Marcin Zegadło - prezentacja |
ZIARNO. TRYMERSTR PIERWSZY
dla Ka. i Wi.
Możesz spać spokojnie. Niewygodne ciało podaj dalej, niech obrasta tłuszczem, poci się i gniecie w bladych wnętrzach klinik, w szumach porodówek. Pójdzie w dobre ręce, ulepi od nowa. Teraz tylko woda, w której się kołyszą ślepe ziarna
bez imion udające dzieci (tętniące kapsułki pełne krwi i znamion, w zaciśniętych piąstkach i miękkich pachwinach). Ciało poślij przodem przez zimne oddziały, oddaj ze spokojem grupom specjalistów. Rzecz w tym, żeby przed czasem nie uronić kropli.
Ciepłe ślady w pościeli, słodki zapach skóry, jej kolor - jak światło utopione w miodzie. Zatrzymane na dłużej jasne sprawy, do których można wrócić od zaraz lub wszystko wygasić (pod powieką urządzać cykle przemeblowań: wanny i kołyski na przestronnych piętrach).
Nie mieszaj w to ciała. Ciało się wypełnia. Zbiera wysokie noty podczas festiwali badań i oględzin, w których uczestniczy – już posłuszne i ciche – jeszcze tutaj mieszka. Więc sypiaj spokojnie zanim wyjdzie na jaw, pomnoży przez siebie raz na zawsze – wszystko.
23.02.2009 r. Częstochowa
PUSTOSTAN
Może coś się wydarzy jeśli nas zaniosło na obce osiedla w samym środku zimy. Środek zimy w nas ugrzązł i odciął nam odwrót. Jeszcze mamy dla siebie odrobinę ciepła trzymaną na zapas w zwrotach i formułach raczej grzecznościowych - prosty
zestaw oświadczeń. Posiadamy w zanadrzu kilka uroczych wyznań, chociaż nie będzie z tego wiersza o miłości, liczą się przecież intencje. Siedzimy w tym razem. Mam w sobie niewdzięczność dzieciaka spod klosza. Modlisz się, żeby nasze lepiej się chowało, wyrosło na
zdrowe, nie przyniosło wstydu. To się układa w całość. Uczę się powoli: nowej ziemi, stref wpływów i rozkładów zajęć. Przychodzę zmarznięty. Możesz mnie przygarnąć jak brzydkie, cudze dziecko. Zrób dobry uczynek i wyląduj w niebie na miękkich poduszkach
w przezroczystej kiecce. Nie czeka cię przecież zbyt wiele atrakcji. (wciąż śnią nam się bliźnięta zanurzone w wodzie). Ciąg dalszy nastąpi w serialowej wersji: koleiny intryg i cyfrowe zumy, bez wymownych metafor i znaczących ujęć. Właściwie, idzie na lepsze i nabiera tempa:
Stare się w nas wytopi, urodzi się Nowe.
26.02.2009 r. Częstochowa
SPAM
Tyle na początek. Śnieg ustępuje miejsca grafitowej mazi. Posypało się z dachów i przykryło chodnik. Trzeba stąpać ostrożnie jak podczas przeprawy przez zamarzniętą rzekę. Zostawiamy ślady i ślady zostają na nas. Coraz więcej brudu.
A miało nam zaświecić wesołe słoneczko. Mieliśmy złapać na szybko trochę witaminy. Teraz na pewno jeszcze się przypląta ostry nawrót tej samej co zawsze infekcji. Będziemy się wytykać grubymi palcami, połykać paznokcie, szarpać za języki. Ogólnie
bez fajerwerków i na nic się zdaje nieustanne czekanie na własny nowotwór - żeby można coś wreszcie wyhodować, dopieścić, zawinąć się i wykreślić z listy uczestników konkursów i zabaw przez które płyniemy jak przez żyły kroplówek, aorty wenflonów.
Mocna rzecz. Dać się przeżyć. Bez mrugnięcia okiem. Jest inny wariant: Suniemy pod światło. Miasto się rozpuszcza i marznie na przemian. Wciąż jesteśmy dostępni, można nas wyłowić, ocalić zestawem ofert typu All Inclusive. Powiedz czy nam wystarczy taki słodki bonus?
Powiedz: Czy nas zbawi?
20.03.2009 r. Częstochowa
NAPISY KOŃCOWE
Mało śpimy księżniczko. Ciemność nam okazała tyle cierpliwości. Poruszamy się pewnie w niezgrabnej przestrzeni, z niejasną intencją. Chodzi wyłącznie o równowagę. Życie na oślep albo ślepy traf. przelotne odpady - jednocześnie: kontrakty i oferty, zdrowa żywność,
badania okresowe, cudze dzieci w słonecznych mieszkaniach, fotografie i pirackie wersje płyt, poczekalnie, zapis cyfrowy usg (vol.1), niepokojące diagnozy, kojąca lektura fachowej prasy, gabinety, zapis cyfrowy usg (vol.2), pomieszczenia socjalne, urzędy i kościoły, opuszczone posterunki graniczne
na zachodzie, szczelne posterunki graniczne na wschodzie, wstęp surowo wzbroniony, transfer wzajemnych ofiar i poświęceń, śmiech na sali, sprzedaż alkoholu nieletnim, wejścia dla personelu, wyjścia z sytuacji, palenie na czczo, kawa czy herbata. Wszystko dla ciebie księżniczko. Trzymajmy się reguł.
Bez żadnych wyjątków, zająknięć i pustych przebiegów. Jedziemy na trzy zmiany. Spróbuj zmrużyć oko lub puść oczko do wszystkich szczęśliwych zakończeń. Masz swój udział w jak dotąd udanym projekcie. Dlatego zostań i baw się, kołysz nad krawędzią. Jestem obok i czekam, wciąż piję i palę.
