drogę zbawienną, abym oglądał Cię na wieki i seraficzną miłością kochał wiecznie.
Pieśń
Miłość moja, miłość serdeczna, Miłość moja, miłość serdeczna, Jezus, Jezus, Maryja, Józef, Jezus, Jezus, Maryja, Józef.
Nadzieja moja beśpieczna, Nadzieja moja beśpieczna, Jezus, Jezus, Maryja, Józef, [Jezus, Jezus, Maryja, Józef.]
Fortuna moja w niebie wieczna, Fortuna moja w niebie wieczna, Jezus, Jezus, Maryja, Józef, [Jezus, Jezus, Maryja, Józef.]
Honor i sława w życiu, przy śmierci, Honor i sława w życiu, przy śmierci, Jezus, Jezus, Maryja, Józef, [Jezus, Jezus, Maryja, Józef.]
Hymn do Najświętszej Panny Loretańskiej
Ciebie, Boga Rodzico, chwalemy; Ciebie, niepokalanie poczętą w loretańskim domku poczętą, wyznawamy; Ciebie, wiecznego Ojca Córkę, wszystka ziemia w Lorecie weneruje; Tobie wszyscy aniołowie, Tobie nieba i wszystkie anielskie mocarstwa, Tobie cherubinowie i serafini bezprzestannym głosem wyśpiewują. Święta, święta MARYJA, Matko Boża i Panna, pełne są niebiosa i ziemia chwały majestatu Twego. Ciebie chwalebny chór apostołów, ciebie proroków, męczenników uwielbione wojsko, Ciebie po wszystkim świecie wojujący ogłasza Kościół święty. Matko Boga, Syna wcielonego, w Lorecie, Tyś dla zbawienia człowieka wygnanego, w loretańskim domku poczęła Syna Bożego. Tyś sobie obrała mieszkanie w Lorecie, gdzie nad wszystkie miejsca cudami jaśniejesz. Twój dom ojczysty z Nazaretu do Dalmacyi, potym Loretu, anielskimi rękoma przeniesiony. Twój Loret zamkiem grzeszników, opoką niedobytą od gniewu Bożego. Tam stolica łask Twoich za Rzymem, tak skarbnica odpustów i morze miłosierdzia. Tam się gromadzą tysiące ubogich, tam peregrynują książęce i sanatorskie stany. Tam raj wygnańcom ziemskim, tam niebo żyjącym, swoboda utrapionym. Tam wszelkie choroby i biedy, szczęśliwie swój koniec odbierają. Nie masz nad Loret miejsca cudowniejszego, nie masz wspanialszego i łaskawszego. Ty, Pani święta, loretańska Panno, bezprzestannie błagasz Boga zagniewanego. Przez cię zwalczone piekielne mocy, otworzone jest wiernym Królestwo niebieskie. Ty z Synem Twoim siedzisz przy prawicy Ojca przedwiecznego. Brońże lud Twój, Pani loretańska, i błogosław dziedzicznym poddanym Twoim. A rządź nami i podźwignij nas, najmocniejsza Pani. Zmiłuj się, litościwa Panno, nad nami, zmiłuj się nad nami. Niech będzie miłosierdzie Twoje z nami, bo w Tobie nadzieję pokładamy. W Tobie, Matko Boża, ufamy, brońże nas teraz i na wieki. BOŻE, któryś błogosławionej MARYI Panny domek przez wcielonego słowa tajemnicę miłosiernie poświęcił i tenżeś na łonie Kościoła Twego przedziwnie ulokował, daj abyśmy odłączeni od przybytków grzesznych, stali się godni mieszkańcy domu świętego Twojego przez Pana naszego.
Tekst do ś. Jana Franciszka Regisa S. J. Miss.
Janie Regisie, francuskiego nieba Ozdobo wieczna, twej łaski nam trzeba. Aniele ziemski, udziel nam czystości, Myśli, języka i serc niewinności. Cię aniołowie bronią w leciech małych, A Ty ratuj nas w grzechach zastarzałych, Wszakeś wyrywał z szatańskiej paszczęki Tysiące zbrodniów, dodaj i nam ręki. Za cudze winy krwawiłeś Twe ciało. Ach, nam grzesznikom jeszcze na tym mało, Że cię trapiemy, Jezusa raniemy, Gdy bez rachunku codziennie grzeszemy. Niechże choć kroplą zmyje nasze winy Jezus zraniony, Twej żebrzem przyczyny, Janie Franciszku, dziwny apostole, Mysyjonarzu w lojolańskiej szkole, Naucz nas śmiałków w Boskiej trwać bojaźni, A nie dbać ludzkiej szkodliwej przyjaźni. Ty cudotwórco grobowym popiołem Umarłych wskrzeszasz, chorych leczysz społem, Uzdrówże i nas, bądź pocieszycielem Smutnych, ubogich, sierot przyjacielem. My za to Boga wychwalać będziemy, Że w biednych łaski twojej doznajemy.
Pieśń do N[a]jś. Panny
Tysiąc razy, milion razy Trzeba by ludziom umierać Tysiąc razy, milion razy Czas by się w piekle zawierać, Gdyby nie ta, gdyby nie ta MARYJA broniła, Gdyby nie ta, gdyby nie ta Matką się stawiła.
Tysiąc razy, milion razy Boga za to wychwalamy, Tysiąc razy, milion razy Że tak dobrą Matkę mamy, Która w życiu, która w życiu Od grzechu ratuje, A po śmierci, a po śmierci Niebo nam gotuje.
Rzućmy oczy, rzućmy oczy Na cudowne jej obrazy, A porzućmy, a porzućmy Ciężkie Syna jej obrazy, Bo to ona, bo to ona Tego tylko broni, Kto się grzechu, kto się grzechu Śmiertelnego chroni. |