Odszedł Tomasz Wincenty Rzepa |
Tomasz Wincenty Rzepa, gnieźnieński poeta, prozaik, członek Związku Literatów Polskich, zmarł 23 lipca 2016 roku w wieku 67 lat. Pogrzeb odbył się w poniedziałek 8 sierpnia o godzinie 10:00 na cmentarzu św. Wawrzyńca przy ul. Witkowskiej w Gnieźnie.
Opublikował łącznie 13 książek, w swojej poezji nawiązywał do nurtu chrześcijańskiego.
„Poeta wbrew pozorom nie jest kimś szczególnym. Pewien rodzaj wrażliwości, mniejsza lub większa umiejętność operowania słowem, jak chirurg nożem a ślusarz pilnikiem, to pewnie definicja przybliżona. Jest jeszcze kilka innych cech poety - z punktu widzenia psychologa najczęściej poeta oznacza nie tylko słowa i sensy, ale też osobowość narcystyczną. Osobowość narcystyczna to nie to samo co narcyz, tak jak nie każdy wiersz to poezja. W przypadku Tomasza Wincentego Rzepy poeta oznacza osamotnienie w drodze. Osamotnienie nawet dziś w ostatniej drodze. Poeta to trudna profesja w mieście, gdzie liczy się tylko Chrzest Polski i głosy. Z naciskiem na głosy, czytaj: żużel i darmowe masowe koncerty. Co się liczy w przypadku poety? Wydane tomiki wierszy. To trudna inwestycja. 13 liczba podobno pechowa, poeci bywają przesądni, pewnie dlatego Tomasz Wincenty ofiarowując mi „Zmartwychwstanie”, podkreślał, to 12 tomik wierszy uściślając, że „Smutne słowo blues” to były opowiadania. Znaczenie poezji i poetów dla miasta liczy się znacznie prościej. To wyznacza zwyczajna liczba tablic i pomników. Trudno więc szukać tej wartości, a zatem liczba poety bezwzględne zero. Boli, zapewne i nie w tym rzecz czy poeta był wielki, a czas był, gdy pisał Tomasz Wincenty Rzepa naprawdę dobre wiersze. Zapewne nawet nie wiedział czym są slamy i cała ta poetycka celebryckość niszowa. 17 osób szło dziś za trumną poety. Żal chwyta za serce. Ten żal to nie żal poety, czas chyba odprawić Mszę za miasto, nawet jeśli to nie jest Arras. Panie Tomaszu. Nie będę owijał w bawełnę. Bywało między nami różnie. Pamiętam, jak mnie pan kiedyś w autobusie jadąc na Winiary ostrzegał, że przyjdą podpalić mój dom ludzie bez duszy. Albo kiedy zraniony jak Nikifor źle zrozumianą (moją) zapowiedzią pańskiego wieczoru autorskiego, przechodził pan na drugą stronę ulicy, śląc chłodne spojrzenie dezaprobaty w moim kierunku. Tak nagle, jak się pan obraził, tak nagle stał się kompanem przygodnych pogawędek. Rozmawialiśmy głównie o Sławku, ten poeta był bliski nam obu. Przy Szymoniaku raczej zmieniał pan temat, ale widać, że nie był panu obojętny. Raz też wspomnieliśmy Annę Piskurz – to była długa i ciepła rozmowa. - Ten Jung proszę pana, to jest poeta. Czytałem mało, ale takie rzeczy się wie – powiedział pan zupełnie niedawno. 17 osób szło dziś za trumną poety. Był trudnym człowiekiem, bo trudno jest żyć z piętnem choroby, co ją durni i złośliwi nazywają pomieszaniem zmysłów. Tomasz Wincenty Rzepa, zamknięty w swojej samotni miał może dwie lub trzy osoby, z którymi czasem chadzał na kawę, czasem wychodził do klubu pewnej gazety. Dziś spoczął w pięknym miejscu. To jednak nie była inicjatywa miasta, które nawet nie wysłało najniższego urzędniczka z choćby jedną białą kalią, jedną różą albo 13 goździkami, bo tyle było książek Tomasza Wincentego Rzepy, a przecież jego strofy zwłaszcza z „Kantyczek świętych” – sławią Gniezno na Watykanie... W tych 17 idących za trumną przynajmniej 3 osoby przyjechały z Poznania, ze Związku Literatów Polskich. Koledzy po piórze wygłosili słowo o i do Tomasza Wincentego. Sławomir Krzyśka też zabrał głos. Trzeba oddać sprawiedliwość żyjącym – starostwo obecne było w osobie dyrektora wydziału Kultury i Promocji. Pani Maria, która czasem, żartuje, że każdy kiedyś będzie jej klientem, pomogła poecie po śmierci z siebie samej. W tej krótkiej ostatniej drodze poety poza dyrektorem biblioteki żadnej obecności miasta...
Dawid Jung, z którym tak niedawno rozmawialiśmy o „Zmartwychwstaniu”, napisał rzecz ważną. Nie stać cię miasto na trwonienie ludzi. Rzecz nie tylko w poetach. Nie stać cię miasto na brak wiązanki, brak towarzyszenia w ostatniej drodze Tomasza Wincentego Rzepy. Masz tych poetów, że zliczysz na palcach jednej ręki, a liczysz tylko to, czego ci zbywa, lub z czego będą głosy... relacje w mediach, najlepiej ogólnopolskich i słowa uznania gawiedzi. W mediach pracują ludzie, również Twoi ludzie... Ludzie mają pamięć o niepamięci. Jeśli zaś chodzi o gawiedź, ta bywa kapryśna. Ilu masz jeszcze miasto członków ZLP? Cokolwiek by dziś o związku nie mówić...
Panie Tomaszu rzecz jasna nie trzeba kłamać. Między nami bywało różnie. Przyznaję, nie wszystkie wiersze mnie zachwyciły. Za to pamiętam, jak wiele radości dały opowiadania ze „Smutnego słowa blues”. Robiliśmy też spotkanie po ich wydaniu w nieistniejącej już galerii przy Farnej. Wydaje mi się, że prowadził Szymoniak. Poeta, dziennikarz, prozaik... 17 osób szło dziś za trumną poety. To chyba wszystko, co chciałem powiedzieć miastu i poecie na do widzenia”.
Redakcja „Zeszytów Poetyckich” dziękuje p. Jarosławowi Mikołajczykowi, red. naczelnemu „Gnieźnieńskiego Informatora Kulturalnego” za możliwość przedruku tekstu i fotografii ze strony www.popcentrala.com |