20.03.2009 r. Częstochowa
KSIĘGA IMION. TRYMESTR DRUGI
dla Wi. No dalej! Zajedźmy ten wątek do końca. Jeszcze na bagażach, w kartonach. Piwnice pełne po brzegi i trzeba się wspinać żeby coś wyłowić. Czas nam się mnoży przez krótkie miesiące i wciąż nas przybywa. Więc nosisz dumna piersi, na których pulsują niebieskie
dorzecza zaplątanych żył. Zresztą, to tylko początek kolorowej serii wrażeń i uniesień z cyklu: Czas na zmiany. Teraz płyniemy z prądem i to nas nie razi. Inne światło nas budzi, panoszy się w ciemniach rozbieganych źrenic. Chodzi o życie księżniczko, po które sięgamy
ostrożnie jak po dziecko brane z obcych ramion. Mieliśmy na wyłączność szumiący karnawał. Styl wolny. Droga wolna. Rejestry i spisy doskonale spełniały swoje zacne funkcje – bez udziału naszych, wiecznie zmiennych danych. Żyć nie umierać, skoro o tym mowa. Zostawmy to innym
w wymownej potrzebie. Daj się skusić i zostań w przestronnych pokojach. Odliczaj cierpliwie i zmieniaj nastroje. Żadnych trików i kruczków. Nic czego nie można wyjaśnić sennikiem lub inną pokrętną instrukcją obsługi. Zresztą, mamy tu doskonały widok na dzielnicę. Zaczynamy od drzew,
ich surowych imion.
07.05.2009 r. Częstochowa
OBRĘCZ. OBLĘŻENIE
Na tobie się kończę. Mam jeszcze w zanadrzu kilka uciesznych gestów (dramatyczne wyjścia w przypadku awarii, która musi nastąpić żeby nas nie zawieść, nie zwieść na stabilne i pewne manowce). Masz w sobie tak niewiele z chłopców śpiących
pod soczystym drzewem. Masz w sobie tak niewiele.– mówi mrużąc oczy i przepada we śnie jak w dusznym terrarium. Jestem na śmierć zdany. Posłuszny i niewierny bawię się twoją tęczą, kurczę się w modnych ciuszkach i doglądam wystaw. Czas
nam pokazał i czas nas pokarze. Zapraszam na karuzelę, powirujmy wspólnie nad fontannami ognia, nad dymiącym miastem. Sen się wypełnia jak getto. Będą nas wywozić. Transport czeka gotowy na sygnał odjazdu. Nie będzie już poza nami
innego źródła bijącego z rany. Jestem wyschniętym sercem, niewidomym dzieckiem po które sięgasz przez gęstą odległość.
Niczego nie pragnąc wciąż zostawiasz na mnie
swój oddech
jak płonącą gazę.
06.06.2009 r. Częstochowa
ZAPADANIE. LEITMOTIV.
Bawmy się chłopcy do końca. Drzewa nadają kursywą. Wystarczy czytać, ćwiczyć pamięć i podawać dalej. Głosy niosą się pewnie przez cierpliwe strefy – tam ruch nas upewnia, że może się bez nas obejść dowolny porządek i dowolne ciało. Stamtąd przychodzimy
w kompresach, z różowych dłoni dziewcząt. Zmęczeni i pewni że odbył się wreszcie oficjalny koniec stanów nieoficjalnych. Nasze górą, słowem: po chuj nam taka zabawa. Chociaż, przyjemnie szczypie w język opalona skóra na pulsujących piersiach wspomnianych już
dziewcząt. Wcieranie w siebie na zmianę drobnych ziaren – posiew z tłustych bakterii – wilgotne plantacje, kolonie miękkie jak upał w uduszonych sadach. Oddychaj siostrzyczko. Łap oddech braciszku. Każdemu po równo z fanaberii świętych: rozstrojów i poręczeń,
z nowomowy wyznań. Jesteśmy zastąpieni w większości sekwencji. Obrazy pracują na pełnych obłokach. Powinniśmy nareszcie przywiązać się do siebie, nie wnosić sprzeciwu i przedsięwziąć plany. Cieszyły nas przecież podobne nieprawdy. Wciąż tańczą dla nas.
Martwe i ozdobne.
11.06.2009 r. Częstochowa
VERTIGO
Wciąż wracam, miękki od poparzeń, łagodny jak nasienie na wytartej skórze. Możesz mnie połknąć bez obaw, rozpuszczam się w tobie, spóźniony i cichy, do końca bezpieczny. Niczym już nie grożę. Jestem obudzony. Opowiem ci wszystkie czarno-białe bajki. Będą uschnięci
chłopcy w brudnych pajęczynach, przemoknięte dziewczęta na nieczynnych stacjach – podobne do ciebie jak siostry, które odeszły do obcych mężczyzn z kolorowych dzielnic. Będą zmartwychwstałe dzieciaki - na wiecznej gwarancji, nietknięte przez złe wiersze
w przesadnych intencjach. Godziny, przez które musimy się przebić. Cóż jeszcze? Bezpieczna przeprawa przez szumiącą rzekę? Staranne aranżacje. My – bez powodu jak bez winy. W nieustannej przenośni. Już się nakochałaś. Już się nakochałeś. Teraz możesz odetchnąć
z przenoszoną ulgą. Wciąż mi się opłacasz. Chociaż kalkulacje mamy już za sobą. Staramy się zmieścić w ciasnych epilogach. Będziemy dojrzewać w słońcu na błyszczących plażach. Będziemy
rodzić jak ziemia surowe owoce.
17.06.2009 r. Częstochowa |